Bad Boys: Ride or Die

0

„Bad Boys, bad boys whatcha gonna do? Whatcha gonna do when they come for you? Bad Boys, bad boys whatcha gonna do? Whatcha gonna do when they come for you?”

Źli chłopcy powracają do nas po raz czwarty. Gra toczy się o większą stawkę, zawiera poczwórną dawkę adrenaliny i klasycznym już duetem postaci Willa Smitha i Martina Lawrence’ a. Jednak tutaj powinniśmy zadać sobie pytanie.

Czy ta seria ma jeszcze rację bytu i bawi tak samo jak w ’95?

Bierzcie Skittlesy i jedziemy…

Za reżyserię odpowiada duet Adil El Arbi i Bilall Fallah, którzy wcześniej nakręcili trzecią część „Bad Boys For Life” oraz pracowali nad serialem „Ms. Marvel”. Natomiast scenariusz napisali Chris Bremner, scenarzysta trójki i Will Beall, który napisał scenariusz do pierwszego Aquamana.

Jeżeli miałbym jakoś nazwać tą serię, to powiedziałbym, że są to głupawe filmy z gatunku „Buddy Cop Comedy”. Z prostą, momentami nawet prostacką fabułą, wieloma zapadającymi w pamięć gagami, świetnymi scenami akcji i dwójką głównych bohaterów, których utarczki słowne obserwuje się z ekscytacją.

Jednak ten prosty koncept wystarczył, abyśmy otrzymali dwa kultowe filmy, które zna praktycznie każdy.

Pomyśleć, że stworzył je ten sam facet, który później zarżnął markę „Transformers” stalowymi jajami robota, dyndającymi na ekranie…

Trójka była…no po prostu była. Obejrzałem ją w sumie raz i więcej do niej nie wróciłem. I to nie było też tak, że ten film był jakiś wielce tragiczny. Bardziej chodziło o to, że nie było w nim nic wartego zapamiętania, co sprawiłoby, że ja chętnie bym do tego filmu wracał.

Co się tyczy czwórki, to w sumie wzięła ona wszystkich z zaskoczenia. Bez żadnej zapowiedzi na E3, czy innym Comic Conie, 26 marca otrzymaliśmy pierwszy zwiastun, który zapowiadał się całkiem dobrze.

I oczywiście przy okazji tego zwiastuna nie sposób było uniknąć dyskusji dotyczącej żony Willa Smitha. A konkretniej tego legendarnego już liścia wymierzonego w Chrisa Rocka, bo żonka się obraziła i kazała mu zareagować… Rozumiem, że jak ona obraża swojego męża W SWOIM WŁASNYM PROGRAMIE i doprowadza go do płaczu, to wszystko jest spoko, co nie? Ale to temat na inną dyskusję.

Czy pomimo tych wszystkich zawirowań udało im się stworzyć dobry film?

Najpierw fabuła…

Zaczynamy lekkim ukłonem w stronę oryginału, od sceny, gdzie nasza dwójka jedzie na ślub Mike’ a. Marcus koniecznie musi się zatrzymać po „napój imbirowy”  i oczywiście w tym samym sklepie miejsce ma napad. Typowa środa w Miami.

Ostatecznie obaj panowie docierają na miejsce. Tańce i hulanki trwają w najlepsze. Aż tu nagle Marcus dostaje ataku i przez kilka tygodni leży w śpiączce w szpitalu. Następnie dowiadujemy się, że ktoś próbuje wrobić Kapitana Howarda we współpracę z kartelami.

Nasi Źli Chłopcy postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce i samemu odnaleźć sprawców. Nie wiedzą jeszcze, że wplączą się w grę, której zasad nie znają. Staną się poszukiwanymi a za ich głowy zostanie zaoferowana pokaźna sumka.

Czy uda im się znaleźć winnych nim będzie za późno?

Fabularnie, standardowo dla tej serii mamy prostą jak konstrukcja cepa fabułę.

Co nie zmienia faktu, że ogląda się go zaskakująco dobrze. Mam wrażenie, że twórcy wyciągnęli lekcje z poprzedniej części i tym razem dali to, czego oczekiwali fani tej serii. Mało tego, nie ma się poczucia, że jest to wszystko wygrane na siłę i żeby jechało to na nostalgii do filmu z ’95 i ’03.

Jasne, na początku mamy krótkie wstawki z poprzedniczek, ale to zaledwie ułamek całego filmu. Przez pozostałe 99% filmu otrzymujemy szaloną jazdę bez trzymanki z naszymi ulubionymi gliniarzami z Miami.

Jeżeli chodzi o głównych bohaterów to Ci jak zwykle dają radę. Will Smith oraz Martin Lawrence to ikoniczne już duo, które za każdym razem jak się pojawia na ekranie, sprawia masę radochy.

Obaj panowie rozumieją się bez słów, ich utarczki słowne wciąż bawią i razem tworzą istną mieszankę wybuchową. Widać, że uwielbiają granych przez siebie bohaterów, doskonale rozumieją ich charaktery i masę radochy sprawia im możliwość ponownego wcielenia się w Mike’ a oraz Marcusa.

I nawet ja, jako osoba, która nie jest szczególnie zaznajomiona z tą serią i niedawno co dopiero nadrobiłem pierwszą część, to widząc ich w kinie wierzyłem w tych bohaterów, ich relację itd. Jest to zarówno zasługa charyzmy obydwu aktorów jak i dobrze napisanych scen.

Sceny akcji w „Bad Boys 4” wypadają bardzo dobrze.

Mamy tutaj mnóstwo zabawy pracą kamery, ustawieniem bohaterów, gry światłem i wiele więcej. Warto wymienić ot choćby scenę walki w opuszczonym parku rozrywki, w trakcie której widzimy świetnego mastershota z całego pola bitwy, po czym przechodzimy do obrazu z perspektywy broni głównych bohaterów…

Scena w klubie sztuki, gdzie nacisk jest położony na grę kolorami. No i w końcu scena z Reggiem, który rozwala wszystkich była rewelacyjna i dała temu bohaterowi wreszcie zabłysnąć.

Jeśli chodzi o humor, to ten wciąż jest na dobrym poziomie, bez konieczności chwytania się nawiązań do pierwowzoru. Mam jedynie problem z początkiem, który przynajmniej dla mnie był trochę dziwny i bez sensu. Aby przez całą resztę śmiać się praktycznie na każdej scenie. Żart z Marcusem w sklepie wypadł świetnie. Tak samo z resztą jego przepychanka słowna z Reggiem. Aż się przypomina ta kultowa scena z dwójki…

Podsumowując „Bad Boys: Ride or Die” to świetna kontynuacja tej kultowej serii i genialny powrót Złych Chłopaków z policji w Miami.

Prosta, ale wciągająca fabuła, znani i lubiani bohaterowie, świetnie nakręcone sceny akcji i humor, który wciąż bawi.

Wracając do pytania z początku myślę, że ta seria wciąż ma potencjał, aby zrobić z nią coś ciekawego. Oczywiście wszystko zależy od głównych aktorów wcielających się w te postaci, bo to w końcu oni są twarzami tej serii i to oni sprawili, że znamy ją i kochamy po dziś dzień. Poza tym jest kwestia tego, czy naprawdę potrzebujemy, aby ta seria zamieniła się w kolejnych „Szybkich i Wściekłych”, gdzie każda kolejna część będzie podnosiła ten poziom absurdu, tak, że będzie to wyglądało jak pastisz, a nie pełnoprawny film.

Jednak, póki będą chcieli i mogli pracować nad kolejnymi częściami, a przede wszystkim będą mieli dobry pomysł na to, to mogą spróbować. Mogą, ale nie muszą.

A wy, widzieliście już nowych film Bad Boysów, a może dopiero zamierzacie obejrzeć?

Dajcie znać w komentarzach, a my widzimy się następnym razem, cześć…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *