Najlepsze filmy na święta

0

Ho, ho, ho…święta to jeden z tych okresów w roku, kiedy zapominamy o wszelkich problemach. Rodzice są jacyś tacy spokojniejsi. Dawno niewidziana Ciocia odwiedza nas i wypytuje o wszystko. Dziadkowie siedzą ze swoimi wnukami i po prostu cieszymy się wspólnym czasem z rodziną. Oczywiście kiedy mówimy o świętach bożego narodzenia, na myśl nasuwa nam się kilka rzeczy.


Mama od rana gotująca potrawy wigilijne i sprzątająca cały dom, jakby co najmniej miała tam przyjechać kontrola z sanepidu… Tata szykujący się, jak na pokaz mody. Rodzeństwo ubierające choinkę, aby potem wyciągnąć spod niej prezenty. Słuchanie świątecznej playlisty z nieśmiertelną, moim zdaniem niesłusznie, Mariah Carey. Nie, ale serio, co ludzie widzą w tej piosence? Jest tyle genialnych hitów świątecznych, a wszyscy upodobali sobie to przeklęte „All I want for christmas is you”…wracając. Wspólne dzielenie się opłatkiem. I w końcu filmy świąteczne.


Te są nieodłącznym elementem świąt, tak samo jak składanie życzeń przed kolacją wigilijną, czy też zjedzenie barszczu z uszkami. Takim już szlagierem, który rok w rok przyciąga polskich widzów przed ekrany telewizorów, jest „Kevin sam w domu”. Ten od ponad 20 lat króluje na każdej wigilii.


Co ciekawe, stacja Polsat, która to posiada prawa do emisji Kevina, w 2010 r. nie chciała go wyemitować. Jednak pod naciskiem telewidzów i ogromnej ilości petycji, jakie otrzymali w związku z tą decyzją, postanowili przywrócić go do ramówki, a my mogliśmy spokojnie obejrzeć jak nasz chłopak pokonuje dwójkę złodziejaszków.

No dobrze, ale co poza tym?

Bo nie oszukujmy się, noc jest jeszcze długa, a dobrze by było móc coś obejrzeć niż siedzieć w tej niezręcznej ciszy. Tutaj z pomocą przychodzę ja. Postanowiłem przygotować dla was listę, moim zdaniem, najlepszych filmów świątecznych. Znajdziecie na niej trochę nowych pozycji oraz kilka mniej lub bardziej znanych klasyków sprzed lat. Zatem nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić was do tego materiału…

  1. Planeta Singli 2
    Reż. Sam Akina, scen. Sam Akina, Jules Jones
    Z polskimi komediami romantycznymi jest tak, że żadko która jest naprawdę śmieszna. Co roku otrzymujemy nową komedię romantyczną, która z nowego ma w sumie tylko tytuł. Bo reszta elementów jak nieśmieszne dialogi, irytujący główni bohaterowie, fabuła sklecona na ślinę oraz Tomasz Karolak, pojawiają się w każdej z nich.
    Teraz pewnie część osób się zastanawia, co w takim razie ma „Planeta Singli 2”, czego nie mają inne polskie rom – komy? Przede wszystkim para głównych bohaterów, w tych rolach Agnieszka Więdłocha oraz Maciej Stuhr. W pierwszej części szaleńczo w sobie zakochani, obecnie przeżywający lekki kryzys. Jednak na moment będą musieli zażegnać konflikt, aby poprowadzić wspólnie program świąteczny, o nazwie „Wigilia cudów”.
    Motyw prosty, jak konstrukcja cepa, ale obudowany tak, że dobrze nam się go ogląda. Bohaterowie są sympatyczni i wierzymy w łączącą ich relacje. Żarty nas bawią i pomijając ten jeden związany z batonikiem Princessa, dają masę radochy, szczególnie sekwencja na lotnisku. Nawet ten Karolak, nie był taki zły, jak mogłoby się wydawać.
    Ogólnie polska komedia romantyczna, która, jasne, nie uchroniła się od kilku klasycznych dla tego gatunku motywów, ale w ostatecznym rozrachunku daje ogrom frajdy. Czasem będziemy mieli na sobie te ciarki żenady, ale przez większość seansu będzie nam towarzyszyć dobra zabawa. Na seans przy wigilijnym stole i chwile śmiechu jak znalazł. „Planeta Singli 2”, znajdziecie na Playerze, Amazon Prime oraz Netflix’ ie. #
  2. W krzywym zwierciadle: Witaj, Święty Mikołaju
    Reż. Jeremiah S. Chechik, scen. John Hughes
    Ach, ta słynna rodzina Griswold’ ów. Klasyka komedii lat 80’ i 90’, która wyniosła karierę Chevy’ ego Chase’ a po występach w Saturday Night Live i byciu dupkiem wobec wszystkich na planie, pod niebiosa i przyniosła międzynarodową sławę.
    Jest to trzecia część z serii „W krzywym zwierciadle” i najlepiej oceniana z nich wszystkich. Clark Griswold postanawia zorganizować dla swojej rodziny najlepsze święta w historii. Niestety wiecznie prześladujący go pech, krzyżuje mu te plany i prowadzi do przezabawnej komedii pomyłek.
    Film pomimo 34 lat na karku, bawi jak w dniu premiery. Głównie ze względu na możliwość utożsamiania się z głównym bohaterem. Bo niech pierwszy rzuci kamieniem ten, który nie marzył o idealnych świętach, stawał na głowie, aby każdy był zadowolony lub musiał się użerać z nielubianymi członkami rodziny.
    To wszystko sprawia, że poniekąd możemy poczuć się jak Clark Griswold i zobaczyć na ekranie, jak stara się on opanować ten chaos. Poza tym jest to ten typ filmu, który nawet po setnym seansie bawi. Znajdziemy w nim wiele ikonicznych scen, jak ta z wiewiórką, zapalanie lampek, czy w końcu sanki.
    Pomimo, że czasem przesadzone i zwariowane do granic możliwości, ma to swój urok i nie przeszkadza nam w trakcie seansu. Ja sam lubię do tego filmu wrócić w okresie świątecznym razem z rodziną. Mimo, że widzieliśmy go po wielokroć, dalej nas bawi. „W krzywym zwierciadle: Witaj, Święty Mikołaju” znajdziecie na Playerze oraz Amazon Prime. #
  3. Gremliny rozrabiają
    Reż. Joe Dante, scen. Chris Columbus
    Przechodzimy teraz do jednego z moich ulubionych filmów z dzieciństwa, czyli „Gremliny rozrabiają”. Bill Peltzer to zwyczajny chłopak, z normalną pracą i kochającymi rodzicami. Jednak jego życie zmienia się o 180 stopni, kiedy to w ramach prezentu świątecznego dostaje Gizmo. Małego Mogwai’ a, z którym od razu nawiązuje nić porozumienia.
    Wcześniej chłopak będzie musiał poznać trzy zasady opieki nad nim. Nie wystawiać go na słońce, bo go rani. Nie polewać wodą, bo się zduplikuje. I co najważniejsze, nie karmić go po północy.
    Oczywiście poprzez ciąg przyczynowo skutkowy, powstaje cała masa wrednych Gremlinów, które zaczynają terroryzować spokojne dotychczas miasto. Bill oraz Gizmo będą musieli stanąć na wysokości zadania, aby uratować mieszkańców.
    Co tu dużo mówić? Ja ten film wręcz uwielbiam i oglądam go przy każdej możliwej okazji. Nie tylko od święta. Pomysł na magiczne stworzonko, które jest później przyczyną wielu problemów wypada dobrze. Gizmo to najbardziej uroczy stworek, jakiego mogliśmy oglądać na ekranie kiedykolwiek i słusznie wpisał się do popkulturowego panteonu.
    Same projekty naszych złych Gremlinów i wykorzystanie efektów praktycznych nawet teraz budzi podziw. Jest to wszystko namacalne i dzięki temu realistyczne. Zwłaszcza te jaja, które przypominały mi te z serii „Obcy”. Z resztą popkulturowych nawiązań znajdziemy tu od groma…
    Film przezabawny, przeuroczy i genialnie łączący to z odrobiną horroru. Jak na Steven’ a Spielberg’ a przystało. A jeżeli wam mało, to zawsze możecie jeszcze obejrzeć „Gremliny rozrabiają 2”. Sequel o wiele lepszy od oryginału. Obydwie produkcje znajdziecie na Amazon Prime. #
  4. Klaus
    Reż. Sergio Pablos, scen. Sergio Pablos, Zach Lewis
    Na chwile wracamy do teraźniejszości i animacji, która przywróciła wiarę w Netflix’ a i stała się jego kasowym hitem. Do tego stopnia, że był on nominowany do Oscar’ a, w kategorii najlepszy film animowany.
    „Klaus” opowiada historię Jesper’ a. Młodego listonosza, który za karę zostaje wysłany przez Ojca do Smeerensburg’ a. Zabitej dechami wioski na krańcu świata i jednocześnie najsmutniejszego miejsca na ziemi. Ma on za zadanie dostarczyć 4 000 listów, bo inaczej koniec z wygodnym życiem, na koszt tatusia. Moim zdaniem słuszna decyzja.
    Niespodziewanie poznaje on tytułowego Klausa. Starego stolarza, który mieszka w małej chatce, pełnej własnoręcznie robionych zabawek. Ta nieoczekiwana przyjaźń pozwoli na nowo rozpalić radość i szczęście w sercach mieszkańców i pokazać im, że jeden dobry uczynek, rodzi następne.
    Fabuła jest bardzo przyjemna i posiada dobry morał, który można pokazać najmłodszym. Animacja wygląda przecudownie i w natłoku tych wszystkich filmów animowanych w 3D, jest ciekawą odmianą. No i dwóch głównych bohaterów grają Jason Schwartzman oraz J.K. Simmons we własnej osobie. Jeżeli szukacie dobrego filmu dla dzieciaków, to „Klaus” jest jak najbardziej słusznym wyborem. A i dorośli znajdą w nim sporo wartościowych rzeczy. Przepiękna, mądra i przezabawna animacja. „Klaus” znajdziecie, a jakżeby inaczej, na Netflix’ ie. Gorąco polecam… #
  5. Zły Mikołaj
    Reż. Terry Zwigoff, scen. John Requa, Glenn Ficarra
    Teraz pozycja dla nieco starszego widza, którą obejrzałem zdecydowanie za wcześnie. Jednak mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że warto było. Jak to zawsze przed świętami bywa, w galeriach jest istny szał zakupowy, a setki rodzin przyjeżdża zrobić zakupy na wigilię.
    Wśród nich znajdziemy parkę złodziei, którzy podają się za Mikołaja i Elfa. Nieoczekiwanie na swojej drodze spotykają 8 latka, który pokaże im co to jest prawdziwa magia Świąt Bożego Narodzenia.
    Muszę przyznać, że jak na alkoholika uganiającego się za cudzymi żonami, wrednym karłem i przygłupim dzieciakiem, to naprawdę dobrze się ogląda tą trójkę. Billy Bob Thornton jako nasz tytułowy Zły Mikołaj sprawdza się świetnie. Jego relacja z postacią Thurmana jest na swój dziwny sposób urocza i wierzymy, że jeden pomoże drugiemu w staniu się lepszym człowiekiem i vice versa.
    Żarty opierające się na alkoholiku z problemami nie są nachalnym korzystaniem z kategorii wiekowej r i rzucaniem wulgaryzmami na lewo i prawo. Są one dobrze wyegzekwowane, zabawne i po prostu dobre.
    Poza tym morał płynący z tej historii, jest bardzo dobrze pokazany. I nawet taki człowiek jak nasz główny bohater, może odnaleźć w sobie odrobinę dobra i być lepszą wersją siebie. Ot choćby pomagając małemu chłopakowi, bronić się przed rówieśnikami. Dużo dobrych gagów i morał na koniec. Czego chcieć więcej? „Zły Mikołaj” znajdziecie na SkyShowtime. #
  6. The Grinch
    Reż. Ron Howard, scen. Jeffrey Price, Peter S. Seaman
    Przechodzimy od jednego zgreda…do drugiego. Tylko trochę bardziej zielonego. „Grinch” z 2000 r. to film, który albo się uwielbia, albo nienawidzi. A przynajmniej tak można by wnioskować po ocenach na Filmweb’ ie.
    W Ktosiowie mieszkańcy wręcz uwielbiają Boże Narodzenie. Co roku obchodzą je jak najhuczniej się tylko da. Jednak ten rok ma być wyjątkowy, ponieważ mają to być najlepsze święta w historii miasteczka.
    Tymczasem Grinch, zielonoskóry postrach Ktosiowa i ogólnie nieprzyjemny typ, nienawidzi gwiazdki. Ma jej już serdecznie dość i wpada na genialny plan. Ukradnie wszystkim mieszkańcom prezenty, dekoracje, jedzenie i zakończy święta na zawsze.
    Ja ten film uznaje za pozycję obowiązkową w każde święta. Jim Carrey jest po prostu cudowny w swojej roli i ilekroć go oglądam na ekranie, uśmiech mi nie schodzi z twarzy. Uwielbiam jego poczucie humoru, gra mimiką, którą opracował wręcz do perfekcji i to czyste szaleństwo, które bije z tej roli i nie pozwala oderwać od niego wzroku. Poza tym ten już ikoniczny śmiech, coś pięknego.
    Historia, mimo że prosta to jest angażująca. Doskonale rozumiemy, dlaczego Grinch tak bardzo nienawidzi świąt i co go popchnęło do zrealizowania swojego planu. Ostateczna przemiana nie następuje ot tak, a wynika z akcji rozgrywającej się na ekranie.
    Efekty specjalne mogą już trącić mychą i odtrącić niejednego widza. Dla mnie osobiście ma to ten pierwiastek fantastycznej historii, z nutą bajki. Co na pewno trzeba pochwalić, to kostium głównego bohatera i efekty praktyczne, zastosowane na mieszkańcach Ktosiowa.
    Szczerze polecam każdemu obejrzeć chociaż raz ten film. Może nie jest idealny. Może czasem czuć już ten ząb czasu. Ale gwarantuje wam, że będziecie się na nim śmiać, jak na mało którym filmie. „Grinch” dostępny jest na Amazon Prime, SkyShowtime oraz Netflix’ ie, polecam. #
  7. Strażnicy Galaktyki: Coraz bliżej święta
    Reż. James Gunn, scen. James Gunn
    Technicznie rzecz biorąc, ten special nie powinien się pojawić na tej liście. Jednak uważam, że jest to tak rzadki przypadek, kiedy superbohaterów wplatamy w świąteczną historię i w dodatku zrobiona dobrze, że zasługuje na swoje pięć minut.
    Strażnicy są tuż po walce z Thanosem w „Avengers Endgame” i obecnie przebywają na Knowhere, gdzie pomagają w odbudowie i zapewniają azyl. Peter Quill, lider drużyny, wciąż nie może się pogodzić ze stratą ukochanej.
    Dwójka ze Strażników, Mantis oraz Drax, postanawiają wykorzystać okazje, że za chwile są święta i dać Peter’ owi najlepszy prezent w całej galaktyce. Podarować mu jego idola z dzieciństwa Kevin’ a Bacon’ a. W tym celu udają się na Ziemie, gdzie przeżywają masę zabawnych sytuacji i poszukują legendarnego aktora.
    Gunn tworząc ten film doskonale wiedział, jak uchwycić ducha świąt. Bo najważniejsze w tym okresie nie są prezenty, ozdoby ani tym bardziej jedzenie. A bliscy, z którymi spędzasz ten czas…
    Do tego zadania wziął Strażników Galaktyki. Grupę dziwaków i wyrzutków społecznych, którzy mimo dzielących ich różnic, kochają się jak rodzina z krwi i kości. Tych zdążyliśmy już polubić w jego poprzednich filmach w ramach MCU. Ale nawet tutaj dostajemy wiele fantastycznych momentów, które dobitnie nam ukazują łączące ich relacje. Co również jest świetnym morałem, że to nie więzy krwi tworzą z nas rodzinę, a relacje jakie mamy.
    Poza tym humor reżysera, który czasem będzie bawił każdego, a czasem może się wydawać głupi jak but. Ale jest on na swój sposób uroczy i rewelacyjnie wpisuje się w charaktery naszych postaci.
    Na osobne wyróżnienie zasługuje muzyka, która jak to zwykle u Jamesa Gunna, jest doskonała. Zwłaszcza pierwszy kawałek, który niejako otwiera cały film. Pozycja na świąteczną playlistę obowiązkowa. „Strażnicy Galaktyki: Coraz bliżej święta”, znajdziecie na Disney + #
  8. Kevin sam w Nowym Yorku
    Reż. Chris Columbus, scen. John Hughes
    A ostatnim na liście jest klasyk. Film, którego chyba nie muszę przedstawiać. Gracz wagi ciężkiej i król Świąt Bożego Narodzenia, czyli…”Kevin sam w Nowym Yorku”. Zanim mnie ukrzyżujecie, że dałem drugą część zamiast jedynki, posłuchajcie mnie…
    Uważam, że jest to szczególny przypadek sequel’ a idealnego. Wszystkie dobrze nam znane elementy zostały podkręcone do maksimum, jak to sequele mają w zwyczaju, ale jest to wszystko poprowadzone ze smakiem.
    Kevin oczywiście przez zbieg wydarzeń tym razem leci innym samolotem niż reszta rodziny i ląduje w Nowym Yorku. Gdzie rzecz jasna musi spotkać swoich starych znajomych Harry’ ego i Marv’ a.
    I tak jak mówiłem, jest to sequel doskonały. Znajdziemy w nim mnóstwo elementów, które od razu zapadają nam w pamięć i są świetne. Staruszka karmiąca gołębie, bardziej wymyślne pułapki, jak ta ze zlewem podłączonym do agregatu, genialny Tim Curry jako właściciel hotelu, wątek ze sklepem z zabawkami.
    Humor utrzymuje poziom jedynki i wszystko bawi nas od początku do końca. Przez cały seans masz uśmiech od lewa do prawa i cały czas chcesz więcej. Sam Nowy York jako miejsce akcji jest świetny i możliwość zwiedzenia tych wszystkich kultowych miejsc razem z Kevin’ em jest genialna.
    Czy to oznacza, że jedynka jest gorsza od drugiej części? Nie. Uważam, że obydwie części są na równie wysokim poziomie i warto je zobaczyć. Jednak to „Kevin sam w Nowym Yorku” bardziej zapadł mi w pamięć i po prostu jest to idealny film na święta. Obydwie części Kevina znajdziecie na Disney +…i Polsacie, ale to wiadomo.

To by było na tyle. Dajcie znać które z tych filmów znacie, które oglądaliście i wam się podobały oraz bez jakich filmów WY nie widzicie Świąt. A tymczasem ja się z wami żegnam, życzę wszystkim wesołych świąt i widzimy się następnym razem, cześć…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *