Mów do mnie!
zapal świeczkę, uściśnij dłoń i powiedz …
Ja to chyba jestem swego rodzaju masochistą…
Już tłumacze.
Boje się horrorów, ale to tak na maksa. Zwykłe tupnięcie nogą albo wyskoczenie kogoś zza drzwi wywołuje u mnie zawał. Ja jestem typem osoby, która na horrorach pierwsza by była gotowa do ucieczki.
Mimo to…dalej chodzę na każdy możliwy horror, jaki pojawi się w kinach. Bo cholera, uwielbiam je. Uwielbiam oglądać bohaterów, zagłębiać się w ich psychikę, obserwować, jak radzą sobie z tymi wszystkimi wydarzeniami. Zarówno tymi paranormalnymi, jak i nie.
Z tytułów, które kocham całym sercem, mogę wymienić choćby „Candyman” z 2021 r. (WOW, to już dwa lata); „To: Rozdział 1”; „Uciekaj”; „Nie!”; „Śmierć nadejdzie dziś”; „Ciche Miejsce”; „Obecność” …na każdym z nich bałem się jak cholera, jednak wciąż dalej chciałem je oglądać do samego końca.
Tak samo było przy okazji omawianego dzisiaj „Mów do mnie!”, od studia A24. Doskonale wiedziałem, że będę bał się wszystkiego na ekranie, ale i tak poszedłem na ten film. I nie żałuje tej decyzji. Bo gdyby nie to, straciłbym możliwość obejrzenia najlepszego horroru tego roku.
Ktoś teraz mógłby mi powiedzieć „Spokojnie, jeszcze się tak nie ekscytuj, czeka Cię seans „Porady na zdrady 2” i wtedy będziesz mógł mówić o horrorze.”
Ale żarty na bok.
Bo w tym przypadku mogę na poważnie powiedzieć, że jest to najlepszy horror tego roku. Jak nie ostatnich kilku lat. No dobrze, ale czym właściwie jest ten film i skąd te wszystkie pozytywne głosy wokół niego?
Już spieszę z odpowiedzią. Także zapalcie świeczki, odpalcie stoper i powiedzcie „Mów do mnie!”…
Za reżyserię odpowiada duet braci Philippou, Danny i Michael. Natomiast scenariusz napisali Danny Philippou oraz Bill Hinzman. Tutaj mam dla Was ciekawostkę, ponieważ duet reżyserki to…Youtuberzy. Bracia Philippou znani jako RackaRacka tworzyli filmy na tej platformie od 2013 r. W tym czasie zebrali 6,5 mln subskrybentów i ponad miliard wyświetleń.
Ja w sumie o tym wszystkim dowiedziałem się, kiedy obejrzałem recenzję tego filmu, na kanale Sfilmowani (swoją drogą polecam, naprawdę fantastyczni ludzie). Potem zobaczyłem ich kanał i z automatu polubiłem tych gości. Są naprawdę zabawni, często się wygłupiają i zachowują się, jakby mieli ADHD (czyli całkiem jak ja). I serio dobrze się ogląda ich materiały. Dlatego też polecam ich sprawdzić, bo znajdziecie tam wiele świetnych rzeczy.
Ich film zadebiutował na Sundance film festiwal, co już jest ogromnym osiągnięciem. Tam spotkali się z bardzo pozytywnym odbiorem i wielu znanych reżyserów pozytywnie się wypowiadało na temat ich produkcji.
A potem zdarzył się cud i studio A24 kupiło ich film wypuścili go do kin na całym świecie.
Jest to mega osiągnięcie i z całego serca gratuluje obu panom. Zwłaszcza, że włożyli w ten projekt masę pracy, wysiłku, serca i przede wszystkim czasu. I opłaciło się to, ponieważ zostali docenieni na skalę światową. W dodatku przez studio, które teraz odpowiada za renesans horroru XXI w.
Jest to również lekcja dla twórców takich jak ja, że każdy może osiągnąć sukces. No i nie ukrywam, że sam chciałbym kiedyś nakręcić film, który będą emitowali w kinach. Może kiedyś…
Za dystrybucje odpowiada moje ulubione studio A24, które z każdym kolejnym filmem zaskakuje mnie coraz bardziej. Dla nie wtajemniczonych, odpowiadają oni za te bardziej niszowe filmy. Spod ich skrzydeł wyszło Oscar’owe „Wszystko, wszędzie, naraz”. Film „X” w reżyserii Ti Westa, który dekonstruuje w swoim filmie kino. Robert Eggers i jego „The Lighthouse” z Robertem Pattinsonem i Willemem Dafoe.
Adam Sandler dał znakomity popis aktorski w „Uncut Gems”. Adam kurde Sandler. Gość, który grał w tych wszystkich kiepskich komediach, pokazał się od tej artystycznej strony. „Wieloryb” w reżyserii Darrena Aronofsky’ego, z fantastyczną rolą Brendana Frasera. I przepraszam za określenie, ale było to j* arcydzieło. A Frazer zasłużył na te wszystkie brawa i Oscar’ a. Poza tym nie można nie wspomnieć o „Lady Bird”; „Zielony Rycerz”; „Moonlight”; „Człowiek Scyzoryk” i wielu innych…
Jak widzicie, pałam ogromną miłością do tego studia i uwielbiam każdy ich projekt. Zwłaszcza, że dają szansę wielu znakomitym twórcom rozwinąć skrzydła, a nie tylko liczą na jak największy zarobek i budowanie kolejnej marki, pokroju „Avengers”, albo uniwersum „Obecności”. Jasne, zdarzają im się słabsze filmy, jak „Bodies, Bodies, Bodies”, ale jest to tylko wyjątek od reguły. A na jeden słabszy film, przypada 10 dobrych, jak nie więcej. Z resztą do tego filmu jeszcze wrócimy.
Co natomiast się tyczy „Mów do mnie!”, to musze przyznać, że z początku nie wiedziałem kompletnie o co chodzi. Widziałem jeden zwiastun na Tik Toku, przygotowany przez baoliin. Potem w Multikinie w Sopocie zobaczyłem plakaty tego filmu i zacząłem się zastanawiać „O czym cholibka jest „Mów do mnie!”?”.
Po jakimś czasie odpaliłem sobie zwiastun i pierwsze zaskoczenie było, kiedy zobaczyłem logo A24. Następnie zacząłem oglądać recenzje i każda w samych superlatywach wypowiadała się o tej produkcji. …że film stworzony przez Youtuberów, że świeże podejście do horroru, fantastyczna gra aktorska, świetne zdjęcia, muzyka itd.
W końcu stwierdziłem „Dobra!!! Pójdę na to i sprawdzę co i jak.”
No dobrze, to skoro mamy to już za sobą, to czas porozmawiać o fabule…
Przenosimy się do Australii, gdzie nastolatkowie spędzają czas głównie na imprezach, piciu alkoholu i…seansach spirytystycznych? My natomiast poznajemy Mię. Dziewczynę u progu dorosłości, która dwa lata wstecz straciła matkę w wyniku wypadku. Od tamtego momentu nie może się pozbierać, czuje się oderwana od całego świata i nie wie jak na nowo odnaleźć szczęście w swoim życiu…
Rozwiązanie jej problemu widzi w zabawie, którą organizują jej znajomi. W trakcie jednej z imprez zostaje wyjęta zabalsamowana, odcięta ręka. Na temat jej pochodzenia jest kilka teorii. Jedni twierdzą, że była to ręka medium, które porozumiewało się z duchami. Drudzy, że należała ona do satanisty. A trzeci twierdzą, że do wiedźmy. Zasady korzystania z niej są bardzo proste.
Należy zapalić świeczkę, żeby otworzyć wrota. Uścisnąć dłoń i powiedzieć „Mów do mnie!”.
Wtedy to przywołujemy do nas ducha, który będzie miał możliwość wejścia do naszego ciała. Opętanie nie może trwać dłużej niż 90 sekund i KONIECZNIE trzeba zgasić świeczkę. Bo jeżeli tego nie zrobimy, duch może chcieć zostać w nas na zawsze…
Główna bohaterka oraz jej znajomi traktują to jako świetną zabawę i każdy chce tego spróbować. Jednak jeszcze nie wiedzą co na siebie sprowadzili. W trakcie z jednego seansu dochodzi do wypadku. W całym zamieszaniu, bohaterowie zapomnieli zgasić świeczkę, a tym samym duch pozostał w ciele poszkodowanego. Mia i jej przyjaciele będą musieli zejść do samego piekła, żeby zakończyć to wszystko i zamknąć wrota.
Czy im się uda?
Fabularnie dostajemy naprawdę ciekawy mix. Bo jak to zwykle w horrorach mamy grupę nastolatków, która musi bawić się w zakazane rzeczy lub pojawić się w nieodpowiednim miejscu i czasie.
I fakt, tutaj również otrzymujemy naszą grupę nastolatków i oczywiście robią coś, co prowadzi za sobą konsekwencje. ALE dostajemy to podane w nowy i ciekawy sposób. Twórcy postanowili obudować historię na podstawie zabawy na imprezie, rzecz jasna z przeklętym przedmiotem, którego w ogóle nie powinni ruszać. Koncept bardzo prosty, ale działa w ramach filmu i jesteśmy w stanie w to uwierzyć.
Jest to również komentarz do obecnych nastolatków i generacji z (do której sam należę). Na szczęście bracia Philippou nie idą tropem „Bodies, Bodies, Bodies” i nie ukazują nas jako totalnych debili. Jasne, dalej główni bohaterowie nie za bardzo grzeszą inteligencją i mimo znania dobrze konsekwencji, brną w zabawę z duchami. Ale taka już konwencja horroru, co poradzić? Bez tego w końcu nie byłoby fabuły tego, jak i wielu innych horrorów.
Mimo to, dalej wierzymy w te postaci, jesteśmy w stanie z nimi sympatyzować, a tym samym przejmujemy się ich losami i wciągamy się w fabułę. Poza tym sam pomysł na rękę, która pozwala na kontakt z duchami wypada rewelacyjnie.
Mamy określone zasady, do których należy się stosować i idziemy według nich do samego końca. Nie znajdziemy sytuacji, gdzie twórcy mówią nam o czymś związanym z tym przedmiotem, żeby później w filmie o tym zapomnieć. Jest dany koncept i przestrzegamy go cały czas. Sam design tej ręki, przyciąga uwagę widza do ekranu i zdecydowanie zapadnie w pamięć, jako kolejny klasyczny artefakt z horroru.
I w końcu „Mów do mnie!” ma ukryty motyw. Przed seansem spotkałem się z recenzją Juliana z kanału „Brody z kosmosu” w której omawiał ukryte znaczenie tego filmu. Zauważył tam, że ta cała ręka i korzystanie z niej przez głównych bohaterów, jest alegorią do zażywania narkotyków i uzależnienia. I muszę przyznać, że ma to wiele sensu.
Najlepiej to widać na przykładzie głównej bohaterki. Jak wspominałem, straciła matkę, co negatywnie wpłynęło na jej relacje z rówieśnikami. Doprowadziło ją to do depresji, niejakiego oderwania od rzeczywistości i ciągłego poszukiwania sposobu na odzyskanie szczęścia. Rozwiązanie jej problemów, zaczyna odnajdywać w przywoływaniu duchów.
Z początku cicha myszka, która nie umie dogadywać się z innymi, aby po kontakcie z ręką stać się duszą towarzystwa. I jak się pewnie domyślacie, nie kończy się tylko na jednym seansie…Ponieważ razem z resztą ekipy powtarza tą zabawę ponownie i znowu i tak w kółko. Co oczywiście zaprowadzi ją do konsekwencji…
Jest to metafora uzależnienia. Do czego prowadzi ten rosnący powoli nałóg? Do równi pochyłej, która, jeżeli w porę się nie zorientujemy, może nas zaprowadzić do śmierci. I tak samo jest w tym filmie. Tutaj narkotyki zamienione są na te całe seanse, od których nasza Mia się uzależnia i nie widzi innego rozwiązania niż to.
Osobiście uważam, że twórcy zdawali sobie z tego sprawę i intencjonalnie zawarli to w swoim filmie. I zrobili to naprawdę dobrze. Dokładnie wiedzieliśmy o co chodzi. Jak to faktycznie wpływa na Mię i dlaczego to robi. Mieliśmy wszystko odpowiednio wyjaśnione i zaprezentowane. A nie wpychane nam łopatą do głowy.
Poza tym „Mów do mnie!” porusza kwestię presji rówieśniczej, poprzez postać Riley’ego, brata koleżanki głównej bohaterki. Ten z początku biernie uczestniczy w zabawie i jedynie się przygląda, jak Mia i reszta grupy kontaktują się z duchami. W końcu sam postanawia podjąć się i mimo zakazu siostry, robi to. Co rzecz jasna nie kończy się dla niego dobrze.
Jest to genialne zobrazowanie tego, jak narkotyki (trzymając się tego porównania) mogą wpłynąć na młodsze osoby. I jak na przykład dorosły ma wykształcony system co wolno, a czego nie, tak dziecko dopiero się tego uczy. I może to mieć znacznie poważniejsze konsekwencje. Ponownie, twórcy pokazali to w nienachalny i jednocześnie subtelny sposób.
Ogólnie też symbolika w tym filmie jest bardzo istotna. Wiele rzeczy, scen itp. pojawia się w trakcie filmu, aby na końcu powrócić z impetem. Jak choćby pewien kangur…
Swoją drogą jest coś, co bardzo chciałem poruszyć odnośnie „Mów do mnie!”. W Polsce na plakacie możemy zobaczyć napis „Poprowadzi Cię za rękę prosto do piekła”. W dodatku zawsze przed każdym filmem, jest krótka wstawka, gdzie aktor nawiązuje do wyświetlanego filmu i dziękuje za oglądanie z legalnego źródła. I tutaj zostało powiedziane „Odważysz się zejść do piekła?”. Też teraz dokładnie nie pamiętam, jak to brzmiało, ale miało związek z piekłem.
I uwierzcie mi, ten film pokazał piekło, jakiego dotąd nie znaliście. Ja widziałem już różne jego wizje i wiele o nich czytałem. Jednak żadne nie było pokazane tak realistycznie, jak to miało miejsce tutaj. Dokładnie nie powiem Wam, w jakiej scenie się ono pojawia, ale kiedy już jest…to robi piorunujące wrażenie.
Kiedy je zobaczyłem na ekranie, to miałem tylko poczucie, że za żadne skarby nie chcę tam trafić. Zrobię wszystko, byleby się tam nie wyladować. I niby to była tylko 20 sekundowa scena, ale przez te 20 sekund udało im się pokazać wiele. Moim zdaniem ta wizja skłoni niejedną osobę do bycia dobrym człowiekiem. Zdecydowanie mocna i genialna scena.
Bohaterowie są znakomici. Od razu mówię, że aktorzy wcielający się w nich, to nie są topowe nazwiska Hollywood, a osoby głównie znane w Australii, gdzie kręcony był film. Nie zmienia to faktu, że w swoich rolach wypadają kapitalnie.
Mia grana przez Sophie Wilde jest fenomenalna. Od samego początku lubimy jej postać, rozumiemy targające nią emocje i trzymamy za nią kciuki, aby nic jej się nie stało. Pomimo decyzji, które podejmuje w trakcie filmu. Bo rozumiemy skąd one wynikają i wiemy dokładnie, co do nich doprowadziło.
Uwielbiam też jak ona (oraz pozostali aktorzy) muszą grać po kilka ról, ze względu na koncept opanowania przez ducha. Nie ma się poczucia, że wygląda to komicznie lub tandetnie. Widzimy faktycznie te wszystkie duchy, które opanowują naszych głównych bohaterów.
Na pochwały zasługuje również Joe Bird jako Riley. Chłopak miał (moim zdaniem) bardzo ciekawe zadanie i wywiązał się z niego po mistrzowsku. Był on jedną z postaci, którą polubiłem najbardziej. Przez cały seans bałem się, żeby nic mu się nie stało. To dla mnie świadczy o dobrze napisanej i zagranej postaci. Utożsamiam się z nią i przejmuje się jej losami na ekranie.
Poza tym warto wspomnieć o reszcie młodej ekipy, jak choćby: Alexandra Jensen (Jade), Otis Dhanji (Daniel), Zoe Terakes (Hayley), Chris Alosio (Joss). Każde z nich wypada rewelacyjnie w swoich rolach, dobrze mi się ich oglądało, realnie oddali emocje swoich postaci na ekranie i faktycznie mi na nich zależało. Ja po tym filmie będę śledził ich przyszłe kariery, bo te zdecydowanie wystrzelą w kosmos.
Kolejnym ważnym aspektem, jest wykorzystanie efektów praktycznych. Cieszę się, że nie mieliśmy tutaj typowej sieczki w CGI. Jasne, miało to pewnie podłoże budżetowe i była to kwestia kosztów, ale nie zmienia to faktu, że film ten wygląda naprawdę dobrze.
Wszystkie projekty tych duchów, główna ręka, czarne oczy bohaterów, tuż po opętaniu. Wszystko jest genialne od strony wizualnej. Zwłaszcza te oczy, które ewidentnie chciały mi wyssać duszę…
Przyszedł czas, żebym omówił jedną ze scen, która najbardziej mi się spodobała z całego filmu i jest, moim zdaniem, wyznacznikiem tego, czy film Wam się spodoba.
Chodzi konkretnie o scenę, gdzie główna bohaterka Mia, miała już swój pierwszy seans i chce to powtórzyć u jej przyjaciółki Jade. Tam najpierw pokazane są przygotowania do wszystkiego, wprowadzenie i w końcu przechodzimy do głównej atrakcji filmu.
Wtedy w tle zaczyna przygrywać piosenka „Le Monde”, autorstwa Richarda Cartera. A my obserwujemy bohaterów, po kolei dających się opętać duchom…i to po kilka razy.
Jest to dla mnie o tyle wyjątkowa scena, ponieważ świetnie uchwyciła styl całości, genialną charakteryzację, bardzo dobrą grę aktorską i wręcz idealne połączenie audio – wizualne. Kiedy zobaczyłem tą scenę, powiedziałem sobie tylko w głowie:
„Wy jeszcze nie wiece, w co żeście się wpakowali…”
i obserwowałem wydarzenia dziejące się na ekranie, jak zahipnotyzowany…
Z resztą mam do Was prośbę, przesłuchajcie sobie tej piosenki i wtedy zdecydujcie, czy jest to coś dla Was. Ja osobiście o „Le Monde”, dowiedziałem się z filmików na Tik Toku. Stwierdziłem wtedy, że serio dobrze się tego słucha i puszczałem to sobie na okrągło. Jednak po seansie, muszę przyznać, że inaczej odbieram tą piosenkę. Dalej mi się podoba i jej słucham, ale jednocześnie mam z tyłu głowy sceny z filmu…
Podsumowując „Mów do mnie!” to zdecydowanie najlepszy horror tego roku. Świetna fabuła, ciekawe kreacje aktorskie, dobrze wyglądająca charakteryzacja, zapadające w pamięć sceny i film sam w sobie jest istnym majstersztykiem.
Z tego co wiem Bracia Philippou nakręcili już prequel i potwierdzony został sequel. Tak więc ten świat dalej się rozrasta i zarówno bracia, jak i studio A24 idą za ciosem. Ja nie mogę się doczekać, bo wiem, że nakręcą coś równie dobrego, jak nie lepszego. A tymczasem to tyle ode mnie, dajcie znać, jak Wam podobał się film i uważajcie na podejrzane ręce. Trzymajcie się i do następnego…
Hey There. I found your blog using msn. This is a
really well written article. I’ll be sure to bookmark it and
come back to read more of your useful info. Thanks for the post.
I’ll certainly return.
Pouczająca lektura! Doceniam szczegółowość i dokładność. Szkoda tylko, że niektóre fragmenty są zbyt techniczne dla laików. Mimo to, świetne źródło wiedzy!