Legion Samobójców: The Suicide Squad
Szykujcie się na jazdę bez trzymanki.
Pamiętacie jeszcze stary „Legion Samobójców”?
Nie był to dobry film prawda?
Na szczęście, do Warner Bros cały na biało przyszedł James Gunn i stwierdził Dobra…, robię Legion Samobójców.
Może nie do końca tymi słowami, ale dzięki niemu otrzymaliśmy nowy film.
Czy jest on lepszy od tego David’ a Ayer’ a?
Jeśli miałbym tworzyć listę filmów, które obejrzałem w te wakacje (przede mną jeszcze Free Guy i Candyman), to nowy Legion byłby na pewno w top 3.
Zanim zacznę recenzję nowego „Legionu Samobójców”, to powiem słówko, dwa co sądzę o filmie z 2016. Jest kiepski. Strasznie kiczowaty, za bardzo teledyskowy i na siłę próbujący być drugimi Strażnikami Galaktyki, którzy osiągnęli wcześniej sukces. Skoro to mamy za sobą, to wracamy do recenzji.
Jak wiecie albo i nie mamy tutaj część postaci z pierwszej części, jak Harley, Rick Flag, Amanda Waller czy Kapitan Bomerang. Jednak twórca oficjalnie powiedział, że NIE jest to kontynuacja filmu z 2016. Z drugiej strony, nie jest to też reboot serii.
Film stoi na rozdrożu i widz nie do końca wie czego się spodziewać.
Mimo to The Suicide Squad jest spoko, ale o tym za chwilę…
Tak jak już wcześniej wspomniałem za nowy Legion odpowiada James Gunn, czyli twórca między innymi „Strażników Galaktyki” dla Disney’ a (moim zdaniem, świetne filmy). Dostał on wolną rękę, 180 milionów dolarów budżetu i mógł zaszaleć do woli. Ciekawa jest też sama historia, jeśli chodzi o tworzenie tego filmu.
Wszystko zaczęło się od rzekomych wpisów na twitterze reżysera (z którymi się nie utożsamia) i wyrzuceniu go z Marvel’ a. Wtedy też odezwało się do niego Warner Bros i zaproponowało współpracę.
Fabuła przedstawia nam drużynę Task Force X, lecącą na misję do małego, wyspiarskiego państwa Corto Maltese i mającą zniszczyć wszystkie dowody po projekcie o nazwie kodowej „Starfish”. Naszym Legionem przewodzi Rick Flag (postać z poprzedniej części) i Robert DuBois, pseudonim BloodSport.
Haczyk polega na tym, że w przypadku nie wykonania misji, lub dezercji, zostaną wysadzeni przez ładunki wybuchowe umieszczone w ich szyjach. Całą misją kieruje Amanda Waller również znana z poprzedniej części.
Czy głównym bohaterom uda się wykonać samobójczą misję i wrócić z niej bez szwanku?
Postaci są tutaj bardzo różnorodne. Każda ma niezwykłe umiejętności, jedne bardziej przydatne, drugie mniej. Twórca jak i sami aktorzy mówili w wywiadach, abyśmy nie przywiązywali się do tych postaci i nie możemy mieć pewności czy przeżyją. Oczywiście na etapie zwiastunów było wiadomo, że część z nich umrze, prędzej czy później.
W sumie ¾ składu umiera już w pierwszych 5 minutach (nie powiem kto, żeby nie spojlerować 😊) ale mogę zdradzić, że w ogóle nie było mi tych postaci żal. …kończą swoją misję, zanim się jeszcze rozpoczęła, przez własną głupotę.
Oczywiście ostateczny skład Legionu Samobójców, jest kapitalny.
Każda z postaci jest wielowymiarowa. Ma satysfakcjonujący finał swojego wątku i są po prostu niesamowite. Postaci, które wróciły po wydarzeniach z pierwszego Legionu, tutaj wiele zyskały.
Przykładowo postać Ricka Flaga, w pierwszym filmie w ogóle mnie nie zainteresowała, a tutaj świetnie się go obserwowało. Jest świetnym przywódcą, a nie tylko postacią latającą na ekranie jak to było poprzednio.
Harley z kolei dostała swój własny wątek odosobniony trochę od reszty składu, który wypada bardzo zabawnie. Tutaj nie było za bardzo miejsca na rozwój tej postaci, zwłaszcza po jej poprzednim solowym filmie. Na szczęście Gunn’ owi udało się tak napisać tę postać, że nie irytowała każdym swoim pojawieniem się na ekranie i oglądało się to wszystko z bananem na twarzy.
Z nowych postaci wszystkie wypadają fantastycznie.
Szczególnie spodobała mi się postać Bloodsport’ a, Ratcatcher 2 i PeaceMaker’ a. Ten pierwszy jest trochę jak Deadshoot z Legionu z 2016 i tak poniekąd jest. On też ma wątek ze swoją córką, gdzie się z nią nie dogaduje, a podczas misji się to zmienia. Ale tutaj moim zdaniem wyszło to lepiej.
Ratcatcher 2 jest sercem drużyny. Łączy tych i tak niedogadujących się przestępców i stara się, aby nie pozabijali się nawzajem. Jest trochę dziecinna i naiwna, ale dalej lubimy tą postać. Przez cały film, obserwowałem ją jak na szpilkach i martwiłem się, czy ona nie umrze… W ogóle z tą postacią związane jest jedno z lepszych cameo, a konkretnie możemy tutaj zobaczyć Taika Waititi’ ego, w roli Ratcatcher’ a 1.
Na szczególne wyróżnienie zasługuje tutaj też Sebastian, szczur towarzyszący Ratcatcher. Mimo że szczury nie są fajnymi zwierzętami, to bardzo fajnie obserwowało się tego gryzonia na ekranie. Jest to po prostu szef totalny.
PeaceMaker jest natomiast trochę jak…bucowata wersja Kapitana Ameryki. Świetnie wyszkolony, niebezpieczny, arogancki i posiadający bogaty asortyment broni. Jego przepychanki słowne i próby zaszpanowania z Bloodsport’ em, są mega śmieszne. Co dodatkowo napawa optymizmem to wieść o tym, że niedługo wyjdzie serial o tej postaci. Na stołku reżysera zasiadł również James Gunn, więc czekam z niecierpliwością.
Jest to typowy film od Gunn’ a. Pełen kolorów, ale przy okazji tego filmu zobaczymy również sceny typowe dla filmów wojennych. Wszystko to razem pasuje do siebie i wygląda kapitalnie. Film korzysta w pełni z kategorii wiekowej R. Trup ścieli się gęsto. Krew, fucki i flaki lecą jak seria z karabinu.
Humor jest na bardzo dobrym poziomie. Żarty należą typowo do czarnego humoru, są zabawne i pasują do tych postaci.
Aktorsko nowy „Legion Samobójców” wypada rewelacyjnie.
Idris Elba jako Bloodsport, Margot Robbie jako Harley, David Dastmalchian jako Polka Dot Man, Daniela Melchior jako Ratcatcher 2…oni wszyscy wypadają kapitalnie i są fantastyczni. Świetnie ukazują swoje postaci, ich charakter i motywacje.
Liczę, że będziemy mogli obserwować tych bohaterów częściej np. w solowych filmach, serialach itp. W przypadku Harley i PeaceMaker’ a, oni już dostali swoje osobne przygody, ale i tak liczę na więcej. Zwłaszcza po tym jak wypadły w tym filmie.
Podsumowując, nowy „Legion Samobójców” to fantastyczny film. Kolorowy, zabawny i po prostu wart uwagi.
Na taki film czekałem. Oglądając go bawiłem się wybornie i mam nadzieję na kolejne przygody Legionu od tego twórcy.
Wszystkim fanom Gunn’ a, osobom lubiącym jego Strażników Galaktyki oraz tym nieprzekonanych polecam ten film. Szykujcie się na jazdę bez trzymanki.