Małpa

Macie czasami tak, że czekacie na coś od dłuższego czasu, ekscytujecie się na kolejne wieści dotyczące tego tematu, a kiedy już przychodzi moment premiery to…nie wiecie co czuć? Tego typu sytuację miałem w przypadku omawianego dzisiaj filmu „Małpa”. Ale od początku…

Za scenariusz i reżyserię odpowiada Osgood Perkins. Możecie go kojarzyć m.in. z zeszłorocznego „Kod Zła”, który zbierał dosyć mieszane opinie. Jedni go pokochali i ogłosili najstraszniejszym horrorem zeszłego roku. Choć dla niektórych największym horrorem zeszłego roku mogły być wybory prezydenckie w stanach, ale o tym, kiedy indziej…Natomiast dla drugich „Long Legs” to był raczej średni, na pograniczu kiepskiego, film. Sam nie widziałem, więc ciężko jest mi się wypowiedzieć.

Jednak jego najnowszym projektem byłem bardzo zainteresowany. Z dwóch powodów…Pierwszym był zwiastun, który swoją nietypowością i balansowaniem na granicy komedii oraz czystej, krwawej rozwałki zaintrygował mnie. Natomiast drugim aspektem była historia reżysera.

Dla fanów klasycznego kina nazwisko Osgooda Perkinsa może się automatycznie kojarzyć z Anthonym Perkinsem, jego ojcem oraz odtwórcą roli Normana Batesa w „Psychozie” Alfreda Hitchcocka. Co ciekawe sam z resztą odegrał rolę Batesa w jednej z psychoz, a jeszcze kolejną nakręcił.

„Małpa” miała być jednym z jego bardziej osobistych projektów, ale o tym powiemy sobie za chwilę.

Co się tyczy samego filmu, to ten bazuje na krótkim opowiadaniu autorstwa Stephena Kinga. Opowiadania nie czytałem, choć z tego co widziałem jest ono dostępne w polskiej wersji jako „Szkieletowa załoga”. Natomiast z samym Kingiem mam tak, że miałem kilka podejść do jego twórczości, jednak w żadnym z nich nie dotarłem dalej niż do połowy. Najbardziej udzieliło mi się to przy okazji lektury „Outsidera”, do którego robiłem dwa podejścia, jednak oba skończyły się fiaskiem.

Sytuacja prezentuje się inaczej, kiedy mówimy o ekranizacjach jego powieści. Takie obie części „TO”, oglądało mi się bardzo dobrze. „Zielona Mila” oraz „Lśnienie” też były świetne. Dlatego biorąc pod uwagę poprzednie próby ekranizacji Kinga, zwiastun oraz głośne nazwisko reżysera, byłem dobrej myśli i nadziei, wobec tego co mnie czeka.

Jednak jak ostatecznie wypadła „Małpa”?

[SEGMENT AUTOPROMOCYJNY]

Jednak zanim przejdziemy dalej, zachęcam was do zasubskrybowania tego kanału. Ponieważ chcemy uzyskać aż 100 tys. kulturalnych subskrypcji do końca roku. Dlatego jeżeli podobają Ci się moje materiały, to zostaw suba, łapkę w górę i dołącz do kulturalnej społeczności naszego kanału. Wracamy do materiału…

[KONIEC SEGMENTU AUTOPROMOCYJNEGO]

Bliźniacy Hal i Bill wychowują się ze swoją matką. Ojciec ich opuścił pozostawiając po sobie jedynie szafę pełną gratów z podróży. Wśród tych rzeczy chłopcy znajdują starą, nakręcaną małpę. Na pudełku widniała instrukcja, aby przekręcić kluczyk i zobaczyć co się stanie. Jeden z chłopaków oczywiście przekręca kluczyk, tym samym uruchamiając krwawą spiralę nietypowych zgonów. Chłopcy postanawiają wyrzucić zabawkę i żyć jakby nic się nie stało. Jednak zło o nich nie zapomniało.

Po latach jeden z bliźniaków jest po rozwodzie i przychodzi jego kolej na spędzenie czasu z synem Petey. Pech tak chciał, że odzywa się drugi z braci i dochodzi do kolejnych niewyjaśnionych śmierci. Będzie musiał wrócić do swojego starego miasteczka i powstrzymać tą krwawą serię, nim małpa skończy grać…

Na wstępie zaznaczę, że nie będę porównywać filmowej wersji do swojego pierwowzoru. Bo jak już wspomniałem, nie czytałem opowiadania Kinga, a poza tym sam Osgood Perkins chciał, żeby „Małpa” była jego bardziej osobistym filmem. Jak możemy się dowiedzieć ojciec Perkinsa na pewnym etapie dokonał coming outu, a potem zmarł na AIDS w ’92. Natomiast jego matka, aktorka Berry Berenson, była jedną z ofiar wydarzeń z 11 września. I te doświadczenia reżysera, odnajdują swoje odbicie w filmie.

Film pokazuje nam, że wszyscy umrzemy, jednak nie zawsze i nie każdy będzie mógł dożyć spokojnej starości.

A część z nas może umrzeć w naprawdę nietypowych okolicznościach. Jasne, nie oznacza to, że nagle pożre was aligator, ale szanse na to nigdy nie są zerowe.

Poza tym film porusza kwestię nieobecnego ojca, który oddalił się od swojego syna, celem jego ochrony przed klątwą małpy. Ponownie przypomina nam się tutaj burzliwa relacja reżysera z jego własnym ojcem. I biorąc pod uwagę ten aspekt, „Małpa” wypada naprawdę ciekawie i jawi się jako dobry autokomentarz dotyczący biografii Osgooda Perkinsa.

Jednak tutaj zaczynają się schody. Po wyjściu z seansu nie ukrywam, że nie wiedziałem co czuć względem tego filmu. Na pewno miałem swoisty dysonans pomiędzy tym, czy traktować go jako pełnoprawny horror i rozpatrywać w tej kategorii? Czy może była to bardziej czarna komedia pełna absurdów?

Będąc szczerym do tej pory nie jestem pewien i mam wrażenie, że twórcy sami nie wiedzieli dokładnie, w jakim kierunku chcą zmierzać? Nie mogę powiedzieć, że w takiej formie, w jakiej ten film się znajduje nie działa, wręcz przeciwnie. Ma on swoje momenty, gdzie zarówno można było się porządnie zaśmiać, jak i te, gdzie mieliśmy mroczne, wręcz oniryczne sceny. Sama początkowa sekwencja, która była naprawdę zabawna i absurdalna do granic możliwości, mogła nas nakierować na to, z jaką produkcją mamy do czynienia. Po czym dostajemy resztę filmu, gdzie twórcy żonglują tą estetyką, bawią się konwencją i już nie wiadomo, czym „Małpa” w zasadzie jest?

Efekty specjalne wypadają całkiem dobrze.

Nie jestem pewien, na ile były to efekty praktyczne, a na ile praca komputera, jednak wyszło to świetnie. Tylko szkoda, że jest tego w filmie stosunkowo mało. Dla niektórych może to się wydawać dziwne, jednak ja po prostu oczekiwałem, że trup będzie ścielał się gęściej i zobaczymy dużo więcej absurdalnych i krwawych zgonów na ekranie. Ale na te, które mogliśmy zobaczyć, nie mogę narzekać.

Sama małpa wygląda dobrze. Raczej ciężko by było zepsuć design małpki grającej na bębenku. Nie mogę powiedzieć, że jest to jakiś najstraszniejszy twór i na pewno wpiszę się do panteonu zabawkowych potworów zaraz obok Chucky’ego, ale myślę, że znajdzie ona swoich fanów.

Na pochwały zasługuje również obsada, w której znaleźli się Theo James, wcielający się w obydwie role Hala i Billa. W obydwu wypadł świetnie, pokazał się od dobrej strony, jego bohaterowie mają kompletnie inne charaktery i chce się go oglądać na ekranie. Poza tym Tatiana Maslany oraz Elijah Wood w małych rolach są równie znakomici.

Podsumowując „Małpa” to jest dosyć specyficzny film. Nie powiem, że wyszedłem z Sali oburzony i w ogóle to był najgorszy film w historii, bo to nie prawda. Miał swoje dobre momenty, w paru scenach faktycznie się przestraszyłem, poza tym dobre efekty specjalne, ciekawa obsada i historia za filmem stojąca sprawiają, że ten seans jakoś upłynął.

Nie mogę „Małpy” w stu procentach wam polecić, ale też nie będę wam go odradzał. Jeżeli jesteście go ciekawi i nie macie nic lepszego do roboty, to możecie go sprawdzić. Czas wam powinien w miarę szybko zlecieć i w zasadzie tyle. Dzięki za oglądanie i widzimy się następnym razem, cześć…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *