Armia Umarłych
w Las Vegas i grupka najemników, która postanawia dokonać zuchwałego rabunku
…dla mnie twórczość Zack’ a Snyder’ a, jest jak taka sinusoida. Jego filmy są albo bardzo dobre albo wręcz makabryczne.
A jaki jest jego najnowszy film?
Wiedzieliście, że „Armia Umarłych” jest drugim samodzielnym projektem Snyder’ a? Pierwszym był „Sucker Punch”, natomiast reszta jego filmów to przeważnie adaptacje komiksów. I ewidentnie to widać, po tym jak wyglądają te filmy. Bo takie choćby filmy DC mimo miałkiego wykonania, miały spójną fabułę.
Natomiast tutaj…
Ale po kolei.
Za ten film odpowiada jakżeby inaczej, Zack Snyder. Mówiąc odpowiada, mam na myśli, że wyreżyserował go, napisał scenariusz, zajął się zdjęciami i montażem.
Czy wpłynęło to na jakość filmu? Tak.
Czy sprawiło, że film jest lepszy? O tym za chwilę…
Snyder przedstawia nam świat, gdzie wybuchła epidemia zombie w Las Vegas. Grupka najemników postanawia dokonać zuchwałego rabunku, w samym centrum epidemii. I jak możecie się domyśleć, coś musi pójść nie tak.
Czy uda im się wykonać misję i ujść z życiem?
Postaci są bardzo schematyczne. Bo mamy tutaj: mięśniaka ze smutną historią, typowego badass’ a, pseudośmiesznego obcokrajowca itd., itd.
Swoją drogą, już został zapowiedziany prequel pod tytułem „Armia Złodziei” opowiadający o postaci „Pana Niemca”. Czyli najbardziej irytującej postaci z tego filmu. Dobry wybór panie Snyder, nic ciekawszego nie dało się wymyśleć?
Powiem szczerze, że trzeba mieć niezłe zdolności, aby uczynić zombie bardziej ciekawymi postaciami, w przeciwieństwie do głównych bohaterów.
Pomimo bardzo prostego zarysu żywych trupów, rozumiemy te postacie, wiemy o co im chodzi i znamy ich motywację. I teraz sam nie wiem, czy pogratulować Snyder’ owi talentu do pisania postaci, czy raczej jego braku. Bo tak jak zombie są dobrze napisane, tak główni bohaterowie są nijacy, nudni, bezpłciowi i głupi.
Montaż…ten widać, że jest robotą Snyder’ a. Bo tak jak w jego pozostałych filmach, jest często tak ciemno, że kompletnie nic nie widać.
Po obejrzeniu pierwszego zwiastuna i plakatu promującego film, myślałem, że będzie pełen kolorów, neonów i świecących banerów. Z resztą osadzenie akcji filmu w Las Vegas, aż prosiło się o coś takiego. Bo jakby nie patrzeć, mówimy o mieście, które normalnie i bez apokalipsy świeci się jak psu jajka na wiosnę. To nie, dostaliśmy mrok, mrok i jeszcze raz mrok.
Czy ja przypadkiem odpaliłem Slender Man’ a?
Muzyka jest…ja kompletnie zapomniałem jaka była tutaj muzyka. Zapamiętałem tylko że był utwór zombie na końcu filmu. Najśmieszniejsze jest to, że on ma tytuł zombie, a opowiada o dzieciach zabitych podczas konfliktu w Północnej Irlandii. Snyder ma chyba mentalność pięciolatka i myśli, że jak coś się jakoś nazywa, to od razu to znaczy. Nie tędy droga Sherlock’ u.
W recenzji Sztywnego Patyka tego filmu (polecam jego kanał, bo jest świetnym recenzentem i widać, że interesuje się tym co robi i zna się na temacie), usłyszałem bardzo ciekawe stwierdzenie…
„… Zack Snyder zamiast pełnometrażowych filmów, powinien tworzyć teledyski…”
I zgodzę się w stu procentach. Widać to z resztą w tym filmie, w pierwszych piętnastu minutach, gdzie obserwujemy całą sekwencję rozszerzania się epidemii zombie w Las Vegas. Widzimy zgrabnie przedstawionych bohaterów i już poniekąd wiemy kto kim jest. I wygląda to wszystko fajnie. Widać te kolory, pełno neonów, jest dobrana do tego perfekcyjnie piosenka i najzwyczajniej w świecie ogląda to się bardzo dobrze. Potem niestety cała ta magia wyparowywuje i dostajemy typowego Snyder’ a.
A szkoda, bo ten cały początek wyglądał obiecująco.
Poza tym, konsekwentne trzymanie się zasad. Snyder rzuca tutaj pomysłami jak z karabinu, tylko żadnego z nich potem nie wykorzystuje. Przykładowo dowiadujemy się o zombie, które wyschły na wiury na słońcu i podobno w deszczu ożywają na chwilę.
Czy ten pomysł wraca później w filmie? Of course not.
Podsumowując „Armia Umarłych” to kiepski film. Nie sądzę, żeby jego prequel był lepszy. Ale czas pokaże, nie traćmy nadziei.