Niebezpieczni Dżentelmeni

0
niebezpieczni dżentelmeni

Kiedy wybierałem się na ten film, nie miałem specjalnie jakiś oczekiwań. Spodziewałem się kolejnej głupkowatej polskiej komedii, pośmieje się ze dwa razy i do domu. Z takim przeczuciem szedłem na sale kinową i nie spodziewałem się niczego innego.

Pomyliłem się okropnie.

„Niebezpieczni Dżentelmeni”, to nie jest zwykłą komedią. Moim zdaniem jest to najlepszy polski film 2023 r. oraz najlepszy tegoroczny debiut reżyserski.

Jednak o co ten cały raban i kim są właściwie Ci „Niebezpieczni Dżentelmeni”?

Już spieszę z odpowiedzią…

Za scenariusz i reżyserię odpowiada Maciej Kawalski. Początkujący reżyser, który na swoim koncie ma krótkometrażowy „Atlas” z Tomaszem Kotem oraz „The Last Waltz”. Wcześniej nie widziałem żadnej z jego produkcji, więc nie wiedziałem czego się spodziewać. Jednak dałem mu kredyt zaufania, ze względu na bardzo pozytywne recenzje jego poprzednich projektów, jak i tego omawianego dzisiaj.

Nie mogę też ukryć, że na pójście do kina skłonił mnie wybór miejsca akcji filmu, czyli Zakopane. Od dziecka przyjeżdżam tutaj co roku i wprost uwielbiam to miejsce. Górski klimat, kultura, góralskie przyśpiewki (te szczególnie lubię), możliwość wyciszenia się i odpoczynku. Poza tym, to miejsce zawiera w sobie kawał historii, jeszcze z czasów Młodej Polski i wstecz.

Dlatego też byłem ciekaw jak reżyser wykorzysta tą scenerię?

Jednak o Zakopanym porozmawiamy, kiedy indziej, a teraz pomówmy o fabule.

Jest rok 1914 r. Polska znajduje się pod zaborami. My natomiast przenosimy się do Zakopanego.  Miejsca, do którego zjeżdżała się cała śmietanka towarzyska. Artyści, pisarze, malarze, kompozytorzy, muzycy i wielu innych. My poznajemy czterech z nich. Tadeusza „Boy” Żeleńskiego, Stanisława Ignacego Witkiewicza „Witkacy”, Bronisława Malinowskiego oraz Josepha Conrada.

Cztery znakomitości zakopiańskiej bohemy, które budzą się po mocno zakrapianej imprezie. Jak się okazuje, oprócz nich w domu jest niezidentyfikowany trup. Panowie niczego nie pamiętają z zabawy, ponieważ zażyli pejotlu, halucynogennego kaktusa, którego skutkiem ubocznym jest utrata pamięci. Poza tym gazety od rana piszą, że nie żyje Doktor Żeleński i ktoś ukradł Witkacemu pieniądze na wyprawę do Australii. Sprawą interesują się również okoliczne władze, a w powietrzu wisi widmo wojny.

Czy naszym bohaterom uda się powstrzymać to szaleństwo i rozwiązać zagadkę?

Fabuła jest prosta, ale genialna zarazem. Mamy tu motyw rozwiązywania zagadki, z lekką komedią pomyłek i masą gagów po drodze. Wielu porównuje ten film do Kac Vegas, co poniekąd jest słusznym porównaniem.

Jednak moim zdaniem tutaj wypadło to o niebo lepiej. Począwszy od intrygi, która jest prosta i łatwo się w nią zaangażować. Przez cały film z fascynacją śledziłem losy bohaterów. I muszę przyznać, że ostateczne rozwiązanie jest bardzo pomysłowe i faktycznie wynika z fabuły.

Poza tym dostajemy świetną scenę, niczym z „Bękartów Wojny” Quentina Tarantino. Kto widział film, ten wie o co chodzi. Sam film czerpie trochę z obecnych czasów. W paru momentach możemy usłyszeć kilka słów z języka potocznego. To jest z resztą chyba jedyny film, gdzie możemy zobaczyć Piłsudskiego mówiącego o fake newsach.

Mimo to, działa to w ramach tego świata, pozwala nam na utożsamienie się z nim oraz możemy go rozpatrywać w kontekście obecnych realiów.

Jednak nawet najlepsza fabuła, nie wybroni się bez bohaterów, którym byśmy kibicowali. A nasza czwórka sprawuje się w tej roli znakomicie. Każdy z nich to osobne, komediowe złoto, które ogląda się jak zahipnotyzowany.

Tomasz Kot w roli Doktora Żeleńskiego jest fantastyczny. Jego postać to trochę taki nieśmiały, lekko zagubiony lekarz, który chciałby rzucić to wszystko w diabły i zacząć karierę pisarza. Jednak ciągle się powstrzymuje, a jego rękopisy trafiają do szuflady. Jego przemiana w trakcie trwania filmu jest ciekawa, wynika z fabuły i kibicujemy mu, żeby rozpoczął swoją karierę.

Poza tym jest on świetny w roli narratora i głównego bohatera całej opowieści. A jego początkowy monolog na myśl przyniósł mi film „Na noże” Ryana Johnsona.

Andrzej Seweryn jako Joseph Conrad jest genialny. Doświadczony marynarz i najbardziej rozgarnięty z całej czwórki. Zawsze wspomoże swoich kompanów dobrą radą lub ciętą ripostą. Poza tym jego łamany polsko – angielski wypada super. Jak w wielu polskich filmach to irytuje i jest wykorzystywane w ramach żartów, tak tutaj ma to sens i nadaje charakter tej postaci.
Marcin Dorociński jako Witkacy, to chyba najlepsza postać tego filmu. Szalony geniusz ze skłonnością do robienia sobie jaj i eksperymentowania z trunkami wszelkiej maści. Lekko zadufany w sobie, ale jednocześnie skory do pomocy. Wskoczy nawet w ogień, żeby pomóc swoim kompanom. Dorociński szaleje w tej roli i daje niesamowity popis aktorski. Po tej roli nie mogę się doczekać, co nam pokaże w dwóch najnowszych częściach Mission Impossible.

Wojciech Mecwaldowski wcielający się w Bronisława Malinowskiego to drugi zaraz obok Witkacego komediowy diament. Obaj panowie zdecydowanie kradną cały film. Próba odzyskania przez nich pieniędzy na wyprawę, jest przekomiczna i wciągająca. Ich przepychanki słowne są przezabawne i zagrane w punkt. Zdecydowanie najlepszy komediowy duet ostatnimi czasy.

No dobrze, a jak w takim razie wypadło Zakopane?

Jak dla mnie kapitalnie. Jeżeli nie przespaliście tej jednej lekcji polskiego i historii o 20 – leciu międzywojennym, to dobrze wiecie, że Zakopane było miejscem wielu epokowych wydarzeń. To tutaj przyjeżdżali wszyscy artyści i pisarze i czerpali inspiracje z okolicznego klimatu oraz kultury. Spotkać można było takie znane osobistości jak Lenin lub Piłsudski.

Moim zdaniem Kawalski oddał ten klimat Młodej Polski w stu procentach. Począwszy od kostiumów, poprzez scenografię, na dialogach skończywszy. Każdy z tych elementów składa się na świetną całość. Kostiumy zarówno głównych bohaterów, jak i okolicznych mieszkańców, wręcz mówią Ci, że jesteśmy w tym 1914. Scenografia tak samo. Wszystkie te drewniane chatki, nowoczesne budynki. Nawet postarali się, żeby bohaterowie mówili do siebie w dialekcie. Ja ze swojej perspektywy, uważam, że Zakopane zostało tu przedstawione jak nigdy dotąd w filmach. Mimo że mówimy tu o ponad stu latach różnicy, to wiele pojawiających się w filmie miejsc od razu poznawałem. Dlatego uważam, że twórcy wykonali tutaj kawał dobrej roboty.

Żarty są fenomenalne. Ktoś mógłby mi powiedzieć, że bazują one głównie na wulgaryzmach. Ja na to odpowiadam „co z tego?”. Jeżeli wynika to z charakteru postaci, sytuacji oraz ma rację bytu, to mi to nie przeszkadza. Wręcz chce tego więcej. A w „Niebezpiecznych Dżentelmenach” te żarty są zabawne i faktycznie mają sens.

Najbardziej zapadł mi w pamięć tekst policjanta, który pojawił się w zwiastunie. Poza tym jest to ciekawy kontrast. Bo w końcu nasi bohaterowie, którzy należą do ludzi z wyższych sfer, klną jak szewc. Z czego prym wiedzie tu Witkacy.

Podsumowując „Niebezpieczni Dżentelmeni” to pozycja obowiązkowa dla każdego. Świetna fabuła, zabawni główni bohaterowie, kapitalnie oddany klimat Zakopanego, żarty które bawią i chce się ich słuchać. Powtórzę to co powiedziałem na początku tej recenzji.

Nie idźcie, lećcie do kina, bez dyskusji.

Gwarantuje Wam, że będziecie się doskonale bawić. Na moim seansie była pełna sala i wszyscy śmiali się do rozpuku. Poza tym niech za dodatkową rekomendację służy wam opinia mojego brata. Który ma raczej sprecyzowany gust w kwestii filmów i nie wszystko mu się podoba. Tak ten film uznał za genialny. Więc o czymś to świadczy. Ja bardzo chętnie zobaczyłbym więcej przygód tych postaci w tym uniwersum.

Czas pokaże…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *