John Wick 4
Czy uda mu się pokonać Markiza i odzyskać wolność?
John Wick to najlepsza seria filmów akcji, jaka kiedykolwiek powstała. Pomimo prostej i mało odkrywczej fabuły, na każdą kolejną część walą widzowie z całego świata. Najlepiej obrazują to recenzje na takim choćby Rotten Tomatoes. Gdzie każdy z filmów ma oceny na poziomie 80 %.
Przyczyn tego sukcesu jest wiele.
Od znakomitych scen akcji, poprzez plejadę gwiazd w nich występujących, na Keanu Reeves’ie skończywszy. Kto by pomyślał, że ten sympatyczny facet, może być badassem, którego one linery wyrażają więcej niż tysiąc słów. Jak widać da się i przede wszystkim za to go kochamy.
Ale wracając…
Poprzeczka po poprzedniej części postawiona jest wysoko. John sprzeciwił się radzie i poluje na niego cały przestępczy półświatek. Nie ma, dokąd pójść, zostało mu niewielu sojuszników i niewiele czasu.
Czy wyruszy na rzeź i odzyska upragniony spokój?
Przed Wami “John Wick 4”.
Za reżyserię czwartej części odpowiada Chad Stahelski, który tworzył poprzednie części. Natomiast scenariusz napisali Shay Hatten, scenarzysta trójki oraz Michael Finch, znany choćby z “Predators”. Jak pierwszego scenarzystę znam, tak w przypadku drugiego nie widziałem żadnego z jego filmów. Ale gdzie scenarzysta nie może, tam reżyser pomoże. Stahelski jest genialny i wiemy to już od pierwszej części. Nawet kiedy w jego filmach scenariusz nie domagał, nadrabiał świetnymi scenami akcji i dającymi się polubić bohaterami. Osobiście uwielbiam wszystkie części Johna Wicka. Uważam, że z każdą kolejną poprzeczka jest coraz wyżej i tym samym rośnie poziom tych filmów. Po genialnej trzeciej części, trudno mi było sobie wyobrazić, co dalej? No bo jak mamy pokazać coś jeszcze lepszego, skoro już zdążyliśmy przeskoczyć rekina z pięć razy. W tym momencie przychodzi reżyser i mówi tylko “Potrzymaj mi garnitur, pokaże Ci co to dobre kino akcji.”.
Ale o tym za chwile, a teraz porozmawiajmy o fabule.
John Wick, nazywany również Baba Yaga to najbardziej znany płatny zabójca w przestępczym świecie. Człowiek, a może raczej demon, który został wynajęty do zabicia Bogeymana. Legenda głosi, że zabił trzech ludzi ołówkiem. Nic ani nikt nie może równać się z jego siłą, doświadczeniem i inteligencją. Po śmierci żony postanowił udać się na emeryturę. Jednak tę przerywają mu Ruscy gangsterzy, którzy zabijają pieska otrzymanego od zmarłej żony. Wtedy zaczyna się rzeź. John poprzez może trupów i hektolitry krwi stara się wytyczyć sobie ścieżkę do upragnionej wolności. Bez morderstw. Bez zabójców polujących na jego głowę. I bez rady.
Mija trochę czasu od kiedy w 3 części Wick został postrzelony. Obecnie musi się ukrywać razem z Królem w podziemiach Nowego Jorku, gdzie szykuje się do zemsty. Jednak wróg nie śpi. Rada do pozbycia się Johna wysyła Markiza de Gramont. Równie bezlitosnego co szarmanckiego szefa rady, który za pomocą jej wszystkich zasobów, chce zakończyć legendę naszego zabójcy. Do wielkiego polowania zostaje zwerbowany się dawny przyjaciel i partner Wicka, Caine. Jest też nowy gracz, który chce zdobyć nagrodę za jego głowę, Pan Nikt. John postanawia wyjść z cienia i rzucić wszystko na jedną kartę. Wyzywa Markiza na pojedynek na śmierć i życie. Jednak zanim on nastąpi, będzie musiał odwiedzić Nowy Jork, Paryż, Osakę oraz Berlin.
Czy uda mu się pokonać Markiza i odzyskać wolność?
Przed seansem warto pamiętać o jednej rzeczy. Ten film trwa prawie trzy godziny. W zamyśle miał on mieć blisko czterech. Więc jeżeli nie lubicie takich długich metraży, to to raczej nie jest film dla Was. Ale nie oszukujmy się, nawet gdyby to było 5,6 a nawet 8 godzin, to wszyscy byśmy to obejrzeli i łykali jak młode pelikany. A przynajmniej ja.
Ta seria ma po prostu w sobie ten charakter i siłę, dla której ją oglądamy i za którą ją kochamy. W filmie często sekwencje walk trwają blisko nawet 20 minut.
Ale czy to przeszkadza i nuży? W żadnym razie.
Czy przyciąga widza do ekranu i nie pozwala oderwać wzroku? Oczywiście, że tak.
Aktorsko, jak to zwykle ta seria ma w zwyczaju, dostajemy całą plejadę gwiazd. Na pierwszym planie jak zawsze niezastąpiony Keanu Reeves. Człowiek legenda, który pasuje do tej roli jak ulał. Jest niczym dobre wino, starzeje się powoli. I mówię teraz poważnie. Keanu ma obecnie 58 lat, a dalej wykonuje większość scen kaskaderskich. Z resztą jak i Donnie Yen oraz Hiroyuki Sanada, którzy są w podobnym wieku co Reeves. Także wielkie oklaski dla tych panów.
Ale wracając…
On samymi one linerami potrafi wyrazić więcej niż bohaterowie w innych filmach. Co oczywiście wpisuje się w archetyp małomównego głównego bohatera, którego wszyscy uwielbiamy. Poza tym jego charyzma na ekranie, prezencja oraz świetne sceny walki, składają się na piękną i kompletną całość. Jednak nie samym Keanu człowiek żyje, a w tym filmie mamy też inne postaci, równie barwne i ciekawe. Na tym polu oczywiście wysuwa się Ian McShane jako Winston i Lawrence Fishburne grający Bowery Kinga. Obaj panowie jak zwykle są genialni w swoich rolach i ogląda się ich występy z wypiekami na twarzy.
Bill Skarsgard którego możecie kojarzyć z roli Pennywise’a w horrorze “TO”, gra Markiza de Gramont.
Czy sprawdził się w swojej roli?
Można by było powiedzieć, że jego postać to kolejny, generyczny, czarny charakter, który znamy ze wszystkich filmów akcji. Moim zdaniem tak nie jest. Skarsgard w swojej roli sprawuje się fantastycznie. Widać, że stara się wyciągnąć jak najwięcej z tej postaci i nadać jej swoistego charakteru, finezji oraz sznytu. I jak widać, udało się to w 100%. Markiz jest charyzmatyczny, z lekką nutą szaleństwa. To człowiek, który nie cofnie się przed niczym, aby osiągnąć zamierzony cel. Potrafi tak obrócić sytuację, aby wyszło na jego korzyść. Według mnie jest to genialny przeciwnik dla Johna Wicka, a Bill Skarsgard wywiązał się ze swojej roli perfekcyjnie.
Kolejną, wartą uwagi postacią jest Donnie Yen, grający Caine’ a. Ślepego zabójcę na zlecenie i dawnego partnera Wicka. Już sam koncept ślepego zabójcy jest zdumiewający. To wręcz prosiło się o świetne sceny akcji z tym bohaterem.
Jak wyszło?
Moim zdaniem jest to jedna z najlepszych ról w całym filmie. Yen w swojej roli wręcz szaleje i bawi się tym konceptem. Jego walki śledzi się z zapartym tchem. Tutaj wielki plus za to, że w realny sposób oddali jak taka osoba mogłaby faktycznie walczyć. Dla przykładu w jednej ze scen Caine wykorzystuje dzwonki z czujnikiem ruchu, aby wiedzieć o zbliżających się przeciwnikach. No po prostu czapki z głów. Poza tym wielki plus za to, że nie robili sobie jaj z tego, że ta postać jest niewidoma i podeszli do tego z należytym szacunkiem. Na pochwały zasługuje również fajny timing z Wickiem. Ich wymiany zdań (chociaż bardziej adekwatne by było półsłówek) ogląda się bardzo dobrze. Mam nadzieje, że twórcy dostrzegą potencjał w tej postaci i dadzą jej solowy film.
Oczywiście znakomitych postaci jest więcej.
Mamy tu choćby Shamiera Andersona w roli Pana Nikt, Hiroyuki Sanade jako Shimazu, Rina Sawayama jako Akira, Scott Adkins w roli Killi oraz świętej pamięci Lance Reddick jako Charon. Niestety 17 marca bieżącego roku, jak podaje jego przedstawicielka Mia Hansen, Reddick zmarł z przyczyn naturalnych w wieku 60 lat. Jest to wielka strata zarówno dla rodziny aktora, jak i jego fanów.
Kolejnym aspektem są lokacje. Po genialnej trójce jesteśmy przyzwyczajeni do podróżowania przez głównego bohatera. W tym filmie jest nie inaczej. John w trakcie swojej krucjaty odwiedzi Nowy Jork, Osakę, Berlin oraz Paryż. Każde z tych miejsc wyróżnia się na swoim polu. Tak więc Nowy Jork jest przedstawiony w zimnych, skąpanych deszczem barwach. Osaka jest pełna kolorów i neonów. W Berlinie odwiedzamy dyskotekę. A w Paryżu widzimy najpopularniejsze miejsca takie jak Łuk Triumfalny, czy Sacre Coeur oświetlone przez latarnie. Każde z tych miejsc wygląda fantastycznie. Widać, że wyróżniają się na swoim tle i nie są to te same miejsca, tylko lekko pozmieniane. Najlepiej moim zdaniem wypadła Osaka. Te wszystkie kolory, klimat, neony prezentują się rewelacyjnie. Poza tym dostajemy tam chyba najlepszą scenę walk w filmie.
A skoro o walkach mowa…
Te jak zwykle są oszałamiające. Bohaterowie wykorzystują praktycznie cały arsenał broni. Od lekkich, poprzez karabiny maszynowe, na obrzynach skończywszy. Jednak nie samą bronią palną się walczy. W ruch idą również miecze, pięści, łuki, siekiery, kastety, psy, ołówki i wiele więcej. Kreatywność twórców w kręceniu scen walk praktycznie nie ma granic. Każdy dobry pomysł od razu ląduje w filmie. Wszystkie walki ogląda się z ekscytacją. Nie odrywamy wzroku od ekranu, żeby nic nie przegapić. Oczywiście, w niektórych momentach trzeba zawiesić niewiarę.
Dla przykładu John podczas jednej sekwencji walk, zostaje potrącony pięć razy przez poruszające się po drodze samochody, a potem jeszcze wyskakuje z trzeciego piętra na samochód i nic mu nie jest… Na szczęście są to tylko pojedyncze momenty i nie mamy tu do czynienia z kuriozalnymi scenami jak w Szybkich i Wściekłych.
Poza tymi momentami, film stara się być jak najbardziej realistyczny i udaje mu się to w 100%. I ktoś mógłby powiedzieć, że te filmy są robione tylko pod kompilacje “The best fight scenes in John Wick”. Ale to nie prawda.
I ten film pokazuje, że może być on ciekawy pod względem fabuły, jak i scen walk. Według mnie najlepsze były sceny w Osace, Paryżu oraz Berlinie. Z czego ta druga w pewnym momencie przenosi widok kamery i widzimy wszystko z góry, niczym w grze “Hot Line Miami”. Trzecia z nich zawiera z kolei genialnego Scotta Adkinsa w roli Killa. Miałem poczucie jakbym oglądał walkę Daredevila z Kingpinem. Kto widział już film, ten wie o co chodzi.
Pod względem tonu, produkcja jest utrzymana w dosyć poważnym klimacie.
Ma to oczywiście związek z fabułą i miało nas wprowadzić w powagę całej sytuacji. Jakby nie było John jest ścigany przez cały świat. Dialogi są wyrzucane ze śmiertelną powagą i są takie napuszone tym mrokiem. Miało się wrażenie, że powinniśmy dostać coś dla przebicia tej bańki. I dostajemy, jedną z najśmieszniejszych scen ze schodami ever. Ta scena zdecydowanie wejdzie do panteonu kultowych scen ze schodami zaraz obok Rocky’ ego oraz Ace’a Ventury.
Podsumowując “John Wick 4” to zdecydowanie najlepsza część całej serii i najlepszy film akcji tego roku.
Możecie próbować mi wmówić, że są inne, lepsze filmy, ale to nie prawda. Bo w przeciwieństwie do innych, generycznych film akcji, seria o Johnie Wicku z każdą kolejną częścią stara się wnieść coś nowego. Faktycznie widać, że seria ewoluuje. Zarówno pod względem historii, postaci, scen akcji, stylistyki całości i jej rozmachu.
W końcu pierwsza część nie bez powodu uznawana jest za renesans kina akcji. Teraz pozostaje tylko pytanie.
Czy to koniec przygód (o ile można to tak nazwać) Baba Yagi?
Moim zdaniem nie. Przede wszystkim dlatego, że film sprzedał się już w 4 dni po premierze zarabiając 140 mln dolarów. Więc jest bardziej niż pewne, że John wróci. Świadczyć o tym może niejednoznaczna scena finałowa.
Jednak co poza tym?
Czy jest szansa na inne filmy w tym świecie? Tak.
Kto widział film i scenę po napisach, ten wie, że jest to pewniak. Poza tym mamy otrzymać niedługo serial o hotelu “Continental” z postacią Winstona oraz film “Balerina” z Aną de Armas w roli głównej. A akcja filmu ma się dziać przed wydarzeniami z czwartej części.
Czas pokaże, a tymczasem lećcie do kina, bo jak najbardziej warto!