Flash
Flash to jedyny film, w którym zobaczymy głównego bohatera wsadzającego niemowlaka do mikrofalówki…
Poważnie, tam naprawdę jest taka scena.
Ach te filmy DC, jeżeli śledzicie to uniwersum od samego początku, to dobrze wiecie, że nie
jest najlepiej. Każdy kolejny film okazywał się albo totalną klapą, albo ledwo oglądalnym…czymś.
Jednak ostatnimi czasy coś się zmieniło.
Ludzie siedzący na wysokich stołkach w Warner Bros, przejrzeli na oczy i zrozumieli podstawową prawdę…Nigdy nie prześcigną MCU w ilości tworzonych filmów i ich jakości. Chociaż ostatnimi czasy z tą jakością to trochę u nich cienko.
Ostatecznie postanowili przekazać władzę nad kinowym uniwersum DC Jamesowi Gunnowi, który
dał nam takie produkcje jak „Suicide Squad”, „Peacemaker” oraz wychwalany pod niebiosa
„Guardians of the Galaxy Vol.3” dla Marvela. Jednak zanim zyskał on pełnię władzy, premierę miał
film „Flash”. Ostatni projekt z pod szyldu starego DCEU, a w dodatku jeden z najbardziej
kontrowersyjnych.
Czy z tego połączenia mogło wyjść cokolwiek wartego obejrzenia?
Za reżyserię odpowiada Andy Muschietti, który dał nam wcześniej genialne „To”, na podstawie książki Stephena Kinga oraz już słabszą, ale wciąż dobrą drugą część. Natomiast scenariusz napisała Christina Hodson, która pracowała wcześniej nad świetnymi Ptakami nocy oraz Bumblebee. Mamy więc mocną ekipę, która wcześniej już dała nam ciekawe i wciągające filmy. Zwłaszcza pod względem fabuły.
Więc co mogło pójść nie tak…?
W trakcie prac nad filmem w internecie pojawiły się wpisy, jakoby główny aktor, Ezra Miller,
założył sektę, włamał się i dokonał kradzieży oraz przetrzymywał ludzi na swojej farmie. A to
wszystko w przeciągu kilku miesięcy. Po czymś takim, raczej nie można się spodziewać, że ludzie
szybko o tym zapomną…Ale nie oszukujmy się, żyjemy w świecie, gdzie każdy ma teraz pamięć
złotej rybki i po miesiącu – dwóch, nikt już nie będzie o tym mówił. I to dzieje się zarówno za
oceanem, jak i na naszym polskim poletku.
Jednak Warner Bros postanowiło nie chować głowy w piasek, tak jak to zrobił Marvel i dokończyć
ten film z Millerem na pokładzie. Bo jednak nie oszukujmy się, jeżeli mieliby szukać nowego
aktora na zastępstwo, gdzie już zdążyli nakręcić sporo materiału, to wiązałoby się to ogromnymi
kosztami. A poza tym, to ostatni film ze starego DC, więc za chwile będą mogli sobie poszukać
nowego Flasha i problem z głowy.
Osobiście jestem zdania, że to co zrobił było niewybaczalne. Ale z drugiej strony przyznał się do
winy, odpowiedział na postawione zarzuty, przeprosił i poddał się leczeniu.
Nie to co poniektórzy, którzy zgrywają niewiniątka… Dlatego też daje mu kredyt zaufania i trzymam kciuki, żeby już więcej nie było podobnych incydentów. Zwłaszcza, że Ezra to fajny aktor i dobrze się sprawuje w
swoich rolach. Ale wracając…
Flash to najszybszy człowiek na całej planecie. Nawet Usain Bolt nie ma z nim najmniejszych
szans. Dołączył do Ligi Sprawiedliwości, w zależności od filmu, w większym lub mniejszym
stopniu przyczynił się do pokonania Steppenwolfa i chroni mieszkańców Central City.
Wszystko fajnie prawda?
Tylko, że nie do końca. Bo w Lidze robi bardziej za chłopca na posyłki i przynieś, wynieś, pozamiataj. Poza tym stara się połączyć swoje super bohaterskie życie i to prywatne oraz pomóc Ojcu wyjść z więzienia. który został oskarżony o morderstwo Matki Barry’ego, kiedy ten był mały. Chłopak nie może się pogodzić ze stratą i zbiegiem (he, he) okoliczności, odkrywa że może przenosić się w czasie.
Postanawia więc wszystko naprawić, uratować Matkę i tym samym Ojca przed odsiadką, i będą żyli
długo i szczęśliwie, koniec.
Ale czy na pewno?
Otóż nie. W wyniku kilku komplikacji, Barry trafia
do innej linii czasowej, gdzie faktycznie jego Matka żyje, ale jest też jego druga, młodsza wersja.
Poza tym, w tej wersji Ziemi, nie ma żadnych super ludzi, a lada moment nastąpi inwazja Generała
Zoda.
Czy naszym bohaterom uda się powstrzymać inwazję i uratować wszystkich?
Fabularnie najnowszy „Flash” luźno, ale jednak bazuje na komiksie Flashpoint. Gdzie główny
bohater też cofa się w czasie, żeby uratować swoją Mamę. Ja osobiście komiksu nie czytałem, nie
widziałem również filmu animowanego na jego podstawie, więc nie będę porównywał jak on
wypadł na tle pozostałych.
Jednak, czy broni się on jako osobny film?
Tak…
Fabuła mimo swojej prostoty jest wciągająca. Mamy okazję zobaczyć relacje małego Barry’ego z jego rodzicami i faktycznie czuć, że są to postaci z krwi i kości. A nie wycięte z kartonu ludziki. Tak samo dorosły Barry, którego motywacja jest dla nas jasna i zrozumiała. No bo kto chociaż raz nie myślał nad tym, co by było gdyby sam mógł cofnąć się w czasie i uratować kogoś bliskiego? Więc już na poziomie emocjonalnym film jest na plus.
Poza tym spotkanie starego z nowym, czyli dwóch Barrych. Jeden uczy się o konsekwencjach
swoich działań i bycia otwartym w kontaktach międzyludzkich. A drugi, że życie to nie tylko
zabawa i żarciki z budki suflera, ale też konieczność doceniania tego co się ma i wielkiej mocy
wiążącej się z wielką odpowiedzialnością. Obaj mają naprawdę dobry timing komediowy i super się
ich ogląda. Duża w tym zasługa Ezry Millera, który wcielił się w obie postaci, ale o tym za chwile.
Warto też wspomnieć o tym, co już dostaliśmy w zwiastunie, a mianowicie Batman Michaela
Keatona i Supergirl.
Teraz należy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy występ Keatona to zwykły skok na kasę?
Moim zdaniem nie, a dobrze wiecie po moich poprzednich recenzjach, takiego choćby Spider Mana, że mi te nostalgiczne chwyty wychodzą bokiem.
Po prostu mam dość tych wszystkich studiów filmowych, które wychodzą z założenia, że jak wrzucą rozpoznawalne gęby, które teraz mają plus/minus 80 lat i dadzą do tego muzykę znaną każdemu, to wszyscy runą jak głupi do kas biletowych. Tutaj prym w kastrowaniu ludzi z nostalgii wiedzie Disney, który oprócz właśnie wrzucania swoich kultowych postaci do „nowych” historii, dają nam tym samym jedno i to samo. To jeszcze mają czelność bezcześcić ich animowane klasyki, dając nam te aktorskie potworki za 2 zł. Ja przepraszam bardzo, ale sam bym zrobił to o niebo lepiej za 1000 zł i zgrzewkę wody.
Ale o tym porozmawiamy kiedy indziej. Wracamy do studia…
Uważam, że pojawienie się Batmana z filmów Burtona, jest zrobione ze smakiem. Nie ma się poczucia, że jest on tutaj tylko dlatego, żeby przyciągnąć większą widownię. Sam to odbieram jako takie swego rodzaju rozwinięcie jego historii. Co to tam Bruce Wayne porabiał przez następne lata, kiedy już pokonał wszystkich złoczyńców. Poza tym nie nie robimy z niego postaci centralnej, tylko jest on raczej postacią drugoplanową. Bo całą uwagę skupiamy na Barrych. I jasne w międzyczasie przewija się bat mobil i słynna czołówka. Ale są to tylko momenty i lekkie puszczenie oka. Ta czołówka to nigdy się nie znudzi.
Jedyne na co mogę narzekać to występ Michaela Shannona jako Generał Zod. I nie chodzi mi tu o to jak on zagrał, bo wypadł całkiem spoko, a o jego rolę w całym filmie. Mam wrażenie, że twórcy nie mieli trochę pomysłu na głównego antagonistę i postanowili wrzucić właśnie Zoda.
Aleee, dlaczego?
Jak on jest powiązany z Flashem? Nie wiem, nie pytajcie mnie. Trochę szkoda, bo moim zdaniem mogli to zrobić lepiej, albo odpuścić kwestię antagonisty i po prostu zrobić wyścig z czasem, gdzie Barry musi skompletować ekipę i uratować całe continuum przed totalną rozsypką.
Szkoda, ale teraz już nic z tym nie zrobimy…
Aktorsko film ten stoi na bardzo dobrym poziomie.
Ezra Miller, który gra bardziej neurotycznego i nie za bardzo dobrego w relacjach z innymi Flasha, jest super. Słyszałem narzekania, że te jego różne tiki, nadmierna gestykulacja itp. są irytujące i nie da się tego oglądać. Dla mnie osobiście na myśl przychodził Andrew Garfield w Niesamowitym Spider Manie, gdzie też zachowywał się trochę jakby wypił o trzy espresso za dużo. Poza tym, jego zachowanie jest wytłumaczone i ma to sens. I szczerze polubiłem tą wersję Barry’ego. Jak dla mnie dowozi on zwłaszcza pod względem emocjonalnym i charakterologicznym. Też jego relacja z młodszym Barrym wypada super. Nie jako „ok jesteśmy tą samą osobą, więc myślimy dokładnie tak samo”. A jak już wcześniej wspomniałem, ich relacja polega na starciu nowego ze starym.
Ciekaw jestem czy po tym wszystkim jeszcze wrócą do tej wersji Flasha, ale czas pokaże.
Tutaj od razu omówię obydwu Batmanów, czyli Bena Afflecka i Michaela Keatona. Ten pierwszy
dostaje fajne zakończenie swojej historii. Bo jak nie podobała mi się kompletnie jego wersja w
filmach Snydera, tak myślę że z dobrym reżyserem to mógłby być ciekawy Batman. Trochę przypominał mi tego z animowanych filmów i seriali. Taki jednocześnie mroczny, ale z lekką dawką humoru.
Batman Keatona jak już wspominałem, jest super. Zrobione ze smakiem i wyrafinowaniem godnym
najlepszego dania. Po prostu dobrze wykonana robota i fajne widowisko do oglądania.
No i jeszcze Sasha Calle w roli Supergirl. Jak dla mnie jest to świetna kandydatka do tej roli i wyciągnęła z niej ile się da. Nie próbowała robić z tego kopii Supermana Cavilla, tylko coś swojego. Trochę szkoda, że służy ona bardziej jako macguffin, aby móc pokonać Zoda. Ale mam nadzieje, że w przyszłości jeszcze powróci do tej roli. Zwłaszcza że trwają prace nad filmem Supergirl i podobno do głównej roli brana jest pod uwagę Calle właśnie. Jak ostatecznie wyjdzie czas pokaże…
Pod względem tonu jest naprawdę dobrze. Wreszcie odeszliśmy od pompatycznego mroku i
chórków zza kadru, na rzecz komedii i zabawy. Przez większość filmu mamy do czynienia z bardzo dobrą komedią. Dosłownie miałem banana na twarzy przez większość czasu. Uwaga spojler bez kontekstu…Speedy Gonzales. I naprawdę świetnie się to oglądało. Zwłaszcza relację dwóch Barrych. Czyste złoto. Pod koniec jednak film staje się bardziej poważny i trochę też traci na tempie. Bo wtedy już dostajemy strasznie rozwlekłe morały i po prostu mogło się obyć bez tego.
Jednak dla samej komedii warto ten film obejrzeć.
Jeśli chodzi o CGI, to nowy Flash…wypada różnie. Z jednej strony mamy fajne granie poruszaniem
się głównego bohatera. To całe spowalnianie czasu, dynamika tych scen itp. A z drugiej te dzieci ja
pie…Ja nie wiem, ale praktycznie wszystkie postaci ludzkie wygenerowali komputerowo. Te wspomniane dzieci, które chcą wyssać Ci duszę, sceny w bańce czasu, gdzie postaci wyglądają jak z gier na PS2. No kiepsko to wygląda, żeby nie powiedzieć tragicznie. I można by było pomyśleć, że jest to efekt zamierzony. Ale nie oszukujmy się, że to po części kwestia niedopracowania, nadmiernego crunchu na pracownikach VFX i wielu innych czynników. Ale o tym również kiedy indziej.
Słowem podsumowania mogę z czystym sumieniem polecić Wam nowego „Flasha”. Nie jest to film
idealny, ale na jedną złą rzecz, przypadają dwie dobre. Ogólnie rzecz biorąc, jeżeli szukacie
prostego filmu super bohaterskiego, z lekką dawką humoru i sympatycznymi postaciami, to
możecie bez problemu wybrać się na „Flasha”. W zamian dostaniecie bardzo dobrą komedię, na
której zaśmiejecie się nie raz nie dwa.
Zatem biegnijcie do kina. Mi pozostaje czekać na pierwszy film z pod szyldu DC Jamesa Gunna.
Trzymajcie się, do następnego…