Bez Litości 3

0

Denzel Washington to aktor, którego nie trzeba przedstawiać. Niezależnie jakiej roli by nie dostał, zawsze dawał nam popis swoich możliwości i hit za hitem. Biografie, dramaty, filmy sportowe i thrillery akcji. To właśnie w tej kategorii, większość osób może go kojarzyć. A konkretnie za sprawą roli w filmie „Bez Litości”.

Historia byłego żołnierza sił specjalnych, który stara się wieść spokojne życie. Jednak, kiedy w grę wchodzi krzywda niewinnych, staje na wysokości zadania i wymierza sprawiedliwość.
Film kultowy, który swego rodzaju zrewolucjonizował ten gatunek i zapisał się w pamięci widzów. Czy to ze względu na role Denzela, czy też tą klasyczną już scenę w klubie rosyjskiej mafii.
Film został doceniony przez widzów, jak i krytyków, zarobił 200 mln, przy budżecie 55 mln i zapisał się w historii kina. Wtedy wszyscy myśleli, że druga część nie powstanie. Zwłaszcza, że Denzel nigdy nie kręcił sequeli swoich filmów.

I jakież było zdziwienie fanów, gdy w 2018 r. do kin trafił „Bez Litości 2”.
Druga część okazała się równie dobrym filmem, zebrała pozytywne opinie i zarobiła (tak samo jak jedynka) 200 mln. Tym razem przy budżecie 62 mln. Robert McCall powraca, aby zmierzyć się z demonami przeszłości i pomścić swoją wieloletnią przyjaciółkę. Znowu mamy efektowne sposoby zabijania, wciągającą fabułę i głównego bohatera, któremu kibicujemy w jego wendecie.

I w ten sposób dotarliśmy do „Bez Litości 3”, lub jak ten film nazywają po angielsku niektórzy recenzenci „Threequalizer”. Tym razem przenosimy się z Ameryki, do słonecznej Italii, a nasz główny bohater zamiast sprawiedliwości poszukiwać będzie spokoju. Tutaj powinniśmy zadać sobie pytanie.

Czy trójka tak samo jak poprzednie części, jest dobrym kinem akcji?

Tak, jak najbardziej. Ale po kolei. Przed Wami „Bez Litości 3” …
Za scenariusz i reżyserię odpowiadają Richard Wenk i Antoine Fuqua, którzy pracowali nad wszystkimi trzema częściami tej serii. Z czego ten pierwszy tworzył jeszcze takie hity jak „Niezniszczalni 2” (swoją drogą, dajcie znać, czy czekacie na 4) oraz „Siedmiu wspaniałych. Czyli krótko mówiąc, odpowiedni ludzie, którzy mają pomysł na te filmy i z sukcesami go realizują.

Ja osobiście przygodę z tą serią, zacząłem od dwójki. Akurat siedzieliśmy w salonie w weekend i chcieliśmy coś obejrzeć. Wybór padł na „Bez Litości 2” właśnie. Jak rodzice znali poprzednią część i byli jej fanami, tak ja podchodziłem do tego z czystą głową. I nie ukrywam, że bawiłem się bardzo dobrze.

Podobały mi się sceny akcji, wciągająca fabuła i główny bohater, którego chciałem oglądać. Potem obejrzałem jedynkę…chociaż nie do końca, ponieważ widziałem jedynie urywki, jak film leciał w telewizji, bodajże na Polsacie. Żeby nie było nadrobiłem niedawno pierwszą część i bawiłem się bardzo dobrze.

Uwielbiam to, jak twórcy bawili się konceptem głównego bohatera, zabijającego kolejnych złoczyńców. I w końcu te sławetne sceny w klubie i sklepie z narzędziami, które pozostają w mojej pamięci do dziś. W ogóle wyobraźcie sobie sytuacje, gdyby kręcili to w Polsce a ostateczna potyczka rozgrywała się w Leroy Merlin… To by było coś.

Dlatego z niemałą ekscytacją wybierałem się do kina na trójkę. Głównie ze względu na zwiastun, który kupił mnie na starcie.

Jednak czy było warto?

O tym za chwile, a teraz trochę o fabule…
Robert McCall to emerytowany żołnierz sił specjalnych, który stara się wieść spokojne życie. Jednak, kiedy przychodzi konieczność pomocy, to bierze sprawy w swoje ręce i wymierza sprawiedliwość.
Film rozpoczyna się od sceny, w której główny bohater zostaje postrzelony. Udaje mu się dotrzeć do małej mieściny niedaleko Sycylii, gdzie pomaga mu miejscowy lekarz Enzo (nie mylić z Ferrarim).
Roberto, jak zwracają się do niego ludzie w miasteczku, odnajduje w tym miejscu spokój, którego tak pragnął. Wreszcie odnalazł swoje miejsce na ziemi. Jednak sielanka nie trwa zbyt długo, ponieważ dowiaduje się o okolicznej mafii, która wymusza od mieszkańców haracze. Każdy kto nie płaci na czas, ponosi tego konsekwencje.

McCall nie pozostaje bierny w tej sytuacji i postanawia bronić swoich nowych przyjaciół, i w znany dla siebie sposób, wymierzyć sprawiedliwość.

Fabularnie dostajemy kontynuacje wszystkich rzeczy, które znamy i uwielbiamy w tej serii. Efektowne i pomysłowe zabójstwa, wciągającą od początku do końca fabułę oraz głównego bohatera, którego nie da sie nie lubić.
Do tego dodajemy szczyptę wątku religijnego (tutaj warto wspomnieć o tym, że Denzel Washington jest bardzo wierzący i często przemyca to w swoich filmach. Co tłumaczy również wybór miejsca akcji). Postaci poboczne, które są równie sympatyczne, co główny bohater. Świetne zdjęcia, przez co możemy mieć poczucie, jakbyśmy oglądali reklamę biura podróży. Jedną z tych bardziej krwawych.

I dzieje się magia.

Przez cały film nie mogłem oderwać wzroku od ekranu. Byłem ciekaw co się wydarzy za chwilę. I jak przy okazji „Ultimatum” kręciłem oczami i czekałem tylko, aż to się skończy. Tak tutaj byłem pochłonięty do reszty i wręcz szkoda mi było, kiedy film się skończył. Właśnie tak powinno się robić thrillery akcji.

Kolejnym pozytywem jest miejsce akcji, a konkretnie Włochy. I tak jak wspomniałem wcześniej, był to wybór po części podyktowany religijnością Washingtona, ale też one same w sobie są świetnym miejscem.
I ten aspekt został w filmie podkręcony do maksimum. Wszyscy mieszkańcy są dla siebie życzliwi i się wspierają. No i te piękne krajobrazy. W trakcie oglądania myślałem „…ja też chcę pojechać, zwiedzić Włochy. Nie musicie mi dawać kolejnych argumentów.” Bo nie będę ukrywał, że zawsze chciałem tam pojechać/polecieć. A po obejrzeniu „Bez Litości 3” chcę jeszcze bardziej.

Wracając, lokację wyglądają naprawdę cudownie i aż chce się je dalej oglądać. Zaczynasz rozumieć, dlaczego główny bohater tak pokochał to miejsce. I szczerze był to naprawdę dobry pomysł, aby zmienić miejsce akcji, z Ameryki, na bardziej kameralną mieścinę. Przez co zawężamy pole działania, ale w żaden sposób nam to nie przeszkadza.
Bohaterowie są fenomenalni. Denzel Washington to klasa sama w sobie i uwielbiam go jako Robert McCall. Z jednej strony sympatyczny, miły i serdeczny facet, z którym chętnie napiłbyś/łabyś się kawki. Z drugiej strony człowiek, który kiedy oczywiście sytuacja tego wymaga, staje na wysokości zadania i robi to, co robi najlepiej. Pozbawia życia ludzi.

W trakcie filmu mamy okazje go poznać z obu stron. Rozumiemy jego motywacje, kibicujemy mu i liczymy, że odnajdzie upragniony spokój.
Mieszkańcy miasteczka to praktycznie święci. I mówię to całkowicie poważnie. Wszyscy są sportretowani jako uczynni, mili, przyjaźnie nastawieni. No dosłownie utopia, raj na Ziemi. Na szczęście nie wypadają w tym przaśnie i nie przesadzają. Bo jakby nie było, ma nam na nich zależeć i chcemy, żeby Denzel ich uratował.

I faktycznie w trakcie filmu dało się z nimi sympatyzować i zależało nam na tych bohaterach. Nie tak jak w „Ultimatum”… Dobra, przepraszam, to był ostatni raz. Ale nie mogę ukryć, że z tych dwóch filmów, to „Bez Litości 3” wypada bardzo dobrze, natomiast drugi z nich jak żart. I to jeden z tych nieśmiesznych.
Czas na główne danie całej produkcji, a konkretnie sceny walk głównego bohatera. Te jak zwykle prezentują się znakomicie. Są bardzo efektowne i pełne zawodowego wręcz sprytu. Uspokajam wszystkich wrażliwych, nie ma tam wylewajacych sie flaków ani tryskajacej strumieniami krwi, więc możecie bez problemu się wybrać. To naprawdę dobry film.
Podsumowując „Bez Litości 3” to genialny film i świetne zakończenie tej trylogii. Jeżeli jesteście fanami poprzednich części, możecie bez zastanowienia rezerwować seans. Jeśli chcecie zobaczyć dobrze nakręcony thriller, to również możecie iść w ciemno.
Lubicie Denzela Washingtona?
Ten film przypadnie Wam do gustu. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Dlatego jeszcze raz polecam Wam seans „Bez Litości 3”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *