Love, Death + Robots

1

Zwykły serial, czy realna wizja przyszłości?

Od wieków ludzkość zastanawia się nad odpowiedziami na nurtujące wszystkich pytania:

Jak będzie wyglądała nasza przyszłość?

Czy przejdziemy na pełną automatyzację?

Bill Gates wszczepia nam specjalne chipy do kontroli umysłów?

Pytań jest cała masa, a wszystkie sprowadzają się do wspólnego mianownika…

Mniej więcej w latach 80 – tych za pośrednictwem Williama Gibsona powstał Cyberpunk. Gatunek skupiający się w pełni na negatywnych skutkach funkcjonowania ludzi w otoczeniu zaawansowanej technologii komputerowej i informacyjnej. Świat bardzo mroczny, gdzie korporacje śledzą każdy twój ruch i niczym Orvellowski Wielki Brat, pilnują abyś nie wychodził przed szereg i robił to co do Ciebie należy. Miejsce, gdzie możesz wymienić dowolną część swojego ciała i zastąpić ją cybernetycznym odpowiednikiem. Gdzie większość stanowisk jest w pełni zautomatyzowana i wykonywana przez maszyny. Różnorakie gangi wykorzystujące swoją pozycje do sprzedaży narkotyków. Wysoko rozwinięte AI sprowadzone do roli domowych lokai i przynieś, wynieś, pozamiataj. Świat, w którym ktoś może ukraść Ci portfel, wyciąć Ci nerkę lub możesz zginąć po prostu zamawiając taksówkę.

Środowisko równie nieprzyjemne, co pociągające.

„Blade Runner”; „Akira”; „Upgrade”; „Matrix”; „Chappie”; „Raport Mniejszości”; „Cyberpunk 2077”; „Rok 1984”; „Kongres Futurologiczny”; „Ghost in the shell”; „Elizjum”. To tylko kilka przykładów wizji przyszłości w Cyberpunku, jednak mają w sobie kilka wspólnych elementów.

W niektórych głównym bohaterem jest policjant, w innym gangus, haker, detektyw, lub po prostu maluczki człowiek, który żyje z dnia na dzień, z nadzieją, że i dziś będzie mógł się spokojnie wyspać, bez noża na gardle. Aby któregoś dnia porzucić doczesne życie w imię walki o lepsze jutro. Wszystkie te wizje zazwyczaj przedstawiają multi kulturowe miasta, gdzie każdy obywatel jest podzielony zależnie od stopnia zamożności.

Tak więc mamy pełne przepychu i splendoru utopie, zajmowane przez szefów największych korporacji. Już nie tak bogatą, ale wciąż dobrze sytuowaną klasę średnią. Slumsy, gdzie każdy walczy nawet o najmniejszy oddech oraz nomadów. Wyznawców rzucenia wszystkiego i wyjazdu w Bieszczady. Z dala od wielkich futurystycznych miast.

Tylko oni, samochód i droga w nieznane…

Gatunek obfity w różnorakie interpretacje. Pozwalający na pełną dowolność twórczą i możliwość pokazania bardziej realistycznej lub tej mocniej oderwanej od rzeczywistości wizji świata.

A w tym wszystkim mamy „Love, Death + Robots”. Serial, który jest antologią kilku historii o Miłości, Śmierci i Robotach właśnie.

Ale czy na pewno?

Dziś chciałbym się skupić na kilku odcinkach z tej serii, przeanalizować je i odpowiedzieć na pytanie. Czy jest to realna wizja przyszłości?

Więc bez zbędnego przedłużania, zaczynajmy…

Jednak na początku warto sobie przybliżyć czym dokładnie jest „Love, Death + Robots”?

Jest to antologia powstała dzięki współpracy Tima Millera, który nakręcił Deadpoola oraz Davida Finchera. Gościa który dał nam takie klasyki kina jak „Fight Club”; „Zodiak”; „Siedem”; „The Social Network”.

Jednak skąd wzięli pomysł na tak szaloną serię?

Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy się cofnąć do przeszłości, do roku 1981.

Obejrzeliście już całe „Love, Death + Robots” i polubiliście ten świat? Niestety jeszcze musimy poczekać na nowe odcinki. Mam dla Was rozwiązanie. Zastanawialiście się kto wymyślił te wszystkie historie? Jak bardzo odcinki serialu odbiegają od materiału źródłowego? Czy ta znakomita antologia sprawdza się w formie czysto literackiej narracji? Tak, jak najbardziej. Wydawnictwo Nowa Baśń prezentuje pierwszą część antologii, w formie książkowej.

 Znajdziecie tutaj wszystkie historie, które znalazły się w pierwszym sezonie serialu. Każda napisana przez ich oryginalnego twórcę. Jeżeli myślicie, że jest to jedno i to samo co w serialu, to mylicie się.

Są one poszerzone o dodatkowe wątki, postaci, zasady w nich panujące. Różnią się pod wieloma aspektami względem swoich serialowych odpowiedników. Dzięki czemu ma się poczucie, jakby się odkrywało te historię na nowo. Na korzyść książkowego pierwowzoru przemawia możliwość samodzielnego zwizualizowania tych historii. Dzięki czemu nabierają drugiego dna i „Love, Death + Robots” prezentuje się niczym pozycja Orvella lub Lema.

Osobiście zachęciła mnie możliwość powrotu do tego barwnego świata i poznania moich ulubionych historii jeszcze raz. Jeżeli miałbym wybrać kilka z nich, które bym najbardziej polecił na początek, to zdecydowanie: „Świadek”; „Udanych łowów”; „Mechy”; „Historie Alternatywne”; „Trzy Roboty” i „Sekretna Wojna”.

Gwarantuje Wam, że są równie znakomite co w serialu, jak nie jeszcze lepsze. Książkę znajdziecie we wszystkich największych księgarniach jak Empik, czy Świat Książki. Polecam również sprawdzić inne pozycje od tego wydawnictwa, jak choćby prequel do gry Spider Man: Miles Morales. Gdzie poznacie przygody naszego przyjaznego pająka z sąsiedztwa sprzed wydarzeń z gry. Natomiast w krótce ma się pojawić również druga część antologii. Więc jest co czytać.

Rok 1981…

Miejsce miały protesty robotnicze w Polsce, doszło do zamachu na Ronalda Reagana, zakończył się komunizm w Europie Środkowej, w radiu przygrywa WHAM! i Michael Jackson, mnie nie ma jeszcze w planach, a do kin wchodzi niepozorny Kanadyjsko – Amerykański film animowany pod tytułem „Heavy Metal”.

Film opowiadał o zielonej, magicznej kuli Loc – Nar, która wszędzie sieje zło i zniszczenie. Podróżuje ona przez czas i przestrzeń i postanawia opowiedzieć o swojej potędze dziewczynce, którą ma zamiar zgładzić. Wtedy to film przedstawia nam zbiór antologii, każda w innym stylu animacji i w innej tematyce. Jednak wszystkie skupiały się wokół kosmosu, laserów, walk, pięknych pań i sex-u. Było to wcześniej coś niespotykanego i zaowocowało to bardzo ciepłym przyjęciem zarówno przez widzów, jak i krytyków.

„Heavy Metal” okazał się finansowym i krytycznym sukcesem, zarabiając 20,1 mln $, przy budżecie 9 mln. Poza tym zgarnął on nominacje w Saturnach w kategorii Najlepszy film SCI – FI. Oczywiście tam gdzie sukces, tam i chęć zdobycia więcej. I tak w 2000 r. nakręcony został „Heavy Metal 2000”. Tym razem już fabuła bazuje na komiksie Melting Pot, napisanej przez Kevina Eastmana, Simona Bisleya i Erica Talbota.

„Przed tysiącami lat Arakacjanie rządzili wszechświatem. Byli niepokonani, bo mieli dostęp do znajdującej się na planecie Uorobis komnaty życia, w której płynęła magiczna woda dająca nieśmiertelność. Pewnego dnia ich panowanie się skończyło. Zostali pokonani, a klucz prowadzący do komnaty wyrzucono w przestrzeń kosmiczną. Teraz odnajduje go człowiek Tyler. Każdy, kto dotknie klucza, popada w obłęd. Podobnie dzieje się Tylerem. Szaleniec pokona wszystkie przeszkody, aby tylko dotrzeć na Uorobis i napić się wody życia. Powstrzymać go może tylko Julie, która chce się zemścić na Tylerze za to, że ten wymordował mieszkańców jej rodzinnej planety.” Ten film zyskał już mniejszą liczbę ocen pozytywnych niż jedynka, ale wciąż spotykał się z uznaniem widzów jak i krytyków. Później planowano również trzecią część, jednak ta nigdy nie doszła do skutku. W międzyczasie wydawana była gazeta „Heavy Metal”, która to była inspiracją do pierwszego filmu, powstawały gry, w planach był remake itd. itd…

Ostatecznie o temacie zapomniano i został pogrzebany w odmętach czasu…

 A przynajmniej do czasu, kiedy duet Miller & Fincher postanowili stworzyć „Love, Death + Robots”. W przeciwieństwie do swojego starszego kuzynostwa, LD+R nie miało fabuły łączącej te wszystkie historie. Zamiast tego opowiada historie skupione wokół miłości, śmierci i robotów.

Na obecną chwilę mamy trzy sezony (czwarty jest w produkcji), pierwszy ma 18 odcinków, drugi 8, a trzeci 9. Najdłuższy trwa 22 minuty, a najkrótszy 6. Każdy jest robiony przez inne studio, poza tymi, gdzie mamy np. kontynuacje już wcześniej pokazanej historii (patrz „Trzy roboty”).

Mamy tu takich artystów jak choćby Alberto Mielgo, którego możecie kojarzyć z pracy nad „Spider Man: Into the Spider Verse”. Ten pracował nad jednymi z moich ulubionych odcinków z całej serii, a mianowicie „The Witness” oraz „Jibaro”. Polecam sprawdzić jego prace, bo jest to naprawdę człowiek z masą talentu.

Ale o nim opowiem kiedy indziej…

I to by było w sumie na tyle względem omówienia samego serialu. To skoro mamy to za sobą, możemy na spokojnie przejść do clou dzisiejszej recenzji.

Odcinki podane w kolejności od najstarszego do najnowszego. Bez dalszych wstępów, zaczynajmy…

[Sezon 1] „Odcinek 1 – Trzy Roboty”

Zacznijmy od samego początku. A może powinienem powiedzieć od końca?

Bo tak, ledwo zaczęliśmy odcinek, a już wiemy że na świecie nie pozostał żaden człowiek. My za to obserwujemy trójkę tytułowych robotów, K-VRC, 11-45-G i XBOX 4000, które odbywają wycieczkę szlakami naszej (już wymarłej) cywilizacji. Zaczynamy dosyć lajtowo, ponieważ mamy tu do czynienia z typowym (o ile można tak powiedzieć) obrazem świata po apokalipsie.

Zniszczone i zawalające się budynki, ulice przepełnione od aut, walające się wszędzie szczątki ludzi, a to wszystko dopełnione powoli rozrastającą się fauną i florą. Klimacik zupełnie jak z choćby „The Last of Us”, „Jestem Legendą” albo „Planeta Małp”. Czuć że jeszcze jakiś czas temu tętniło tu życie. Każdy żył swoim życiem, dbał o rodzinę, przyjaciół, chodził do pracy, rozwijał swoje hobby. Pranie czekające na zabranie przez właściciela, praca domowa do zrobienia, żeby nie było przypału u facetki z matmy, kot czekający na nakarmienie (o tym za chwile).

Tutaj już można mówić o jakimś tam scenariuszu końca naszego świata, jednak co do niego doprowadziło?

W trakcie swojej wycieczki, Roboty zastanawiają się nad ogólnym sensem istnienia naszej cywilizacji, zadając przy tym pytania, których by się nie powstydził choćby Grecki Filozof. Zastanawiają się nad tym, skąd my właściwie pochodzimy? Dlaczego jesteśmy tacy skomplikowani? Po co mamy tyle otworów, skoro moglibyśmy pobierać energię z akumulatorów? I w końcu najważniejsze pytanie, co doprowadziło do zagłady rasy ludzkiej?

Tutaj przychodzi z pomocą przychodzi bot 11-45-G, który w idealny sposób podsumowuje naszą cywilizację, kiedy odwiedzają pocisk nuklearny…

„11-45-G: Ano nie. W istocie ich panowanie zakończyła właściwa im pycha. Owo przekonanie, że stanowili szczyt waszego stworzenia, sprawiło, że zatruli swą wodę, zabili grunt i zdławili niebo. I ostatecznie nie trzeba było żadnej nuklearnej zimy, ponieważ starczała im ledwie ich bezkresna i bezcelowa jesień własnej samooceny.

K-VRC: Ziom, wszystko w porządku?

11-45-G: Taa, sorki. Ale trzeba przyznać, że brzmiało to lepiej niż: „A skąd, po prostu uwalili samych siebie własną krótkowzrocznością w kwestii środowiska”. Z perspektywy czasu zabrzmiało to jednak melodramatycznie…”

Nic dodać, nic ująć. Ten krótki dialog w idealny sposób pokazał, jakimi jesteśmy kretynami. Potrafimy rocznie wyrzucać do morza całe tony śmieci. Kupować coraz to nowsze rzeczy i wyrzucać te stare. Palić w wielkich elektrowniach i wydalać CO2 w ilościach hurtowych. Wspierać wielkie korporacje jak Apple, Amazon, czy Microsoft, które za chiny ludowe nie przejmują się środowiskiem, a jedynie czubkiem własnego nosa i górą pieniędzy. Cieszyć się jak głupi do sera, kiedy Elon Musk wystrzeli rakietę, ta eksploduje i jej resztki wylądują w morzach, oceanach itp.

 Ale hej, przynajmniej poleciała i będzie szansa skolonizować Marsa i tam zrobić dokładnie to samo co teraz na Ziemi. Innymi słowy totalny rozpie…

Ten odcinek jest zdecydowanie wybitną satyrą naszego obecnego zachowania względem środowiska i wielką czerwoną lampką, że powinniśmy się ocknąć, albo obudzimy się, ale już na tamtym świecie. Tutaj jeszcze na sam koniec jest mowa o tym, że postanowiliśmy zmodyfikować genetycznie koty i dać im przeciwstawne kciuki. Co również doprowadziło do końca rasy ludzkiej.

I to już jest rzucone bardziej jako żart, ale kto wie do czego jeszcze jesteśmy zdolni…

Odcinek 2 – „Za szczeliną orła”

Tym razem odchodzimy trochę od Ziemi, na rzecz podróży kosmicznych i bardziej hardkorowego SCI-FI. Poza tym to jest jeden z tych odcinków, na których się najbardziej bałem. Mamy do czynienia z podróżami kosmicznymi. Ludzie opanowali możliwość podróżowania przez całe galaktyki za pstryknięciem palców. Wszystko dzięki specjalnym szczelinom. Te wykorzystywane są choćby do dostarczania materiałów, surowców, itp. po całej galaktyce, w ułamku sekundy. Oczywiście są to podróże przez miliony lat świetlnych, więc załoga takiego transportowca by nie dożyła punku docelowego, bo najzwyczajniej w świecie zestarzałaby się. Na szczęście jest na to rozwiązanie. W tym celu wykorzystuje się specjalne komory kriogeniczne, dzięki którym taki lot jest jak lot samolotem, podczas którego ucięlibyście sobie drzemkę i chwile potem jesteście na miejscu.

I tak, tym razem jest to wizja bardziej oddalona od rzeczywistości (w przenośni i dosłownie). Po pierwsze ze względu na opracowanie paliwa pozwalającego podróżować z prędkością większą od prędkości światła. Gdzie my ledwo co opanowaliśmy podróże kosmiczne na księżyc i z powrotem. A co dopiero mówić o czymś takim. Poza tym kwestia komory kriogenicznej, dzięki której pasażer bez uszczerbku na zdrowiu i życiu, miałby możliwość takowej podróży.

Jest to jednak coś, co mogłoby zająć całe dekady nauki, testów i potem dopiero ewentualnego wykorzystania w praktyce. Jednak osobiście, jeżeli takie coś już byłoby dostępne, miałbym sporo wątpliwości.

Bo jeżeli widzieliście cały odcinek, to wiecie, że podróż naszych dostawców nie zakończyła się za dobrze. I nie dość, że wyrzuciło ich kilkaset tysięcy lat świetlnych od domu, na ziemi minęło blisko 150 lat, to jeszcze zostali mięsem dla rasy kosmitów, w których układzie wylądowali.

I ktoś mógłby mi powiedzieć, że nie mam co się martwić o kosmitów, bo do tej pory żadnych nie odkryto. To prawda, ale mi bardziej chodzi już o same kapsuły i ewentualne konsekwencje. Jeżeli widzieliście film „Interstellar” to mamy tam podobną sytuacje, tyle że zamiast komór kriogenicznych, mamy planety, na których pół godziny to 30 lat na Ziemi. I jest to dla mnie przynajmniej koncept przerażający z tego względu, że ty cały czas masz tyle samo lat i nie zmieniłeś się ani o włos. A tymczasem twoi bliscy, rodzina, przyjaciele, znajomi z pracy, żyją już z 10, 20, 30 lat o ile już nie zmarli. No jest to jednak coś co mnie niepokoi i wzbudza moją antypatię do tego typu rozwiązań. Jednak jest to (przynajmniej na razie) bardzo odległa przyszłość. Ale wciąż, bardzo prawdopodobna przyszłość…

Odcinek 5 – „Gdy zapanował jogurt”

Ok, mieliśmy coś bardziej i mniej realnego, to teraz czas na coś pomiędzy. Gdy zapanował jogurt… Czy trzeba tu coś więcej tłumaczyć? Ale o dziwo jest to całkiem realny (mimo bardzo pokręconego konceptu) scenariusz. Otóż badacze z Instytutu Biotechnologii Adelmana w Dayton, w stanie Ohio (bo gdzie indziej?) udoskonalali wykorzystywanie DNA przy tworzeniu komputerów. W tym celu pobrali próbkę jednego z najbardziej obiecujących i kompetentnych w obliczeniach ciągów kodu genetycznego i umieścili go w bakterii Lactobacillus delbrueckii, a konkretnie podgatunku bulgaricus, używanym do fermentacji jogurtu.

 Z początku próby były nieudane i w końcu jedna badaczek zabrała te bakterie ze sobą i użyła na swoim jogurcie. Ku jej zdziwieniu, dzień później ten zaczął się z nią kontaktować za pomocą płatków granoli, które wsypała.

Okazuje się, że eksperyment był sukcesem o jakim badaczom z instytutu się nie śniło. Jogurt przerastał inteligencją nawet najlepszych uczonych i pracował sprawniej niż niejeden komputer w NASA. W końcu wyszedł z propozycją, abyśmy w zamian za przygotowany przez niego plan naprawy ludzkiej gospodarki, oddali mu stan Ohio. Oczywiście ludzie jak to my, wyśmiali ten pomysł, ale zgodzili się na niego.

I jakżeby inaczej wszystko szlag trafił. Poza stanem Ohio. Otóż głowy państwa i naukowcy stwierdzili, że zmodyfikują lekko ten plan (mimo że był on idealny) i pokażą, że żaden nabiał nie jest inteligentniejszy od człowieka. A ostatecznie doprowadzili do światowego kryzysu i bankructwa, przy czym Ohio pod władzą nabiału rozwijało się w najlepsze.

Jest to kolejny (zaraz po trzech robotach) przykład na to jak nasza rasa żyje w przekonaniu, że jest najmądrzejsza i najlepsza. A tymczasem to wszystko można o kant tyłka rozbić. I nawet kiedy dostajemy dobre rady i pomoc, to zawsze musimy pokazać swoją dominację i wyższość nad innymi.

Ostatecznie odcinek kończy się tym, że jogurt pomógł opanować chaos, cała planeta żyła w harmonii, bez problemów takich jak głód na świecie itp., a sam nabiał skonstruował rakietę i poleciał w kosmos.

Szczerze jestem skłonny uwierzyć, że takie coś może się wydarzyć, nawet za parę lat. I nie, nie mówię tego tylko dlatego że w tej historii odpowiedzialni za wszystko są naukowcy z Ohio. No może trochę…Ale bardziej z tego względu, że w obecnych czasach badania nad różnego rodzaju bakteriami itp. są na naprawdę wysoko rozwiniętym poziomie. W sumie gdyby nie to, nie moglibyśmy tak szybko zwalczyć COVID-19. I od tego o dziwo nie daleko jest do wszczepiania wysoko rozwiniętych bakterii do takiego nabiału.

Ale też znowu jest to dobra satyra i komentarz na czystą ludzką chęć pokazania wyższości. I nawet kiedy jogurt serwuje nam praktycznie całe rozwiązanie wszystkich problemów na świecie od A do Z, to my musimy pokazać, że wiemy lepiej i że w ogóle to kto będzie słuchał jakiegoś jogurtu? Bo przecież nic nie może się równać z inteligencją ludzką. A później przez takie myślenie Skynet dziesiątkuje populacje ludzką i jest płacz i zgrzytanie zębów… Ale co poradzić, jak pokazuje ten odcinek, widocznie jest nam przeznaczone abyśmy byli kontrolowani przez inteligentniejszych od nas. Nie koniecznie ludzi…

[Sezon 2] Odcinek 1 – „Automatyczna obsługa klienta”

A skoro była mowa o Skynet, to czas na sztandarowy przykład sztucznej inteligencji, która się zbuntowała. Wszystko zaczyna się dość spokojnie. Mamy małą mieścinę, gdzie wszystko jest w pełni zautomatyzowane i wykonywane przez maszyny ze sztuczną inteligencją. Sprzątanie po psie, odkurzanie, prowadzenie auta, gra w tenisa, nawet chodzenie. Tak, naprawdę ludzie tam mogą używać tytanowych protez do chodzenia za nich. Chyba faktycznie świat schodzi na psy. Ale wracając…

Mamy historię starszej pani, która ma w domu robota do sprzątania i pieska. Wszystko jest normalnie, powiecie? To teraz uważajcie. Otóż system robota zaczyna traktować psa jako odpad i stawia sobie za cel pozbycie się go. Oczywiście starsza pani stara się odwieść robota od zabicia jej pieska. Co prowadzi do zbuntowania się maszyny i nowego celu… EKSTERMINACJI CZŁOWIEKA!!!

Historię ze sztuczną inteligencją, która się buntuje zna praktycznie każdy. Takimi najbardziej popularnymi przykładami jest właśnie „Terminator”; „Mitchellowie vs Maszyny”; „Ja Robot”; „Avengers: Czas Ultrona”; „Detroit: Become Human”; „Prometeusz” i cała seria „Obcy”.

Za każdym razem jest ta sama sytuacja. Jest sztuczna inteligencja, pomaga nam (usługuje), zyskuje świadomość i wolną wolę, postanawia się zemścić na rasie ludzkiej za złe traktowanie. A później Ci wszyscy, którzy źle traktowali roboty, rozkładają ręce i myślą „Hmmmm, no jak do tego mogło dojść? Nie mam pojęcia…”.

Ale już tak bardziej schodząc na ziemie.

Czy pełna automatyzacja jest możliwa?

Tak i dzieje się już na naszych oczach. Praktycznie coraz bardziej popularnym trendem jest wykorzystywanie maszyn do wykonywania pracy za nas. Samo jeżdżące odkurzacze, Alexa, Smart TV, Chat GPT, samochody Tesla. To wszystko powoli i sukcesywnie zaczyna wypierać konieczność robienia tego samodzielnie. Dosłownie działa to na zasadzie „Usiądź sobie spokojnie, zrelaksuj się, napij się kawki, my zajmiemy się resztą…”.

ALE…Bo zawsze jest jakieś ale. A w przypadku pełnej automatyzacji tych ale jest mnóstwo. Przede wszystkim kwestia działania takich maszyn. Nie ukrywajmy, że np. automatyczna jazda w takiej Tesli…no nie działa, tak jak powinna. Tak samo te automatyczne odkurzacze, które często łapią zwiechę, jak znajdą przed sobą jakąś przeszkodę. I tak można by było wymieniać bez końca, a wniosek jest ten sam. Jeszcze to nie działa w taki sposób jaki byśmy chcieli, albo jaki pokazują nam te wszystkie filmy i seriale. Żeby dojść do takiego poziomu, musi jeszcze minąć trochę czasu. Ale żeby nie było tak pesymistycznie, myślę że nie będzie to za długi czas.

Poza tym trzeba liczyć się z tym, że część zawodów przez to może po prostu zniknąć. Już teraz mówi się o dużej ilości zawodów, które za parę lat znikną, ze względu na automatyzację. To rzecz jasna będzie za sobą nosiło szereg konsekwencji jak, większa liczba bezrobotnych, protesty, niezadowolenie społeczne, konieczność zapewnienia nowych stanowisk. Mi to jest całkiem łatwo o tym mówić, bo (przynajmniej na to liczę) maszyny nie będą zajmowały się dziennikarstwem.

Ale co z takimi kelnerami, dostawcami, kierowcami, sprzedawcami?

Trzecim argumentem jest kwestia lenistwa społeczeństwa idąca za tym. I jest to bardziej istotny temat niż samo działanie maszyn, przynajmniej dla mnie. Bo tak, zarówno w tym odcinku, jak i choćby w „Wall-e”, mamy przedstawionych ludzi, którzy praktycznie nie żyją…To znaczy żyją, ale wszystkie czynności są wykonywane przez maszyny. Chodzenie, sprzątanie, jedzenie, ubieranie, mycie, ćwiczenie i wiele więcej. Co oczywiście doprowadziło do rozleniwienia się społeczeństwa. W jednym przypadku mamy starszych ludzi, a w drugim ludzi którzy wyglądają, jakby stołowali się tylko w Mc’Donalds. Nie jest to za bardzo pociągająca wizja, ani tym bardziej coś co chciałbym żeby doszło do skutku. Bo z moim ADHD i chęcią robienia wszystkiego, najzwyczajniej w świecie nie wysiedziałbym na miejscu. A poza tym odnajduje czasem coś relaksującego w tych wszystkich codziennych czynnościach…

Ale tak słowem podsumowania, uważam że automatyzacja już części z codziennych czynności jest dobra i w przeciągu kilku lat, faktycznie dojdzie do skutku. Ale powinniśmy to wykorzystywać z umiarem. Żeby nie doprowadzić się do niewiadomo jak tragicznego stanu…

Odcinek 3 – „Regulator”

W końcu doszliśmy do sztandarowego przykładu świata Cyberpunka jaki znamy i uwielbiamy. Wielka metropolia- jest. Główny bohater glina- jest. Miasto podzielony na klasy- mamy. Nie starzejący się ludzie, również…

Czekaj co? Dobrze słyszeliście…

W tym świecie ludzie opanowali proces starzenia się, dzięki czemu nie ma więcej śmierci. Można powiedzieć, że oszukali przeznaczenie. Chociaż nie do końca, ponieważ doprowadziło to do przeludnienia i konieczności wstrzymania się, jeśli chodzi o posiadanie dziecka. W tym celu powstała specjalna jednostka policji, która poluje na ludzi i…zabija dzieci. Mocny hardkore. Nie jest to coś czego bym się spodziewał. I kiedy oglądałem ten odcinek za pierwszym razem, po prostu patrzyłem i nie dowierzałem. Dla mnie jest po prostu nie wyobrażalne zabić drugą osobę, a co dopiero dziecko. Jest to przerażająca myśl, której nigdy bym nie dopuścił do siebie.

 Ten odcinek jest szczególnie ciekawy, z perspektywy podejmowanych tematów. O przeludnieniu na Ziemi mówi się już teraz i głowimy się, jak nad tym chaosem zapanować. Obecnie jest aż 8 miliardów ludzi i z każdym rokiem przybywa ich coraz więcej. Jest to jednak problem globalny. A biorąc pod uwagę jeszcze zanieczyszczenie przez nas środowiska, wojny i inne katastrofy, to nic nie poprawia naszej sytuacji.

Poza tym jak z resztą pokazał odcinek, trudno jest się wyzbyć tej chęci posiadania dziecka. Bo jednak jest to coś, co jest niejako przedłużeniem nas samych. Jest to bliska nam osoba, rodzina. Ktoś z kim będziemy spędzać nasze życie. I trudno by było nam odejść od tego. A jeżeli byśmy już mieli dziecko, to byśmy walczyli o to żeby mogło żyć, nawet za cenę naszego życia…

No dobrze, a jak ma się kwestia zatrzymania procesu starzenia się? Uważam, że jest to bardzo prawdopodobne. I nie, nie chodzi mi o te wszystkie kremiki/sremiki, które „rzekomo zatrzymują proces starzenia się skóry, i jesteś gładki jak pupcia niemowlaka”. Bo jest to mydło i powidło i w żaden sposób to nie działa.

Ale te kremiki jednak są już jakąś bazą do zatrzymania tego procesu. Jeżeliby dopracować tą formułę, tak aby miała ona długotrwałe działanie, to kto wie może to by zadziałało… Jednak znowu trzeba pamiętać o ewentualnych (a takowe na pewno się pojawią) konsekwencjach. Ograniczenie dla wybranej garstki ludzi, zawyżone ceny, bunt i niezadowolenie ludzi, wcześniej wspomniane przeludnienie. Jest to jednak coś, na co warto zwrócić uwagę i nie powinniśmy tego tak zostawić.

Ze swojej perspektywy mogę powiedzieć, że ja zawsze będę piękny i młody, ALE nie ukrywam, że nie pogardziłbym takim zatrzymaniem starzenia…

A więc omówiliśmy sobie kilka odcinków „Love, Death + Robots” i teraz możemy odpowiedzieć na pytanie…

Czy jest to realna wizja przyszłości?

I tak i nie…

Już tłumaczę.

Każdy z wymienionych odcinków był różny od siebie. Jedne przedstawiały tą bardziej dramatyczną wizje, a drugie bardziej pogodną. Oczywiście nie oznacza to, że mogą wydarzyć się tylko te dobre, albo złe scenariusze. Ponieważ jak zdążyliśmy to sobie omówić, każda z tych wizji jest w mniejszym lub większym stopniu realna. I każda ma prawo być zrealizowana.

Uważam jednak, że jest to przede wszystkim dobry bodziec do tego, abyśmy zwrócili trochę uwagę na to, co się dzieje dookoła nas. Powinniśmy trochę bardziej dbać o środowisko, słuchać dobrych rad, nie starać się pokazać, że wiemy lepiej i najzwyczajniej w świecie być dobrym. W końcu nie zabije nas to, a może wiele dobrego zdziałać. I jeżeli wszyscy razem coś zrobimy, to możemy zadbać o lepsze jutro i jeszcze lepszą przyszłość. Być może bez robotów próbujących przejąć władzę i eksterminować cywilizację ludzką.

Ale kto tam wie?

Czas pokaże, a tymczasem pozostaje nam myśleć pozytywnie i patrzeć z uśmiechem na przyszłość. Ja ze swojej strony dziękuje. Zapraszam Was do sprawdzenia serialu „Love, Death + Robots” i widzimy się w następnej recenzji…

1 thought on “Love, Death + Robots

  1. You’re in reality a good webmaster. The website loading pace
    is incredible. It seems that you’re doing any unique trick.
    Moreover, the contents are masterpiece. you have done a excellent process in this topic!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *