Hazbin Hotel – Sezon 1
Nie chcę Was jakoś specjalnie niepokoić, ale wszyscy będziemy smażyć się w piekle…
Pocieszające może być jedynie to, że jeżeli chociaż w połowie przypomina ono to z serialu „Hazbin Hotel”, to możemy być spokojni…
„Hazbin Hotel” to serial, za którym stoi naprawdę bardzo ciekawa historia. Z początku był to projekt, artystki Vivienne Medrano, którego odcinek pilotażowy zebrał aż 97 mln wyświetleń. Później serialem zainteresowali się ludzie ze studia A24, które jak wiadomo odpowiada za jedne z lepszych filmów ostatnich lat, a przy okazji daje szanse wielu projektom się wybić.
W międzyczasie Vivziepop rozwijała dalej to uniwersum w postaci spin – offu serii, czyli „Helluva Boss” z genialnym Brendanem Rogersem w jednej z głównych ról. I w końcu po czterech latach możemy obejrzeć cały pierwszy sezon „Hazbin Hotel” na Amazon Prime Video.
Kto by pomyślał, że ta firma z piekła rodem, gdzie pracownicy cierpią prawdziwe katusze, wyda ten piekielnie dobry serial…za wcześnie?
Pamiętam, jak oglądałem odcinek pilotażowy i koncept w nim zawarty urzekł mnie już na starcie. Hotel dla potępionych dusz, które mogą liczyć w nim na odkupienie i dostanie się do nieba, a to wszystko prowadzone jest przez córkę Lucyfera…
Jestem na tak!!!
Była to jedna z pierwszych produkcji, o której napisałem na swoim blogu. Nie ukrywam, że przygotowując się do tego materiału, wracałem do niej z niemałą nostalgią…
Mamy tutaj do czynienia z ciekawym połączeniem mrocznego humoru dla dorosłych, z nutką słodyczy, a to wszystko doprawione musicalowymi numerami i boom!!! No dobrze, ale tak zająłem się wychwalaniem „Hazbin Hotel”, a jeszcze nie zdążyłem niczego powiedzieć o fabule. Tutaj spojlery do odcinka pilotażowego serialu, który polecam sprawdzić, bo jest istotny w kontekście całości, a poza tym wyszedł znakomicie…
Minęło raptem kilka dni od ostatniej eksterminacji w piekle, w trakcie której anioły mordowały dusze grzeszników, aby zapobiec przeludnieniu. W tym samym czasie nasza główna bohaterka Charlie, nie mogąc już znieść krzywdy swoich poddanych, obmyśla genialny plan.
Postanawia otworzyć tytułowy Hazbin Hotel…
w którym to potępione dusze będą mogły zapracować na odkupienie i zostać wysłane do nieba.
Problem w tym, że jeszcze nikomu się to nie udało, a niebo nie chce przystać na jej pomysł i wręcz nie może się doczekać następnej eksterminacji. Zwłaszcza Adam…, o którym pomówimy trochę później.
Jednak Charlie nie poddaje się i razem ze swoją dziewczyną Vaggie, wiecznie naprutym barmanem Huskiem, gwiazdą filmów dla dorosłych Angel Dustem, sprzątaczką hotelową Nifty oraz Alastorem, Radiowym Demonem postanawia udowodnić niebu, że jest w błędzie i każdy zasługuje na odkupienie.
Fabularnie, jak już mówiłem, jest to naprawdę wciągający i ciekawy koncept. Pomysł hotelu dla grzeszników, gdzie każdy może liczyć na drugą szanse.
W kontrze do tego dodajemy niebo, które widzi te sprawę jasno. Albo trafiasz do nieba i jest git, albo smażysz się w piekle i czekasz na kolejną eksterminację.
Nie ma żadnych odcieni szarości, jest tylko czerń i biel.
I wiecie, jest to naprawdę kuriozalne, z perspektywy tego, że mówimy tu o niebie, które raczej wszyscy kojarzymy ze szczęściem, miłością dla bliźniego i tym podobnego syfu. Natomiast po drugiej stronie barykady mamy piekło, gdzie cierpimy wieczne męki. No ale, gdzie lepiej szukać nadziei niż w miejscu jej pozbawionego.
Ostatecznie ten motyw odkupienia wystarczył, żebyśmy wciągnęli się w tą historię, polubili tą dziwaczną grupę bohaterów. Trzymali za nich kciuki, żeby wszystko dobrze się skończyło. Do tego otrzymujemy jeszcze świetnie zarysowany świat z jego zasadami. Bohaterów ze swoimi motywacjami, którzy uczą się czegoś wraz z trwaniem serialu. I finał, po którego obejrzeniu zbierałem szczękę z podłogi.
Po prostu czapki z głów…
Postaci są fantastyczne i świetnie mi się ich oglądało na ekranie. A mówimy tu o córce szatana, alkoholiku, ćpunie i gwiazdorze filmów z żółtego YouTube’ a i paru innych indywiduach. Jednakże ta banda popaprańców ma serca we właściwym miejscu i my chcemy im kibicować i oglądać na ekranie.
Charlie jest prawdziwym uosobieniem dobroci i w pewnych momentach można aż się zastanawiać, dlaczego ona nie trafiła do nieba? Wiecznie uśmiechnięta, w różowych okularach patrząca na świat i zarażająca tą swoją pozytywną energią wszystkich wokoło.
Oczywiście ona sama mierzy się ze swoimi problemami. Mowa tu głównie o braku kontaktu z ojcem i konieczności dowodzenia swoimi poddanymi, jako księżniczka piekła. Mimo to nie poddaje się i z podniesioną głową realizuje swoje marzenie.
I wiecie co? Weźcie mi sprzed oczu te wszystkie Elsy i innego Krainy Lodu.
Ja wole księżniczki tego typu.
Vaggie, czyli dziewczyna naszej głównej bohaterki jest równie fantastyczna. To jej wręcz wojskowe podejście i wieczna powaga w ciekawy sposób kontrastuje z postacią Charlie i jednocześnie w genialny sposób obydwie się uzupełniają.
Dzięki czemu wierzymy w ich relację i chcemy ją śledzić na ekranie. Poza tym z Vaggie wiążę się pewien twist, który myślę, że większość osób może się domyślić. A przynajmniej ci, którzy w mniejszym lub większym stopniu śledzą to uniwersum. Ja sam miałem takie poczucie, że wiedziałem o tym od samego początku, ale wciąż było to świetnie wyegzekwowane i bardzo dobrze wpisywało się w jej postać oraz rozwój fabuły.
Angel Dust jest moim zdaniem jedną z najciekawszych i najbardziej rozwiniętych postaci w „Hazbin Hotel”. Tutaj znowu, jego wątek było już wcześniej rozwijany, choćby w piosence „Addict”, a tutaj zyskuje jeszcze bardziej.
Powtórzę się już któryś raz, ale mówimy tu o gwiazdorze filmów dla dorosłych, który nie stroni od używek i wielokrotnie rzuca seksualnymi aluzjami. Jednak pod tym wszystkim znajduje się osoba, która ma serdecznie dość tego wszystkiego i robi to tylko na pokaz, aby ukryć ból.
Czwarty odcinek wymiata.
Moim zdaniem jednym z lepszych, zaraz obok finału całego sezonu. Oprócz tego jego relacja z Huskiem, którego gra genialny Keith David. Możecie go kojarzyć z roli Doktora Facilier w „Księżniczce i Żabie” Disneya. Serio, jeżeli go nie widzieliście, polecam nadrobić.
Alastor vel Radiowy Demon, vel Truskawkowy Alfons. Jego postać zaraz obok Angela jest drugą najciekawszą postacią z całego serialu. Bo jak możemy pamiętać z odcinka pilotażowego, postanowił pomóc Charlie w hotelu…,bo nudzi mu się, a lubi oglądać, jak ludzie próbują i ponoszą klęskę.
Oczywiście my domyślamy się, że nie jest to jego jedyny powód, aby pomagać córce Lucyfera, ale więcej o jego pobudkach oraz jego przeszłości możemy się dowiedzieć wraz z trwaniem serialu. I musze przyznać, że jego wątek, mimo, że nie pojawia się jakoś często, to jak już jest to z wielką chęcią go śledziłem.
Poza tym jego prezencja, charyzma, świetnie wykonany głos sprawia, że my nie możemy oderwać wzroku od ekranu. A taka choćby potyczka między nim, a Voxem jednym z włodarzy z telewizorem zamiast głowy, była fantastyczna.
Szczerze nie mogę się doczekać, jak rozwiną jego postać w następnym sezonie.
Z innych postaci, które zasługują na to, żeby o nich wspomnieć mamy Carmillę Carmine, która ma jedne z najlepszych numerów muzycznych w całym serialu. Adam, tak ten Adam, pierwszy człowiek, który swoim zachowaniem sam zasługuje na zesłanie do piekła. Lucyfer, którego odcinek jest bardzo dobry, a jego piosenka z Alastorem to istny majstersztyk. Sir Pentious, który jest istnym zwycięzcą całego serialu i jak przez większość odcinków mogliśmy go traktować tylko jako comic relief. W finałowym odcinku błyszczy niczym nieoszlifowany diament.
Wspomniałem przed chwilą o piosenkach. Tak się składa, że „Hazbin Hotel” jest musicalem i na każdy odcinek przypadają dwie piosenki. I wiecie, jak nie zawsze ten zabieg działa i czasem może irytować, tak tutaj soundtrack jest po prostu bajeczny.
Jest to głównie zasługa obsady, która ma doświadczenie Broadwayowe i wykonuje swoje kawałki. I szczerze, to co się tutaj dzieje pod kątem muzyki to coś niesamowitego. Z jednej strony mamy numery, które idą w pełen Broadway i czujesz się, jakbyś siedział w teatrze i obserwował aktorów na scenie.
Co w ciekawy sposób łączy się z otoczką samego piekła, gdzie dla przykładu Charlie śpiewa o kolejnym szczęśliwym dniu w hotelu, a wokół niej rozgrywają się dantejskie sceny. Innym razem mamy pójście w kawałki bardziej popularne, jak choćby „Respectless” albo „Hell’s Greatest Dad”. Jeszcze, kiedy indziej mamy motywy hiszpańskie z gitarą. Głównie w piosenkach Carmilli, jak choćby „Out of love”.
I tak mieszanka stylów wypada wręcz fenomenalnie.
Bardzo dobrze słucha się każdego numeru z osobna, nawet już po obejrzeniu tego serialu. Sam nadal z wielką chęcią wracam do tych piosenek. Najbardziej do gustu przypadły mi „Stayed gone”; „Out of love”; „Hell is forever”; „Hell’s Greatest Dad” oraz „Respectless”.
Animacja w Hazbin Hotel jest oszałamiająca.
Wszystko jest kolorowe, pstrokate, dziwne i na swój niecodzienny sposób piękne. Projekty postaci, miast, nieba, piekła i w końcu samego hotelu wyglądają bardzo dobrze i mimo, że narysowane, to ty wierzysz we wszystko co się rozgrywa na ekranie.
Podsumowując „Hazbin Hotel” to fantastyczny serial i cieszę się, że po tych czterech latach miałem okazję go obejrzeć w całości. Prosta, ale wciągająca fabuła. Koncept, który kupujemy od samego początku. Postaci, które mimo, że mają swoje za uszami, to lubisz ich i chcesz im kibicować na tej drodze ku odkupieniu. Piosenki, które wyrywają cię z fotela i zachęcają do tańca. Animacja, która swoim szaleństwem, feerią barw i kolorów pokazuje piekło, jak nigdy dotąd.
Szczerze już nie mogę się doczekać drugiego sezonu serialu.
Zwłaszcza, że twórcy zostawili nas z cliffhangerem, po którym ja osobiście zbierałem szczękę z podłogi. Na szczęście przy okazji zwiastuna do pierwszego sezonu, zapowiedzieli już drugi. Dlatego ja jestem spokojny i myślę, że za niecały rok będziemy mogli się cieszyć drugim sezonem tego fantastycznego serialu. A tymczasem zapraszam Was do obejrzenia pierwszego sezonu Hazbin Hotel i widzimy się następnym razem, cześć…