Mean Girls

0

Wszyscy na pewnym etapie swojego życia uczęszczaliśmy, uczęszczamy bądź będziemy uczęszczać do liceum.

Ja na szczęście ten etap dosłownie za chwile będę miał za sobą. Nie mogę powiedzieć, że był to najgorszy okres w moim życiu. Wciągu tych 4 lat spotkało mnie sporo przyjemnych momentów i poznałem wielu niesamowitych ludzi, których będę ciepło wspominał. Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze nie raz nie dwa.

Było też mnóstwo sytuacji, gdzie ten budynek jawił się niczym prawdziwa dżungla, w której musisz się przystosować do środowiska, bo inaczej Cię zjedzą. Było również kilka nietypowych akcji, kiedy to ktoś rozpylił gaz pieprzowy w jednej z łazienek, ewakuowali całą szkołę, przyjechała policja… Działo się 😉

Ale coś musi w tym być, skoro otrzymaliśmy tyle filmów i seriali z gatunku „coming of age”. Ich akcja w większości rozgrywa się w liceum. „High School Musical”; „Klub Winowajców”; „Sex Education”; „#Jestem M. Misfit”; „Glee” czy chociażby „Mean Girls”. I przy tym ostatnim bym się zatrzymał.

Dla wielu ten film jest już klasykiem i doskonale znają historię Cady, która stara się odnaleźć w nowym, licealnym środowisku. Po dwudziestu latach twórcy postanowili powrócić do tego świata i pokazać tę historię nowej, młodszej publice.

Czy udało im się zachować jej ducha i przywrócić plastiki do życia?

Czas być wrednym…

Za reżyserię odpowiadają Samantha Jayne oraz Arturo Perez Jr. Natomiast scenariusz napisała Tina Fey, która wcześniej pracowała nad oryginalnym „Mean Girls”. Teraz powraca jako scenarzystka i jedna z postaci, pani Norbury, zresztą razem z Timem Meadowsem, który ponownie wciela się w Pana Duvalla.

Nie dam sobie ręki uciąć, ale wydaje mi się, że kiedyś raz czy dwa zdarzyło mi się obejrzeć „Mean Girls” z 2004 r. w telewizji. Jednak 100% pewności nie mam. Dlatego do nowej wersji starałem się podchodzić z czystą głową i bez porównywania jej z poprzedniczką. Z resztą jak chcecie posłuchać o wszystkich różnicach między tymi filmami, to bez problemu znajdziecie setki filmów na ten temat.

Słyszałem, że jedną z istotniejszych zmian jest fakt, iż nowa wersja „Mean Girls” jest musicalem. Oczywiście nie zabrakło również pewnej „aktualizacji”, w związku z rozwojem technologicznym i wykorzystaniem social mediów.

Jednak czy ma to racje bytu w ramach tego świata i sprawia, że lepiej się nam go ogląda?

Zaczynamy od dwójki naszych narratorów i moim zdaniem jednych z najlepszych postaci w tym filmie. Janis i Damiana, którzy śpiewają, że jest to opowieść ku przestrodze, gdzie nie zabraknie przyjaźni, miłości, zdrady, a i trup się sypnie.

My natomiast poznajemy Cady Heron, szesnastolatkę, która przeprowadziła się ze swoją Mamą z Kenii do Stanów. Dziewczyna rozpoczyna swoją edukację w liceum. Zaprzyjaźnia się z Janis i Damianem, którzy wprowadzają ją w szkolne życie i przestrzegają przed plastikami, którymi zarządza Regina George.

W międzyczasie Cady zakochuje się w Aaronie, byłym chłopaku Reginy i dołącza do plastików, aby utemperować nieco charakterek Reginy. Dziewczynie zaczyna się podobać bycie popularną. Jednak czy przekłada się to na bycie lubianym?

Fabularnie „Mean Girls” to klasyka gatunku.

Główny bohater/bohaterka wkracza w szkolne środowisko. Poznaje dwójkę przyjaciół, którzy mu/jej pomagają, poznaje miłość życia i idzie na noże z główną szychą.

Jak wiadomo można to zrobić lepiej lub gorzej. Przykładem tego drugiego może być „#Jestem M. Misfit”, które z uporem maniaka starało się być cool i yolo, #swag. Ostatecznie skończyło się na tym memie z „How do you do fellow kids?”

Na szczęście „Mean Girls” nie idzie w tym kierunku, a wręcz robi wiele rzeczy bardzo dobrze. Zrobienie z tego filmu musicalu jest dobrym zabiegiem. Piosenki wpadają w ucho i zamiast mówić nam to co już zdążyli przekazać nam bohaterowie, opowiadają te historię oraz nadają nowe brzmienie. Jasne, wygląda to tak, że bohaterowie najpierw rozmawiają i nagle wszyscy dookoła zaczynają tańczyć, śpiewać i całe otoczenie się zmienia. Na swój sposób idealnie wpisuje się w ten świat, nie wybija nas z rozgrywającej się fabuły i najzwyczajniej w świecie daje radochę.

Ja musicale lubię, a takiego „Rocketmana” to oglądam przynajmniej raz w roku.

Muszę przyznać, że byłem zaskoczony, kiedy bohaterowie zaczęli śpiewać. Głównie dlatego, że nie czytałem niczego na temat tego filmu i obejrzałem jeden zwiastun, żeby połapać się o czym jest ten film. Jednak od razu złapałem rytm, i przy każdej kolejnej piosence potupywałem nogą.

Zdecydowanie soundtrack z „Mean Girls” zostanie ze mną jeszcze na długo i z wielką chęcią będę do niego wracał. Moje ulubione numery to „A Cautionary Tale”; „Meet the plastics”; „Apex Predator”; „Sexy” oraz „Revenge Party”.

To całe wprowadzenie „Mean Girls” i licealnego życia w meandry XXI w., smartfonów, social mediów, tik toka etc. wypada świetnie i wiąże się z tym parę ciekawych rozwiązań. Dla przykładu niektóre numery są nagrywane z pozycji telefonu. Mamy pokazane to jak poprzez media społecznościowe można kogoś w błyskawicznym tempie scancelować, zniszczyć mu życie lub je uprzykrzyć.

Jest to ukazane ciekawie, z utrzymaniem tego realizmu i każdy może to odebrać przez pryzmat swoich doświadczeń. Bo nie oszukujmy się nastolatki w obecnych czasach potrafią być okropne. W sumie to dzieciaki ogółem mają teraz tendencję do skakania sobie do gardeł. Ale to nie temat na dziś…

Postaci są typowymi bohaterami dla tego gatunku.

Główna bohaterka, która jest cichą myszką. Jej lekko zakręceni przyjaciele, którzy zawsze pomogą i wesprą miłym słowem. Chłopak, do którego bohaterka robi maślane oczka. No i nasze trio plastików, a w nim plotkarę, inteligentną inaczej i mózg całej operacji, a jednocześnie istna sex bomba.

Jednak mimo tego da się ich lubić. Zwłaszcza duet Janis i Damian, grani przez Auli’ i Cravalho oraz Jaquela Spiveya. Oboje są genialni, świetnie sprawdzają się jako narratorzy tej historii, a ich numery muzyczne to istne cudo.

Angourie Rice jako Cady jest sympatyczna, lubimy jej postać i utożsamiamy się z nią. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nie miał absolutnie żadnego problemu w odnalezieniu się w nowym miejscu i zagadaniu do osoby, która nam się podoba. Rozumiemy jej zachowanie. Mimo, że wiemy doskonale, dokąd to wszystko zmierza, to na koniec wierzymy w jej przemianę, kibicujemy jej, żeby dostała swój happy end.

Renee Rapp w roli Reginy George jest fantastyczna. Idealnie wpasowała się w ten archetyp. Nomen omen, wrednej dziewczyny, która trzęsie całą szkołą, rozstawia wszystkich po kątach i każdy chłopak marzy, żeby do niego zagadała. Jej pierwsze wejście w akompaniamencie „Meet the plastics” jest kapitalne i czujesz, że ta dziewczyna ma moc. Jak Regina mówi, że masz skakać, to ty pytasz jak wysoko. Jak idzie w twoją stronę, to od razu głowa w dół i dziesięć metrów odstępu. Poza tym ma naprawdę piękny głos. Słuchając jej utworów czułem ciarki i swego rodzaju ekscytację.

Podsumowując „Mean Girls” to bardzo dobry film, który wykorzystuje ten znany schemat i robi z nim coś ciekawego, świeżego i dającego masę frajdy. Angażująca fabuła, sympatyczne postaci, wpadające w ucho numery, ciekawe wykorzystanie social mediów i wiele momentów, które bawiły mnie jak mało co. Szczerze polecam sprawdzić każdemu. Nawet jeżeli nie jesteście wielkimi fanami musicali, albo nie jesteście przekonani do nowej wersji „Mean Girls”, to wybierzcie się na seans. Gwarantuje wam, że będziecie się dobrze bawić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *