Tajna Inwazja – Sezon 1
Pamiętacie jak jeszcze w maju mówiłem pozytywnie o MCU?
W końcu po pasmie porażek i niepowodzeń, otrzymaliśmy dobry film „Strażnicy Galaktyki Vol. 3”. Teraz to na pewno ruszą z kopyta i będą dawali hit za hitem.
No nie mogę się doczekać…
Nadeszła premiera serialu „Tajna Inwazja” i cały misterny plan poszedł w diabły.
Jak do tego doszło?
Cytując klasyka „Nie wiem, choć się domyślam.”. Ja już naprawdę nie mam sił na kolejne filmy z MCU lub jak to zaczęli określać fani M – SHE – U. Dosłownie każdy kolejny ich projekt, jest jak osobny Titanic, który ma jeden cel. Zderzyć się z górą lodową i zejść na dno.
Oczywiście, ma to związek z próbą dostosowania się do obecnego widza i dania mu tego czego chce. A przynajmniej tak się wydaje wielkim głowom z Disney ’a, w tym samemu Bobowi Igerowi. który wychodzi z założenia, że my chcemy teraz oglądać nostalgię, zmianę koloru skóry znanych i lubianych postaci. Mery Sue która jest dzielną, odważną Feminą, a biały mężczyzna jak zawsze zły.
Ale to jest problem nie tylko M – SHE – U, a całego Hollywood.
Jednak o tym opowiem w kolejnym materiale, gdzie przybliżę wszystkie bolączki obecnej branży filmowej. A tymczasem „Tajna Inwazja”.
Nie przesadzę, jak powiem, że był to samograj. Wrzucamy postać Nicka Fury’ ego, który musi powstrzymać inwazję Skrulli, pomaga mu Talos, używa swoich tajniackich sztuczek i cześć pieśni. Jak można było to tak koncertowo spier…
Zastanówmy się wspólnie nad tym, co poszło nie tak?
„Tajna Inwazja – Sezon 1”, zapraszam…
Twórcą tego serialu, jest Kyle Bradstreet, który wcześniej pracował nad serialem „Mr. Robot”, nagradzanego i wychwalanego pod niebiosa serialu z Ramim Malekiem w roli głównej. Od razu mówię, ja „Mr. Robot” nie widziałem, więc nie wiem, jak on wyszedł. Dlatego podchodzę do tego twórcy bez oczekiwań.
Co bardziej mnie interesuje, to wcześniejszy dorobek serialowy Marvela. Ja poprzednich seriali praktycznie nie oglądałem. Poza tą jedną pomyłką w postaci „She – hulk”, której żałuje do dziś. Po prostu uważam, że są one niepotrzebne, głupie i nie ma sensu czekać co tydzień na kolejny odcinek.
Swoją drogą, jaki jest sens oceniania serialu, z odcinka na odcinek?
Teraz w trakcie premiery „Tajnej Inwazji” zauważyłem, że wszyscy oceniają każdy odcinek z osobna i na podstawie tego wyrabiają sobie opinię o serialu. Co moim zdaniem jest głupotą, ponieważ powinno się oceniać całość, a nie pojedyncze fragmenty.
Skoro moje dygresje, mamy już za sobą, to przejdźmy do fabuły…
Zaczynamy w czasach obecnych (co już w sumie nie ma sensu, ponieważ po ostatnich Avengersach, w MCU jest 2025), gdzie widzimy Everetta Rossa. Ten dowiaduje się o zgrai Skrulli, planujących rozpętać III Wojnę Światową. Jak się okazuje, on sam był Skrullem i oba filmy z Czarną Panterą można wywalić do kosza…Potem dostajemy przebitkę na Talosa, który zgarnia Marię Hill do pomocy.
Wtedy pojawia się ta sławetna już czołówka.
I ktoś mógłby powiedzieć „Co w związku z tym?
Czołówka jak do każdego serialu i tyle…”.
Otóż nie, ponieważ ta została wygenerowana przez AI. Jak się pewnie domyślacie, wszyscy artyści zaczęli bojkotować Disney’ a, który przez to okazał im brak szacunku do ich pracy. Ja im się w ogóle nie dziwię.
Ta czołówka wygląda po prostu paskudnie.
Ja bym to zrobił lepiej ze zgrzewką wody gazowanej i garścią drobniaków. Poza tym jej długość. Twórcy oprócz naplucia artystom w twarz, mają czelność przedłużać ją, aż do 1,5 minuty. 1,5 minuty wygenerowanych rysunków, jakby to robił 5 – latek (nawet on by to zrobił lepiej), żebyśmy w końcu dostali planszę tytułową i mogli zacząć serial…
I w końcu widzimy naszego Nicka Fury’ ego, który wraca z kosmosu, aby pomóc Talosowi w ogarnięciu tego bałaganu.
Jednak jest jeden problem.
Otóż po blipie (wymazaniu przez Thanosa), Fury już nie jest tym samym człowiekiem. Już stracił swoje tajniackie sztuczki i jest tylko starszym panem.
Twórcy tego serialu chyba za często strzelali sobie w kolano, w trakcie kręcenia.
Miał to być serial o Nicku Furym. Największym agencie na całej planecie. Nikt nie może się z nim równać. On wszędzie ma kontakty i cały arsenał broni na zawołanie. Ale nie, bo on teraz przez cały serial będzie chodził, zgrywał kozaka, a tak naprawdę to dupa, a nie Nick Fury.
Jeżeli mi ktoś powie, że jest to spowodowane wiekiem Samuela L. Jacksona, to strzelę tej osobie. Bo przypominam, że on cały czas gra w filmach akcji. Dopiero co widzielismy go w „Bodyguard: Zawodowiec” (oraz sequelu) z Ryanem Reynoldsem, gdzie cały czas były pościgi, strzelaniny i wybuchy.
W takim razie, gdzie leży problem?
Otóż w lenistwie i głupocie scenarzystów. A najśmieszniejsze jest to, że oni teraz domagają się lepszych płac. Za taką fuszerkę, to nawet centa bym im nie dał. Ale wracając…
Nick dowiaduje się od Talosa dwóch rzeczy. Po pierwsze, że jego żona nie żyje. Co nas nie obchodzi, bo widzieliśmy ją w sumie dwa razy i umarła poza ekranem…A po drugie, że oddziałem zbuntowanych Skrulli, dowodzi Gravik. Jeden z pierwszych zamieszkałych na Ziemi, który ma za złe Fury’ emu, że nie znalazł im nowego domu, więc postanowił zrobić z Ziemi ich nowy dom…
To się nazywa leniwe scenopisarstwo. W ogóle śmieszna sprawa, bo aktor wcielający się w Gravika, Kingsley Ben – Adir, grał w tym samym czasie w filmie Barbie.
Odcinek kończy się tym, że Gravik na oczach Nicka wysadza plac Rosyjski i zabija Marię Hill, co znowu nas nijak nie obchodzi.
Czy Fury powstrzyma go nim będzie za późno?
Czy zapobiegną III Wojnie Światowej?
Otrzymaliśmy właśnie najnudniejszy serial, jaki był możliwy?
Jaki jest sens w ogóle pochylać się nad czymkolwiek w tym serialu? To jest dosłownie dno i metr mułu. Tu nie ma żadnego pozytywnego aspektu.
Aktorzy? A gdzie tam.
I tak większość z nich albo jest nudna jak flaki z olejem (patrz Samuel L. Jackson), albo umiera na jakimś etapie (patrz postać Bena Mendelsohna), albo jest to kolejny przykład silnej, niezależnej kobiety, jak w przypadku postaci Gai.
Dosłownie kolejna, niepokonana Femina, której żadne zadanie nie straszne. To jest tak źle napisana postać. Ona nie przechodzi w serialu żadnej drogi, nie uczy się niczego nowego i mimo, że jej Ojciec umarł…ona sobie nic z tego nie robi. Poza tym aktorka wcielająca się w nią Emila Clarke, przez cały serial ma jedną i tą samą minę.
I na koniec, TFUrcy już totalnie spluwają nam w twarz i dają jej moce wszystkich postaci z MCU…
Bo jak się okazuje, Nick Fury zbierał DNA wszystkich bohaterów i złoczyńców, tak w razie czego. I te fiolkę chce Gravik, żeby już kompletnie przejąć władze na Ziemi. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że Fury od tak daje mu tą fiolkę, bo wychodzi z założenia, że nie ma innego wyjścia. Dzięki czemu dostajemy dwa Super – Skrulle. Oczywiście to Gaia zwycięża, dzięki sprytowi i temu, że jest kobietą…Mimo że oboje mają te same moce. Ale co tam, kobiety rządzą.
Jest to dosłownie ta sama sytuacja co w przypadku Kapitan Marvel. Kolejna wielce potężna kobieta, która jest najlepsza i najpotężniejsza ze wszystkich. Oczywiście kiedy scenarzystom to pasuje. Bo przypominam, że już w Avengers Endgame, ograniczyli jej moce, aby za łatwo nie pokonała Thanosa. I jak znam życie, to zrobią to samo z Gaią, w przypadku jej ewentualnej walki z Kangiem.
Gdzie tu sens? Gdzie logika?
Z innych takich głupotek, warto wymienić to, że Rhodey jest Skrullem, a raczej panią Skrull, która kompletnie nie ogarnia powierzonego jej zadania. Na rauszu idzie do prezydenta USA i mówi mu, żeby wypowiedział wojnę Rosjanom i jest tu…, bo jest.
I znowu, nie podoba mi się to, że TFUrcy tak mieszają teraz widzom, kto jest Skrullem, a kto nie? Przez co wychodzi na to, że Rhodey jest podmieniony od Kapitana Ameryki 3.
Poza tym okazuje się, że Fury ma żonę, która jest Skrullem. I ma to stworzyć dylemat, czy on ją naprawdę kocha, czy tylko jej wersję jako człowiek…O matko, zlitujcie się nad nami. Ten wątek nie ma sensu i nudny jak flaki z olejem. Rzecz jasna na koniec oboje się kochają, wyznają sobie miłość, całują się i lecą statkiem kosmicznym ku zachodzącemu słońcu. To już kabarety mają bardziej realne związki niż ten serial.
I na koniec same odcinki. Te trwają mniej więcej 30-40 minut. Teraz szybka matma, odejmijcie od tego 2 minuty przypomnienia poprzednich odcinków, 11 minut nic niewnoszącego wstępu, kolejne 1,5 minuty napisów początkowych i 5 minut napisów końcowych. To razem daje nam 19,5 minut w plecy. W takim razie zostaje nam tylko 20 minut odcinka. Gdzie jest ich w sumie 6. Oni chcieli w 6 odcinków po 20 minut opowiedzieć powolny thriller akcji…tak niestety nie działa scenopisarstwo.
Poza tym te odcinki są nudne. Ani na chwile nie czuć tego zagrożenia, ani tym bardziej stawki za nim idącej.
Każdy odcinek rozgrywa się w sumie tak, że mamy Nicka Fury’ ego, każdy mu mówi, że nie jest taki sam od pstryknięcia Thanosa. Gdzieś tam leci, z kimś rozmawia, krótka przebitka na Gravika, powrót do Nicka, gadanina o wielkiej wojnie i koniec odcinka, NASTĘPNY!!!
I tak lecimy przez wszystkie 6 odcinków. Ni mniej, ni więcej.
Nawet ten zapowiadany mrok i krew, wypadają komicznie. Jasne, od wielkiego dzwona, ktoś zginie na ekranie, poleci krew albo dostanie kulkę, ale to tyle.
Poza tym nic nie ma.
Śmieszne jest to, z perspektywy zablokowania serialu dla młodszej widowni i blokady rodzicielskiej. Gdzie ten serial poza tymi paroma fragmentami, jest typową produkcją Marvela.
Żaden mroczny thriller…
Podsumowując „Tajna Inwazja” to zdecydowanie jeden z najgorszych seriali M – SHE – U jakie kiedykolwiek powstały.
Czy jest gorszy od „She – hulk”? Aż tak daleko bym go nie postawił, ale idzie z nią łeb w łeb.
I tak jak napisałem na Instastory, na temat reklamy Disney +, gdzie postawione obok siebie są „Avatar: Istota Wody” oraz „Tajna Inwazja”. Obie te produkcje są równie głupie, nużące i nie warte tych kilku godzin seansu. Dlatego omijajcie ten serial szerokim łukiem i nie oglądajcie go. Po prostu nie warto.
Nawet w ramach powtórki przed filmem „The Marvels” o Kapitan Marvel, który uważam, że będzie równie tandetny co ten serial…