Thor: Miłość i Grom

Czekałem na ten film. Czekałem na niego, jak na mało który w tym roku. W końcu jakaś kolorowa, pełna rockowej muzyki, kiczowata produkcja, która w pełni korzysta ze swoich możliwości. W dodatku z postacią, którą po wydarzeniach z „Avengers: Koniec Gry” można rozwinąć na wiele sposobów. Jeden z nich dostaliśmy w tym filmie.
Jednak czy nowy Thor faktycznie jest tak dobry jak zapowiadały to recenzje?
Moim zdaniem tak, jednak nie uważam go za film dla wszystkich. Także bez dalszych wstępów „Thor: Miłość i Grom”, zaczynajmy.
Za reżyserię odpowiada Taika Waititi, twórca poprzedniego Thor’ a i „Co robimy w ukryciu”. Scenariusz napisali Taika oraz Jennifer Kaytin Robinson (Ktoś wyjątkowy). Poprzednia część boga piorunów była bardzo dobra i byłem pod wielkim wrażeniem jak reżyser połączył ten cały kicz z feerią barw i ciekawą historią.
Czy otrzymaliśmy to i w tym filmie? Nawet więcej.
Po wydarzeniach z Końca Gry, Thor dołączył do Strażników Galaktyki. Postanowił wziąć się za siebie i odnaleźć sens życia. Jego emeryturę przerywa tajemniczy rzeźnik bogów, który zmierza do Nowego Asgardu, znajdującego się na Ziemi. Tam dowiaduje się, że jego była dziewczyna Jane Foster zostaje nową Potężną Thor. Razem muszą stawić czoła Gorr’owi i powstrzymać go zanim będzie za późno.
Czy Thor da rade sprostać nowemu przeciwnikowi?
Postaci są świetne. Thor grany przez Chris’ a Hemsworth’ a jak zwykle błyszczy i świetnie się go ogląda na ekranie. Jane Foster grana przez Natalie Portman wreszcie została przedstawiona w ciekawy sposób, a nie jak kłoda drewna, jak to miało miejsce w dwóch pierwszych Thor’ ach. Pozostałe postaci jak Walkiria grana przez Tessę Thompson, czy Korg grany przez Taikę są świetne. Jednak całe show kradnie Gorr grany przez Christian’ a Bale’ a. Mimo że nie ma dużo czasu ekranowego, to każde jego wystąpienie jest niesamowite i niesamowicie się go ogląda. Czuć tą aurę kogoś zniszczonego, pełnego żądzy zemsty.
Humor jest tutaj bardzo kiczowaty. I tu przechodzimy do tego, o czym wspomniałem na początku. Jeżeli nie podobają Wam się żarty oparte na kiczu, kolorowych kostiumach, muzyce i garściami biorąc z takiego Flash’ a Gordon’ a, to nie jest film dla Was. Jeśli Wam to nie przeszkadza to powinniście się bawić znakomicie. Ja osobiście miałem ubaw po pachy. Ten film to dla mnie było komediowe złoto i oglądałem go jak zahipnotyzowany. Z wielką chęcią kupię sobie go w formie płyty i będę oglądał co jakiś czas, bo jest fantastyczny.
Jak wypada akcja, muzyka i scenografia?
Akcja jest świetna. Sceny walk wyglądają kapitalnie. Jedyny problem mam z tym, że wszystko dzieje się trochę za szybko. Bohaterowie skaczą od jednej lokacje do drugiej. Mógł być trochę dłuższy o te dwadzieścia, trzydzieści minut. Mimo to film oglądało się super.
Muzyka wypada kapitalnie. Już sam początek, kiedy pojawia się logo Marvel’a i w tle leci rock’owa muzyka wypada super. Późniejsza scena walki Thor’ a w rytm „Welcome to the Jungle” jest wykonana fenomenalnie. W ogóle muzyka Guns N’ Roses pasuje do tej postaci idealnie i nadaje jej takiej różnorodności. Więc jak dla mnie muzyka jest tu idealna.
Zdjęcia, a raczej to jak wygląda film w całości jest genialne. Lokacje, kostiumy, dopasowanie kolorów, świateł itd. daje bardzo dobre połączenie. Bardzo spodobała mi się scena na planecie ciemności, gdzie wszystko traci kolor, a my obserwujemy to w czarno białym stylistyce. Poza tym Kraina Bogów też wypada świetnie, gdzie przeważały kolory biały i złoty. Poza tym tak jak mówiłem kostiumy są bardzo dobrze wykonane i wpasowywały się w te stylistykę.
Ogólnie seans „Thor: Miłość i Grom” mogę uznać za bardzo fajne przeżycie, którego nie zapomnę. Mam nadzieję, że w kolejnych filmach Thor dostanie jeszcze więcej pola do popisu i dalej będzie robiony przez Waititi’ ego. Bo ewidentnie ma pomysł na tę postać, wie co fani chcą zobaczyć i zagra idealnie. Ja nowy film Marvel’ a polecam i cieszę się, że ta czwarta faza zmierza w tak ciekawym kierunku. A wy oglądaliście nowego Thor’ a? Dajcie znać jak Wam się podobał i jaki żart zapadł Wam najmocniej w pamięci. To tyle ode mnie cześć.