WW84

0

Czy Diana poradzi sobie, z taką mocą? Czy odnajdzie w sobie siłę i odwagę, aby ocalić ludzi przed zagładą?

Eh…

Miałem nadzieję, że po sukcesach jakimi były: „Aquaman”; „Shazam” i „Ptaki Nocy” jest czas na dobre filmy z bohaterami DC…

Dla nie zorientowanych, mówię o „Wonder Woman 1984”. Z przykrością stwierdzam, że film jest tak mega kiepski i niekonsekwentny, że przechodzi to ludzkie pojęcie.

Ale po kolei.

Za drugą część przygód Diany, odpowiada Patty Jenkins, która wyreżyserowała pierwszą „Wonder Woman”. Byłem pozytywnie nastawiony, ponieważ lubię poprzednią część. Miała ciekawe pomysły, fajnie nakręcone sceny walk i bohaterkę, która czegoś się uczyła.

Zaczyna się całkiem ciekawie. Spotykamy główną bohaterkę, na początku lat 80. Ludzie mają na sobie kolorowe stroje, w radiu przygrywa Careless Whisper, wszystko jest jak ze snu. Diana podczas pracy znajduje tajemniczy artefakt, pozwalający spełniać życzenia. Niestety wpada on w niepowołane ręce wielkiego biznesmena Max’ a Lord’ a.

Główna bohaterka będzie musiała wyjść z ukrycia i pokonać całe zło.

Czy Diana poradzi sobie, z taką mocą? Czy odnajdzie w sobie siłę i odwagę, aby ocalić ludzi przed zagładą?

No oczywiście, inaczej nie byłoby tego filmu.

Aktorsko ten film to mocna średniawka.

Gal Gadot w roli głównej jest fatalna. Przez cały film pokazuje jedynie dwie miny. Albo jest zadowolona, albo smutna i tak na zmianę. Chris Pine w roli Steve’ a Trevor’ a jest taki sobie…, ale do niego jeszcze wrócimy. Kristen Wiig i Pedro Pascal jako główni przeciwnicy, są ok. Chociaż bardziej zainteresowała mnie postać Max’ a Lord’ a (Pedro Pascal).

Efekty specjalne są jak z plastiku i mocno rozczarowują.

Pare razy widać było, że Gal Gadot jest wklejona w post produkcji. Scena latania Diany na lasso poprzez chwytanie się błyskawic jest żenująca. A ostateczna walka jest sfilmowana fatalnie. Wszystko było na max’ a przyciemnione, tak żebyśmy nic nie zobaczyli. Czułem się jakbym oglądał „Slender Man”, tam też wszystko jest przyciemnione aż do porzygu.

Pogadajmy teraz o tym, co się nie zgadzało w tym filmie.

Przede wszystkim nietrzymanie się wytyczonych zasad. Mamy tutaj motyw powrotu Steve’ a do żywych. Diana „traci” przez to moce. Dlaczego w cudzysłowie je traci? Bo twórcy raz o tym pamiętają, a raz nie.

Przykładowo w scenie na pustyni, Diana i Steve ścigają Max’ a. Od razu widzimy, że coś jest nie tak. Główna Bohaterka zostaje postrzelona, żeby po chwili, jak gdyby nigdy nic rozwalać część świty antagonisty. Później znowu „niby traci moce”, bo wyślizgnęło jej się z ręki lasso prawdy. A propos lasso, tutaj twórcy też położyli sprawę na łopatki. Jak wiadomo służy ono do wyciągania prawdy. A tu co? Nagle jeszcze robi za wyszukiwarkę i lekcje historii…Gdzie w tym logika? Jaki to ma sens?

Oprócz tego mamy jeszcze ten kamień życzeń. Podczas filmu dowiadujemy się, że został on stworzony przez złego Boga. Nasi bohaterowie znajdują jakiegoś typa, który wie coś więcej na ten temat. Pokazuje im księgę, w której jest o tym całym Bogu…I tyle. Nic z tego nie wraca. Jego imię jest powiedziane raz i potem nic o nim nie słyszymy. Tyle. Był i niema…Po co? Nie dowiecie się.

Drugą sprawą z tym kamieniem, jest jego wykorzystywanie. Według filmu działa on na zasadzie „coś za coś” …Tylko że nie. Max po przejęciu mocy kamienia, nie ponosi na początku żadnych konsekwencji. Później co jakiś czas widzimy, że krew mu leci, źle się czuje itp., ale nic więcej. Poza tym spełnianie życzeń działa tu w dziwny sposób. Raz Główny antagonista coś zabierze w zamian za życzenie, a za drugim razem już nie. To tak nie działa!

Wątek Diany i Steve’ a też jest bez sensu. Twórcy strzelili sobie w kolano już przy trailerze do filmu, ponieważ pokazali nam, że on (Steve) wróci. Przez co nie czujemy, że jest to ważne dla Głównej Bohaterki. Ale w jaki sposób wraca…Otóż wraca on w ciele innego mężczyzny. W CIELE INNEGO FACETA!! A najśmieszniejsze jest to, że Diana przespała się z nim. I to by nikomu nie przeszkadzało, gdyby nie fakt, że Steve cały czas miał ciało innego faceta. Mogli po prostu zrobić tak, że wraca on jako on (w sensie ze swoim ciałem) i koniec. Kiepskim pomysłem jest też zrobienie ze Steve’ a totalnego idioty. Scena, gdzie pomylił kosz na śmieci ze sztuką albo pierwszy raz jeździł ruchomymi schodami. No wyżyny humoru.

Podsumowując „Wonder Woman 1984” to straszny film. Nudny, rozczarowujący i ciągnący się w nieskończoność.

W to miejsce polecam obejrzeć pierwszą część. Ta sama bohaterka i lepsze wykonanie.

Na ten film szkoda czasu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *