100 dni do matury

0
100 dni do matury

Filmy pełnometrażowe internetowych twórców. Trend, który staje się coraz bardziej powszechny i coraz więcej influencerów podejmuje się próby opowiedzenia swojej historii na wielkim ekranie.

Mieliśmy „Budda: Dzieciak ‘98”, który był całkiem zgrabną laurką na cześć Kamila Labuddy. Nie można odmówić mu, że był on dobrze nakręcony, miał ładne ujęcia i widać, że budżet się nie zmarnował. Jednak, poza tym była to typowa historia „od zera do bohatera”, którą to krytycy, kanały na YouTube oraz fani Buddy, dosyć szybko zweryfikowali.

W tym roku ma ukazać się film Julii Żugaj „Jesteśmy Żugajkami”, opowiadający jej losy, a w zasadzie to rozkładający jej fenomen na elementy pierwsze. W międzyczasie premierę miała tym razem produkcja od Ekipy Friza, czyli „100 dni do matury”. Ten film mógł naprawdę źle się skończyć…

Za reżyserię odpowiada Mikołaj Piszczan, natomiast scenariusz przygotował Łukasz Zdanowski.

Powiem na wstępie, że zakładałem przy tej produkcji dwa scenariusze. Pierwszy, przy zapowiedzi pracy nad filmem, zakładał, że będzie to kolejna laurka na cześć tym razem Ekipy, w samych superlatywach wypowiadający się o niej. Co z perspektywy czasu nie miałoby racji bytu, bo po pierwsze takowy dokument już powstał i jest on dostępny na ich kanale. Po drugie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że nie jest tam tak kolorowo, jak można by przypuszczać. Jednak w międzyczasie wyszedł zwiastun i wtedy to dowiedzieliśmy się, że film będzie nosił nazwę „100 dni do matury” i będzie to film fabularny.

W tym miejscu pojawił się mój drugi scenariusz. Tym razem myślałem, że będzie to powtórka z rozrywki z „Piep*zyć Mickiewicza”. Czyli twór filmopodobny, który na siłę będzie starał się być młodzieżowym, a fabuła może pójść po linii najmniejszego oporu, bo w końcu dzieciaki pójdą. Co nie jest tak dalekie od prawdy, bo Karol „Friz” Wiśniewski zdążył zbudować sobie ogromne community, które szturmem wykupi wszystkie możliwe seanse.

I mówię to absolutnie poważnie, bo sprawdzając wszystkie seanse dostępne w piątek, sobotę oraz niedziele, to na każdym z nich co najmniej 2/3 sali było wykupione już wcześniej. A biorąc pod uwagę jeszcze wszystkich, którzy kupowali bilety na miejscu, to mamy praktycznie wszystkie seanse zapełnione na full. Sam próbując zarezerwować sobie bilet miałem problem i nawet wybierając seans w niedzielę o 16:50, ledwie udało mi się wybrać miejsce. Nie mówiąc o tym, że na miejscu zastałem tłumy ludzi, ale o tym, kiedy indziej…

Idąc na film miałem tylko nadzieję, że przynajmniej będę mógł się pośmiać i jakoś ta 1 godzina 50 minut minie. Też nie zakładajmy, że Ekipa, która na co dzień tworzy kontent stricte dla dzieci, wyprodukuje poważne kino, z wieloma wątkami i dylematami głównych bohaterów. Ale chociaż coś, na czym będą mogli się dobrze bawić wszyscy, niezależnie od grupy wiekowej.

Czy się udało?

[SEGMENT AUTOPROMOCYJNY]

Jednak zanim przejdziemy dalej, zachęcam was do zasubskrybowania tego kanału. Ponieważ chcemy uzyskać aż 100 tys. kulturalnych subskrypcji do końca roku. Dlatego jeżeli podobają Ci się moje materiały, to zostaw suba, łapkę w górę i dołącz do kulturalnej społeczności naszego kanału. Wracamy do materiału…

[KONIEC SEGMENTU AUTOPROMOCYJNEGO]

Dziesięć godzin do maturki bejbe, co ma być to będzie…A nie przepraszam, to nie ten wstęp.

Kapsel to największy imprezowicz ze wszystkich klas maturalnych. Bardziej niż na nauce do egzaminów, zależy mu na spędzaniu czasu z grupą najbliższych przyjaciół. Jednak Ci mają inne plany, głównie związane z wyprowadzką na studia.

Chłopak nie mogąc się pogodzić z tym stanem rzeczy, postanawia poprosić swojego dziadka o pomoc. Razem planują napad na ministerstwo edukacji, celem sfałszowania wyników matur, aby Kapsel i jego przyjaciele mogli jeszcze jeden rok spędzić razem. W tym celu zbierają ekipę i wdrażają swój plan w życie.

Fabularnie „100 dni do matury” nie jest jakimś arcydziełem, ale nie można mu odmówić ciekawego konceptu.

Mamy tutaj połączenie kina młodzieżowego, z heist movie w stylu tych wszystkich klasycznych filmów jak „Ocean’s Eleven”. I nie bez powodu powołałem się akurat na ten konkretny film, bo widać inspiracje tą produkcją zarówno w stylu prowadzenia historii, jak i całej warstwie wizualnej. Do której za chwilę przejdziemy.

Ogólnie w trakcie seansu nie spotkałem się z tym, żeby w tej fabule coś mi nie grało. Jest to naprawdę prosta historia, z lekkim twistem na koniec. Głównym bohaterem, który wymyśla ten cały „genialny” plan, aby na koniec go zmodyfikować i uratować wszystkich. Całkiem zgrabnie został w to wpleciony motyw przemiany bohatera, który pojmuje, że żadne pożegnanie nie jest na zawsze i najlepsza przyjaźń przetrwa każdą odległość. Humor też daje radę, nie jest on jakoś nachalnie młodzieżowy i nie stara się nadążać za trendami (no może poza jednym żartem ze „Squid Game”, ale poza tym jest serio dobrze).

I szczerze? Jestem w stanie uwierzyć, że jak dzieciakom na pewno się spodoba ta historia, tak i ci starsi powinni się dobrze bawić.

Ale żeby nie było tak zbytnio cukierkowo, to jest też na co ponarzekać. Obudowanie całej fabuły wokół nowego systemu sprawdzania matur jest ciekawe i w sumie nie tak dalekie od rzeczywistości. Bo jak dobrze kojarzę, niedługo mają wprowadzić matury online, czy coś w tym stylu. Główny bohater postanawia go zmodyfikować, aby jego przyjaciele oblali egzamin i mogli zostać jeszcze rok dłużej. To czy w takim razie nie łatwiej by było na przykład przejąć tych matur przed dotarciem do ministerstwa? Nie wiem, ukraść je, pozmieniać odpowiedzi?

Osobną kwestią jest fakt, że korporacja odpowiadająca za ten system, nazywa się tam APIKE. Dla tych, którzy jeszcze nie załapali, jest to EKIPA od tyłu. To się dopiero nazywa wchodzenie we własną du…Poza tym randomowym było dla mnie obsadzenie Wujka Łukiego jako księdza w tym liceum. Swoją drogą, serio? Jeden z bohaterów jest w drużynie footballu amerykańskiego, w Polsce? To o wiele bardziej wiarygodne by było, gdyby należał do drużyny piłki nożnej. I podobnych głupotek jest trochę w filmie, jednak nie są one na tyle triggerujące, aby denerwować nas, ilekroć się pojawiają.

Aktorsko mamy naprawdę dobrą obsadę.

Piotra Głowackiego, Małgorzatę Foremniak, Jacka Komana w roli ekscentrycznego Dziadka głównego bohatera. Oczywiście mamy tu również ludzi z Genzie i…nie wyszło to tak źle, jak zakładałem, że wyjdzie. Nie można im odmówić umiejętności aktorskich. Bo żeby tak umiejętnie udawać emocje pod filmiki na YouTube, to naprawdę trzeba mieć umiejętności. Dobra, przepraszam, to był ostatni…

Uważam, że Bartek Laskowski poradził sobie w roli Kapsla. Odpowiednio oddał emocje swojej postaci, dobrze zarysował nam jego charakter i chce się dla niego ten film oglądać. Rozumiemy jego motywacje (mimo, że egoistyczne), a jego przemiana na koniec wypada naturalnie. Reszta Ekipy, czyli Kinga Banaś, Pola Sieczko, Bartek Kubicki, Patryk Baran wypadli równie dobrze. Czuć było chemie między tymi postaciami i dało się im kibicować w realizacji planu. Oczywiście nie mogło zabraknąć szefa wszystkich szefów i Karol „Friz” Wiśniewski” również zalicza małe cameo w filmie. Ale to już pozostawiam do zobaczenia wam, dlatego oglądajcie film do końca…

Warstwa audiowizualna to zdecydowanie najmocniejszy punkt „100 dni do matury”.

Jak już wcześniej wspomniałem, mamy inspiracje heist movies, m.in. „Ocean’s Eleven”. Co przejawia się w montażu zabawą kadrami, ujęciami etc. I widać, że budżet na ten aspekt poszedł mocno. Co prawda mógłby pójść na napisanie ciekawszej historii, ale nie można mieć wszystkiego co nie? W trakcie seansu parokrotnie mówiłem sobie, to jest dobrze zmontowane, ciekawe przejście, ładny kadr i wiele więcej. Poza tym gra kolorystyką też wypadła bardzo dobrze. Wszystko jest takie kolorowe, żywe, co ładnie wpisuje się w perspektywę tych nastoletnich lat pełnych barw.

Podsumowując „100 dni do matury” to całkiem dobry film. Nie bez wad, niespecjalnie rozbudowany pod względem fabularnym, z paroma głupotkami po drodze…,ale widać, że Ekipa pracująca nad nim miała dobre intencje i serducho we właściwym miejscu. A w takiej sytuacji nie pozostaje mi nic innego jak trzymać kciuki za takie projekty.

Mam nadzieję, że z czasem będą one bardziej rozwijały się w kierunku bardziej ambitnych produkcji. Czy jest to oznaka tego, że internetowi twórcy będą częściej wypuszczali swoje filmy w kinach? Czas pokaże, a póki co mamy krok w dobrą stronę. Dzięki za oglądanie, widzimy się następnym razem, cześć…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *