Lady Gaga – Harlequin

„Mam nadzieję, że chociaż jej nowy album wypadł lepiej.” Tymi słowami ostatnio podsumowałem występ Lady Gagi w filmie „Joker: Folie a deux”. Jednak jej przygoda jako szalona pani psychiatra Harleen Quinzel na tym się nie kończy.
Bo w niedalekim odstępie czasowym od premiery filmu, postanowiła wydać swój najnowszy album o tytule „Harlequin”. Tutaj rodzi się pytania…
Czy jest to jedynie remiks jej filmowego wcielenia?
Czy może pełnoprawna postać, która dopiero teraz miała okazję ujrzeć światła reflektorów? Zanurzmy się wszyscy w odmętach szaleństwa i przekonajmy się…
Lady Gaga, a dokładniej Stefani Joanne Angelina Germanotta, to amerykańska piosenkarka, kompozytorka, pianistka oraz autorka tekstów. Urodzona 28 marca 1986 r. w Nowym Yorku. Przez lata udowodniła nam wielokrotnie, że jest wręcz muzyczną ikoną.
Jej numery jak choćby „Bad Romance”; „Poker Face” czy też „Just dance” potrafiły gromadzić miliardy wyświetleń. Tym samym wpisując się do popkulturowego panteonu jako klasyki. Warto też nadmienić, że były one wielokrotnie używane we wszelakich filmach bądź serialach. Dla przykładu piosenka „Poker Face” pojawiła się zarówno w „Karate Kid” z 2010 r., „Percym Jacksonie i Bogach Olimpijskich: Złodzieju Pioruna”. Jak i wielu innych produkcjach.
Warto też nadmienić, że Lady Gaga doczekała się również swojego coveru „Poker Face”, w wykonaniu Erica Cartmana z „South Park”. Co jeszcze bardziej podkreśla jej popularność. Oczywiście, oryginał jest tylko jeden, ale wciąż było to bardzo zabawne nawiązanie do twórczości tej artystki, w typowym dla tego serialu stylu.
Mało tego, jej płyty sprzedawały się w milionach egzemplarzy, a koncerty są wyprzedawane w ekspresowym tempie. Jednak nie poprzestała tylko na tym. Jest ona również ikoną mody, aktywistką oraz aktorką.
Czego przykład mogliśmy zobaczyć w wychwalanym wielokrotnie filmie „Narodziny Gwiazdy” z 2018 r. Nie tak dobrym jak poprzednik, ale wciąż chwalonym za jej występ „Domu Gucci”. A teraz w najnowszym Jokerze, gdzie mimo dość ograniczonego czasu dała z siebie wszystko.
Mimo tego można mieć wrażenie, że to było dla niej za mało. Postanowiła poeksperymentować jeszcze z tą postacią. Pozwolić jej przełożyć swoje szaleństwo oraz głęboką wrażliwość emocjonalną na muzykę.
Jak wyszło?
Album „Harlequin” to idealne połączenie 13 utworów trwających w sumie 42 minuty i składających się na intensywną podróż poprzez emocje jak i melodię. Muzycznie łączy on w sobie elementy popu, elektroniki oraz R&B. Tworząc tym samym unikalną mieszankę stylów, oddającą to kim jest Harley Quinn, którą mogliśmy poznać w filmie Todda Phillipsa.
Konceptualnie „Harlequin” skupia się właśnie na tej emocjonalnej stronie naszej bohaterki i tym jak mocno związała się z nią Lady Gaga. Zarówno poprzez teksty jak i różnorodność w muzyce obserwujemy jej zmagania z wewnętrznymi demonami. Radością oraz smutkiem, które możemy doświadczać na co dzień w życiu.
Lady Gaga stara się w pełni oddać szaleństwo głównej bohaterki.
Mamy tutaj wariację różnych stylów muzycznych, z odrobiną klasyki z lat ’60 tych i nawiązaniami do klasycznych numerów filmowych. Z czego prym wiedzie otwierający cały album „Good Morning”, który nawiązuje do filmu „Deszczowa piosenka”.
Jednak te z pozoru niepasujące do siebie elementy, łączą się w spójną całość, która urzeka nas swoją wariacją. Każdy z tych utworów eksploruje inne aspekty Harley Quinn. Od radości, poprzez ból, na zagubieniu skończywszy. Współczesne brzmienia łączą się idealnie z retro elementami, co nadaje temu albumowi wyjątkowy klimat.
Na początku albumu Lady Gaga przyjmuje spokojny i delikatny ton, tworząc atmosferę intymności i refleksji. Jej głos wydaje się być zamknięty w sobie, co doskonale odzwierciedla wewnętrzny świat Harley Quinn, która jeszcze nie odkryła swojej prawdziwej natury.
Jednak w miarę postępu albumu, następuje gwałtowna przemiana.
Gaga eksploduje emocjami, ujawniając nowe oblicze, pełne pasji i szaleństwa. Ta ewolucja jest nie tylko muzycznym doświadczeniem, ale także metaforą drogi Harley. Od niepewnej psychologicznie kobiety, do pewnej siebie wyrazistej postaci, która przyjmuje swoje szaleństwo i uczucia.
I choć „Harlequin” z pewnością przyciągnie uwagę fanów zarówno Lady Gagi, jak i Harley Quinn, tak dla niektórych może on wydawać się monotematyczny. Wiele utworów, które znalazły się na płycie, miało już swoje miejsce w filmie „Joker: Folie a deux”.
Różnica polega tylko na tym, że tam część z tych piosenek była wykonywana przez duet Joker Harley, a czasem nawet tylko przez samego Jokera. Wersje na albumie, choć pełne emocji i wykonywane wyłącznie przez Harley, nadaje im zupełnie inny kontekst. Mogą nieco się powtarzać, co sprawia, że niektórzy słuchacze nie odnajdą w nich już tej świeżości.
Pomimo tej powtarzalności „Harlequin” wciąż potrafi przykuć naszą uwagę. Każdy utwór ma w sobie coś, co sprawia, że słuchanie go staje się przyjemnością. Melodie są chwytliwe, a emocje, które Lady Gaga przemyca w tekstach, są na tyle silne, że czujemy się z nimi związani. To sprawia, że nie tylko chętnie wracamy do „Harlequin”, ale również odkrywamy nowe niuanse przy każdym odsłuchu, co nadaje tej płycie trwałe miejsce w sercach słuchaczy.
Jeżeli chodzi o moje ulubione utwory, to muszę koniecznie wymienić kilka z nich:
„Good Morning”, które otwiera cały album i w wesołej atmosferze wprowadza nas do tego zwariowanego świata głównej bohaterki.
„That’ s entertainment” w sposób niezwykle teatralny ukazuje, że świat to jedna wielka scena, a my wszyscy jesteśmy jej aktorami.
„That’ s Life”, który genialnie nawiązuje do klasyka Franka Sinatry, tym samym zamykając historię Harley Quinn w wyjątkowy sposób. Przekaz i przenikliwość tekstu idealnie oddają złożoność jej postaci, nawiązując jednocześnie do zakończenia pierwszego „Jokera” i pokazując, jak trudności w życiu mogą kształtować naszą drogę.
„Folie a deux” w swoim spokojnym rytmie opowiada o miłości odnalezionej w szaleństwie, tym samym pokazując, że nawet w najtrudniejszych momentach możemy odnaleźć coś pięknego w życiu. Nawet jeśli to zakłada miłość pomiędzy dwiema psychicznie chorymi osobami, ale hej…miłość jest ślepa. Ta piosenka również ukazuje intymność i głębie emocjonalną, które towarzyszą związkom w zawirowaniach życia.
I w końcu „Smile”, które po prostu daje nam nadzieje. Przypomina nam, że nawet w najcięższych chwilach powinniśmy się uśmiechać i wierzyć, że w końcu słońce zaświeci nad nami. Co sprawia, że ten utwór pozostaje z nami na dłużej i buduje w nas tą siłę ducha.
Podsumowując „Harlequin” to album, który genialnie oddaje szaleństwo i złożoność Harley Quinn, w interpretacji Lady Gagi. Dzięki wszelakim nawiązaniom do różnych styli muzycznych oraz inspiracji klasyką lat ’60 tych, każdy utwór eksploruje inne aspekty życia tej bohaterki.
Choć niektóre piosenki mogą wydawać się powtórką z rozrywki po „Joker: Folie a deux”, album ten wciąż przykuwa naszą uwagę, tym samym odsłaniając kolejne jego niuanse wraz z ponownym odsłuchem. Od delikatności po eksplozję Gaga pokazuje jak z pozoru zwyczajna osoba może przekształcić się w silną i pełną życia postać jak Harley.
Czy to oznacza, że każdy z nas ma coś w sobie z Jokera i Harley?
Na to pytanie odpowiedzcie już sobie sami…
Ostatecznie „Harlequin” to album, który wciąga nas od początku do końca w wir emocji, ale także pozostawia nas z pragnieniem powrotu do tego niezwykłego świata. To prawdziwa uczta dla fanów Lady Gagi jak i Harley Quinn, którzy z pewnością odnajdą tutaj wiele dobrego. Dlatego jeżeli po filmie „Joker: Folie a deux” czuliście niedosyt po Harley w wykonaniu Gagi, to zdecydowanie powinniście sprawdzić jej najnowszy album, nie zawiedziecie się.
A wy? Jakie są wasze wrażenia po odsłuchu albumu? A może dopiero zamierzacie go przesłuchać?
Dajcie znać w komentarzach, a tymczasem to by było na tyle. Widzimy się następnym razem, cześć…