Joker: Folie a deux

0
1048691-joker-folie-a-deux-la-suite-de-joker-s-offre-un-premier-teaser

„Joker” to bez wątpienia fenomen, jeżeli chodzi o kino ostatnich lat. Był to pierwszy tego typu film, który wziął tego klasycznego złoczyńcę z komiksów DC i wrzucił go w historię w stylu „Taksówkarza” oraz „Króla Komedii”…Tak naprawdę to nie.

W rzeczywistości był to projekt Todda Phillipsa, który chciał opowiedzieć historię zniszczonego przez społeczeństwo człowieka, borykającego się z problemami psychicznymi. By na koniec zerwać wszelkie ograniczenia, które go więziły przez te wszystkie lata i pokazać prawdziwego siebie.

Jedni uważają, że było to spowodowane chęcią odcięcia się od komedii, bo „woke culture” i teraz z niczego nie można żartować. Co nie jest w sumie tak dalekie od prawdy. Drudzy, że mogła to być fascynacja zniszczonymi ludźmi, zapoczątkowana przy okazji dokumentu o GG Alinie. Człowieku, który wieloletnie maltretowanie przez bogobojnego ojca oraz swoich rówieśników wyrażał w bardzo ekspresyjny sposób na scenie.

Dokładnie nie wiadomo, ale prawda jak zawsze leży gdzieś pomiędzy.

Ale że ten film nie miałby publiki, to postanowił go obudować w ramach postaci Jokera. Do czego przyznaje się w wywiadach, czy też rozmowie z Joaquinem Phoenixem, odtwórcą głównej roli. Stwierdził, żeby traktował ten film jako „heist movie”. Ukradniemy 55 mln dolarów od Warner Bros. i zrobimy sobie z nimi co tylko nam się podoba. Jedni uwielbiają „Jokera” (chodzi o film, nie postać, chociaż te również), inni go nie znoszą, ale nie można odmówić mu bycia hitem na wielką skalę.

Przy budżecie 55 mln udało im się zarobić grubo ponad miliard dolarów, uzyskać dwa Oscary. Za najlepszego aktora pierwszoplanowego oraz najlepszą muzykę oryginalną i kilka innych nagród przy okazji. Oczywiście zyskał również szerokie uznanie zarówno wśród widzów, jak i krytyków, którzy jednogłośnie uznali go za film przełomowy. Zarówno pod względem opowiada historii poprzez postacie komiksowe. Jak i dowód na to, że produkcje poruszające tego typu tematykę, mogą przyciągnąć widza i zarobić tyle pieniędzy.

Dlatego nikogo nie zdziwił również fakt, że Todd Phillips (ale przede wszystkim Warner Bros., nie oszukujmy się), postanowili iść za ciosem i stworzyć sequel. Tym razem podkręcając poprzeczkę, tworząc jednocześnie musical, dramat sądowy i wrzucając do niego Lady Gagę jako Harley Quinn. Tymczasem wszyscy, w tym i ja, zacierali rączki w oczekiwaniu na premierę…

Po czym wyszliśmy z kina lekko skołowani. Po kolei…

Za „Joker: Folie a deux” odpowiada duet Todd Phillips w roli reżysera i scenarzysty oraz Scott Silver. Razem wcześniej współtworzyli pierwszą część. Jednak tego pierwszego większość z was, w tym i ja, mogą kojarzyć z kultowej trylogii „Kac Vegas”. Nie będę ukrywał, że swego czasu i ja załapałem się na to całe Jokerowe szaleństwo.

Od momentu wypuszczenia pierwszego zwiastuna wypatrywałem daty premiery, ponieważ zaciekawił mnie koncept tego innego podejścia do znanego już złoczyńcy.
I na dobrą sprawę nie zawiodłem się. Bo, mimo że czasem Phillips w bardzo łopatologiczny sposób stara się nam przekazać morał tej historii, wręcz rzucając w nas jak w debili nim, to wciąż był to bardzo dobry film. Duża w tym zasługa Joaquina Phoenixa, który jednocześnie był przyciągający jak i odpychający. Oraz warstwy audiowizualnej, która cofała nas wręcz do obrazu Nowego Yorku z lat ’70. Gdzie brud, smród i powszechna anarchia były na porządku dziennym.

Byłem ciekaw jak podejdą do tego tematu tym razem. Zaczęło się od ogłoszenia tytułu drugiej części, czyli „Joker: Folie a deux”. I nie było to jedynie dziełem przypadku, ponieważ jak możemy się dowiedzieć „Folie a deux” oznacza przejmowanie idei urojonej osoby. Zazwyczaj „wywołane”, przez inną lub więcej osób pozostających z nią w bliskim związku. Co ma sporo sensu, zważywszy na fakt, że w filmie miała się pojawić Harley Quinn.

W dodatku sam film miał być musicalem, które ja osobiście uwielbiam.

W międzyczasie wypłynęła również informacja, że ma to być połączone z dramatem sądowym. Zwiastuny zapowiadały coś utrzymanego w klimacie pierwszej części, z paroma nowymi rozwiązaniami. I wszystko uszłoby im na sucho, gdyby nie Ci wścibscy recenzenci, którzy wystawili „Jokerowi” około 50% na Rottenie.

I tutaj tak właściwie zapaliła się pierwsza czerwona lampka, zapowiadająca problemy nadchodzącej produkcji, właściwie jedna z wielu. Sytuacji nie poprawiał fakt, że na festiwalu w Cannes, najnowszy Joker zbierał mieszane opinie. Jednak ja starałem się nie sugerować tymi opiniami, bo jednak każdy ma inne gusta i cierpliwie czekałem na premierę.

Od zabójstwa Murraya Franklina w jego programie na żywo minęły dwa lata. Arthur był zamknięty w szpitalu Arkham. W tym czasie jego prawniczka starała się robić wszystko, aby nie doszło do jego procesu i tym samym wykonania kary śmierci. Za dobre sprawowanie ma on możliwość uczestniczenia w zajęciach muzycznych, na których poznaję Harley Quinn.

Jedną z pacjentek, która jest zakochana po uszy w naszym wesołku i vice versa. Ta postanawia na nowo obudzić w nim jego drugie oblicze, pomóc mu wygrać sprawę. Chce zbudować górę, z małego pagórka, cokolwiek to znaczy. My tymczasem będziemy obserwować proces Arthura, w trakcie którego wydarzenia z sali sądowej będą się mieszać z wytworami jego wyobraźni.

Fabularnie „Joker: Folie a deux” mimo dosyć prostej fabuły, rozłazi się niemiłosiernie.

Z kilku powodów, z czego najistotniejszym jest brak zdefiniowania jednego stylu i próba żonglowania nimi. Jak już wspomniałem parokrotnie, Todd Phillips chciał z tego zrobić połączenie dramatu sądowego z musicalem, co nijak nie wychodzi temu filmowi na dobre.

Bo tak naprawdę sam Phillips nie wie na czym się skupić. Przez co żaden z tych motywów nie dostaje wystarczająco uwagi. I tak cały czas przez lekko ponad dwie godziny balansujemy między jednym a drugim. I wiecie, kiedy trzeba, to te elementy potrafią działać i naprawdę dobrze się ogląda ten film. Jednak na dłuższą metę, nijak one się nie zazębiają i w paru momentach potrafią wymęczyć.

To co mnie osobiście zdziwiło, to brak poprowadzenia wątków z pierwszej części, które były tam dosyć istotne. Na tyle zaakcentowane, że my byliśmy ciekawi o co z nimi dokładnie chodzi. Jak kwestia prawdziwego Ojca Arthura. Czy jego Matka mówiła prawdę, czy była po prostu psychicznie chorą pacjentką w Arkham. Co z faktem, że Arthur dostał broń od swojego kolegi z pracy i przez niego został wylany.

Ale nikt nie ma zamiaru do tych wątków wracać i pozostały one bez odpowiedzi. A szkoda…

W trakcie seansu miałem poczucie, że sporo materiału zostało wyciętego w post produkcji. Wiele scen, które pojawiły się choćby w zwiastunach, czy to na materiałach zza kulis, ostatecznie nie ujrzały światła dziennego.

Dla przykładu scena śpiewana w wykonaniu Harley na tych wielkich schodach, po czym do niej i Arthura przychodzi policja. Też nie znamy pełnego kontekstu tej sceny, ale mam wrażenie, że mogłaby sporo wyjaśnić.

Pozostaje też kwestia zakończenia, które dla co poniektórych wydawało się beznadziejne i nijak wynikające z całości. Ja po zastanowieniu się i obejrzeniu kilku interpretacji tegoż zakończenia, jestem w stanie je zrozumieć, ale nie powiedziałbym, żeby ono mnie w jakimkolwiek stopniu satysfakcjonowało.

W tym miejscu widziałbym zupełnie inne zakończenie i ogólny zarys całości. Mój brat również zaproponował rozwiązanie fabularne, które mogłoby brzmieć o wiele ciekawiej. Ale mamy to co mamy.

Aktorsko tak naprawdę zawężamy się do głównej dwójki, czyli Jokera i Harley Quinn.

Chociaż poprawnie będzie uwzględnić tylko Jokera, ale o tym za chwilę. Joaquin Phoenix już w pierwszej części dał nam genialny obraz człowieka zniszczonego przez społeczeństwo. Jednocześnie odbieraliśmy go jako tego dobrego chłopaka, który na klatce schodowej zawsze mówił dzień dobry. Aby chwilę później pokazać swoje prawdziwe oblicze osoby wyniszczonej totalnie i doprowadzonej na skraj wyczerpania psychicznego. Ukojenie znajduje w swojej pasji oraz zabiciu kilku osób, ale to drobiazg…

Natomiast tutaj nie wykracza on jakoś specjalnie poza to, co nam już zaprezentował. Co nie oznacza wcale, że jego występ był zły, bo wciąż sprawdza się w tej roli fantastycznie i bardzo dobrze się go ogląda na ekranie. Mam po prostu wrażenie, że rozwój jego postaci ucierpiał w wyniku niedoprecyzowania stylu całości.

Na podobne bolączki cierpi Harley Quinn grana przez Lady Gagę. Nie ukrywam, że nie mogłem się doczekać zobaczenia jej w tej roli. Już wcześniej grywała w kilku filmach, gdzie poradziła sobie naprawdę dobrze. A tutaj jeszcze miała wykorzystać swoje umiejętności wokalne, które jak wiemy, są zjawiskowe.

Niestety jednak jest jej tutaj stosunkowo mało. A kiedy się już pojawia, to nie dowiadujemy się o niej nic ponad to co już wiedzą absolutnie wszyscy. Uważam, że był to bardzo zmarnowany potencjał na kolejną świetną rolę w jej wykonaniu. Zwłaszcza gdyby to był od początku do końca musical. Wtedy moglibyśmy zobaczyć Lady Gagę w pełnej krasie, której z szaleństwem jest do twarzy. Mam nadzieję, że chociaż jej nowy album wypadł lepiej.

Pod względem audiowizualnym nowy Joker wypada równie dobrze co pierwsza część.

Te wizualia wciąż robią genialną robotę w przybliżaniu nam tego obrazu zniszczonego miasta. Jednak mam wrażenie, że ten film najbardziej zyskuje w scenach musicalowych. Wtedy to muzyka, scenografia, aktorzy i choreografia łącza się w jedną, spójną całość i dają nam naprawdę ciekawy film. Na plus zasługuje Joaquin Phoenix, który zaskakująco dobrze poradził sobie wokalnie. Nie jest to też jakiś zjawiskowy poziom, ale wciąż bardzo dobry.

Jedyne do czego mógłbym się przyczepić to brak pokazania nam większego skrawka tego świata. Już tak nie obserwujemy tego całego wyniszczenia Gotham, bo jesteśmy zamknięci w kilku lokacjach. A mogła to być bardzo dobra okazja, na ukazanie destrukcyjnego wpływu wyznawców Jokera, na to i tak już wyniszczone miasto.

Podsumowując „Joker: Folie a deux” jest naprawdę średni, z paroma momentami, kiedy jest całkiem niezły. I w sumie to ciężko jest mi go komukolwiek polecić. Bo nie jest to zdecydowanie film dla wszystkich, gdzie każdy może przyjść i będzie się dobrze bawił.

Z drugiej strony nie poleciłbym go fanom kina gatunkowego, bo tych gatunków jest za dużo jak na jeden film, przez co żaden nie dostaje odpowiednio dużo czasu.

Sytuację tak naprawdę ratuje rola Joaquina Phoenixa, krótki, bo krótki występ Lady Gagi oraz warstwa audiowizualna. Jeżeli jednak chcecie obejrzeć ten film, bo spodobała wam się jedynka, to możecie pójść, ale nie spodziewajcie się specjalnych fajerwerków i zachwytów.

A wy, byliście już na najnowszym Jokerze? A może macie zamiar się wybrać? Podzielcie się swoimi spostrzeżeniami.

Dajcie znać w komentarzach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *