Miłość i Potwory
post apokaliptyczne science fiction

Połączcie ze sobą komedie, love story, kino drogi i monster movie, a dostaniemy jeden z moim zdaniem ciekawszych filmów tego roku.
Jaki jest ten film?
Za reżyserię odpowiada Michael Matthews, który wcześniej wyreżyserował jedynie „Pięć Palców dla Marsylii”. Można powiedzieć, że jest on debiutantem. Zwłaszcza, że jest to jego drugi film pełnometrażowy i pierwszy tego typu, a jak mu to wyszło, o tym za moment. Natomiast za scenariusz odpowiada Brian Duffield (Opiekunka; Niepokonana) oraz Matthew Robinson (Dora i Miasto Złota; Little Shop of Horrors).
Po zwiastunie nie miałem wysoko postawionej poprzeczki.
Wyglądał on… niecodziennie. Połączenie post – apo w stylu z The Last of Us i komedii. Stwierdziłem: „A co tam, obejrzę”. Ale najpierw fabuła.
W ziemię ma uderzyć tajemnicza asteroida. Ludzie postanowili rozwalić ją, co im się udaje… z kiepskim skutkiem. Ponieważ, jak się okazuje za sprawą asteroidy zwierzęta takie jak płazy, owady, gady itp. zaczęły mutować i siać spustoszenie. W ciągu pierwszego roku eliminując 95 % populacji ludzkiej. Minęło siedem lat od tamtych wydarzeń, a my poznajemy Joel’ a. Chłopaka, który podczas ataku potworów stracił rodziców i musiał rozstać się ze swoją dziewczyną, ale obiecał jej, że ją odnajdzie.
Kiedy tracił już jakąkolwiek nadzieję, w końcu nawiązuje z nią kontakt. Postanawia wyruszyć na wyprawę, pełną przygód i niebezpieczeństw. Dla niego jest to wyjątkowo trudne, ze względu na to, że w obliczu zagrożenia, paraliżuje go strach, staje jak wryty i nie wie co zrobić.
Czy mimo to uda mu się odnaleźć swoją ukochaną i przy okazji nie zginąć?
Pomówmy teraz o głównym bohaterze. Jest on trochę takim ciamajdą, który jest niedoceniany, ale mimo to chciałby się wykazać. W trakcie filmu nabiera odwagi, staje się mężniejszy i udaje mu się przezwyciężyć swój strach. Taki typowy bohater, który odbywa swoją podróż i zmienia swoje nastawienie oraz charakter.
Jego charyzma i taka nieporadność są zagrane bardzo dobrze. Podobała mi się ta postać i cały czas trzymałem za nią kciuki, aby jej się udało. Nie jest to może występ godny Oscar’ a, ale zdecydowanie warty uwagi.
Pozostali aktorzy sprawdzają się równie dobrze. Szczególnie duet Clyde’ a (Michael Rooker) i Minnow (Ariana Greenblatt). Są oni bardzo ciekawymi postaciami i chętnie bym obejrzał kolejną część z tego uniwersum z tą dwójką jako głównymi bohaterami.
Przejdźmy do głównej atrakcji, czyli tytułowych potworów.
Nie wiem, jak to zrobili, ale udało im stworzyć je tak, jakby były prawdziwe i serio mogły poruszać się po naszym świecie. Każdy z nich, ma swój unikalny wygląd i konkretne cechy. Nie ma sytuacji, gdzie te potwory wyglądałyby tak samo. Często mamy okazje przyjrzeć im się z bliska i o ludzie…Wygląda to niesamowicie. Trudno jest to opisać, dlatego powiem tak. Jeśli nie wiecie, czy warto obejrzeć ten film, to potwory są tutaj zdecydowanie argumentem za.

Efekty specjalne są super. Cały świat przedstawiony, jest niesamowity. Pełen roślinności, fauny i flory, nowo powstałego ekosystemu. I twórcy mimo niskiego budżetu, osiągnęli cudowne efekty. Tutaj małe porównanie z „Wonder Woman 1984”. Tamten film kosztował 200 milionów $ i efekty wyglądały jak z plastiku. Tutaj przy szacowanym budżecie 30 milionów $, te efekty wyglądały zdecydowanie lepiej i było ich znacznie więcej.
Z plusów tego filmu mogę na pewno wymienić role psa. Ten czworonóg, towarzyszy naszemu bohaterowi przez większość filmu. I nie dość, że sam w sobie jest przeuroczy, to jeszcze twórcom udało się stworzyć dla niego motywację i charakter. No po prostu złoto.
Drugim plusem jest sam film. Już tłumaczę. Twórcom udało się połączyć post – apokaliptyczny świat, urocze love story i kino drogi w jedno. I stworzyć kompetentny i wspaniały do oglądania film.
Podsumowując „Miłość i Potwory” to super film. Zabawny, ciekawy i świetny w swoim wykonaniu. Mam nadzieje, że powstaną kolejne części, a film zostawia otwartą furtkę w tym kierunku.