One Piece Netflix – Sezon 1

0

„The One Piece…The One Piece is real…”
“One Piece”, czyli jedna z najpopularniejszych mang, na całym świecie. Wydana 19 lipca 1997 r. przez Eiichiro Odę, historia przygód Monkey D. Luffy’ ego i jego załogi, na drodze w poszukiwaniu tytułowego skarbu.
Póki co wydaje się to bardzo prosta historia, prawda?
Jednak jak już się w nią zagłębimy, znajdziemy tutaj: diabelskie owoce, piratów, marynarkę, magię, technologię, moce opierające się o siłę woli, przeklęte bronie, ludzi smoki, potwory…ślimaki robiące za telefony?


Długo tak można by było wymieniać.
Jednak przede wszystkim jest to historia o spełnianiu marzeń. O poszukiwaniu swojego celu w życiu i dążenia do niego. Historia o tym, że mimo różnych przeciwności losu, zawsze znajdą się ludzie, którzy staną z nami ramie w ramię i pomogą osiągnąć nasz cel. I przede wszystkim za to ludzie na całym świecie tak pokochali „One Piece”. Za inspirowanie ich do sięgania po marzenia i wzbudzenia chęci ich realizowania.
Manga przyjęła się do tego stopnia, że od 1999 emitowany jest serial na jej podstawie i cały czas wydawane są filmy kinowe. Z czego jeden miał premierę w zeszłym roku, to był „One Piece Film: Red”.
Co ciekawe, ostatnie odcinki anime były emitowane w kinach, w niektórych krajach. Manga sprzedaje się w milionach egzemplarzy. A Eiichiro Oda pracuje dalej nad fabułą załogi słomkowego kapelusza…

Oczywiście tam, gdzie pojawi się sukces, tam rynek amerykański wyczuwa „piniądz”.
I podobnie było w przypadku anime oraz mang.
Prób adaptacji na modłę zachodniego odbiorcy była cała masa. I…wszystkie praktycznie były tragiczne. Z czego prym wiedzie adaptacja „Dragon Ball” o tytule „Dragon Ball: Ewolucja”.
W którym to twórcy kompletnie olali materiał źródłowy i stworzyli potworka Frankensteina, który rozpadał się, ilekroć wykonywał jakiś ruch. Ale co tam, nazwiemy to rebootem i nikt nie będzie miał nic do gadania. Tutaj polecam sprawdzić materiał Miedzińskiego, który omawia ten film w całości, z lekką dawką humoru.

Tak samo z resztą sytuacja miewa się, jeśli chodzi o adaptację „Death Note”. Czyli tym razem kryminalnej historii, z elementami fantastycznymi. I w sumie z oryginału, to chyba został tylko tytuł i imiona głównych bohaterów. Bo reszta totalnie odchodzi od oryginału. I ja nie mówię, żeby tego typu adaptacje wiernie się trzymały pierwowzoru, ale jak już się brać za coś takiego, to wypadałoby chociaż zachować jakieś pozory…
Poza tym, mamy jeszcze próbę odtworzenia „Ghost in the shell”; „Alita: Battle Angel”; „Rycerze Zodiaku”; „Klasa Zabójców” wymieniać można by było bez końca…

I tak oto, przyszedł czas na próbę opowiedzenia amerykańskiemu zjadaczowi chleba, historii „One Piece”. Powiedzieć, że fani byli oburzeni tym pomysłem i nie chcieli nawet o nim słyszeć, to nic nie powiedzieć. Praktycznie każda kolejna informacja dotycząca tego projektu, spotykała się z negatywnym odbiorem.

Jednak trudno się nie dziwić, ponieważ był to pomysł z góry skazany na porażkę. Bo jak przenieść te wszystkie wymyślne ciosy, moce, długie walki i wewnętrzne monologi, na język typowo amerykańskich produkcji?
Zwłaszcza, że mówimy tu o tak kultowej mandze i fenomenie na skale światową. Dlatego też powinniśmy zadać sobie pytanie.

Czy „One Piece” w wykonaniu Netflixa, odniósł sukces?

Stawiajcie żagle, wywieszajcie bandery i ruszamy ku przygodzie…
Twórcami tego serialu są Matt Owens, który wcześniej tworzył seriale dla Marvela. Jak choćby „Agenci Tarczy” lub „Luke Cage”. Oraz Steven Maeda, który pracował nad „CSI: Kryminalne Zagadki Miami” i „Z Archiwum X”.
Mocny duet, który już przy niejednym serialu pracował i nie raz udowodnili, że wiedzą co robią. Na ich korzyść przemawiają również dwa aspekty. Po pierwsze, obaj deklarują się jako wielcy fani tego uniwersum i sami mówią, że w swojej wersji chcą być jak najwierniejsi pierwowzorowi.

Po drugie u ich boku był sam twórca oryginalnej marki, czyli Eiichiro Oda we własnej osobie, który nadzorował prace nad serialem, jako główny producent. Doradzał twórcom co i jak warto wykonać. Każda decyzja, była z nim konsultowana. Nawet najmniejsza głupota, dotycząca zakręconej brwi u jednego z bohaterów. Albo czy dana postać, powinna zostać, czy można ją usunąć? Wszystko to było konsultowane i decyzyjny głos miał tutaj Oda właśnie. Poza tym, sam mówił, że ten serial jest dla niego możliwością opowiedzenia tej historii na nowo. Dlatego też wszystkie niezadowolone komentarze fanów, co do zmian względem materiału źródłowego, możemy spokojnie wywalić do kosza.

Pozwala to również na zmianę tej historii tak, żeby była ona przystępna dla wszystkich widzów. Bo nie oszukujmy się, ale anime rządzi się swoimi prawami i nie jest ono przeznaczone dla każdego. Głównie ze względu na powolne prowadzenie wątków i rozciąganie na przykład pojedynków na kilka odcinków.

Jednak czy te zmiany wpłynęły pozytywnie na tempo serialu?

O tym za chwile, a teraz trochę o fabule…
Bogactwo, sława, władza… Jeden człowiek osiągnął to wszystko. Był nim Gol D. Roger, określany mianem Władcy Piratów. W trakcie swojej egzekucji, jeden z gapiów zapytał go o legendarny One Piece. Skarb nad skarbami, w którym znajdują się wszystkie bogactwa tego świata. Ten odpowiedział, że jest on ukryty i każdy może próbować go odnaleźć. Wszyscy postanowili wyruszyć w morze, w poszukiwaniu One Piece’ a.

Rozpoczęło to nową erę, określaną jako era piratów.

Jednym ze śmiałków, jest Monkey D. Luffy. Młody, pełen pozytywnej energii chłopak, który posiada rzadką moc. A wszystko to dzięki diabelskiemu owocowi, który zjadł w dzieciństwie i zamienił jego ciało w gumę. Jednak jest jeden szkopuł, ponieważ po kontakcie z wodą morską, jego zdolności słabną i nie może pływać. Co dość mocno utrudnia mu zadanie…
Jego marzeniem jest odnaleźć tytułowy skarb i zostać Królem Piratów. W tym celu zbiera załogę, poszukuje statku i planuje popłynąć na Grand Line.

Nie pogubiliście się? To jedziemy dalej.
Wraz z nim podróżować będzie Zoro, jego pierwszy oficer i szermierz posługujący się trzema mieczami. Nami- złodziejka i nawigatorka. Usopp, który jest krętaczem i jednocześnie najlepszym strzelcem oraz Sanji, kucharz załogi który, kiedy trzeba, potrafi mocno przywalić…

Po drodze załoga słomkowego kapelusza napotka wielu przyjaciół, wrogów i różnego rodzaju niebezpieczeństw.
Czy uda im się dopłynąć na Grand Line i dojdą do porozumienia jako załoga?
Czy Luffy zostanie Królem Piratów?

Na wstępie, zaznaczę jedną informacje. Oglądałem wcześniej anime „One Piece”. Co prawda nie całe, bo po prostu nie mam na to czasu i odcinków jest ponad 1000 i cały czas przybywa, ale obejrzałem te, na podstawie których powstała Netflix’owa adaptacja.
I nie, nie zamierzam porównywać obydwu tych seriali, ponieważ mija się to z celem. Tak samo nie zamierzam wymieniać wszystkiego, co zostało zmienione w porównaniu do anime i mangi. Bo to z kolei jest głupie i już to sobie wyjaśniliśmy na początku.
Co na pewno zamierzam powiedzieć, to fakt, że fabuła w tym serialu jest genialna. Od samego początku jesteśmy wprowadzani w ten świat i zasady w nim panujące. Następnie poznajemy naszego głównego bohatera i cały zarys fabuły.
Im dalej w las, tym bardziej lubimy Luffy’ ego i resztę jego załogi, zagłębiamy się w ich wątki, obserwujemy ich przemianę z biegiem fabuły i chcemy zobaczyć, co dalej?

Pomimo zaledwie ośmiu odcinków, mamy okazję w pełni zagłębić się w ten świat, bohaterów i fabułę. Ani razu nie miałem poczucia, że coś zostało pominięte, któryś bohater dostał za mało czasu ekranowego, albo jakiś wątek został rozciągnięty do granic możliwości. Wszystko jest dobrze zbalansowane i świetnie wypada w efekcie końcowym.

Poza tym, twórcy znaleźli w tym miejsce na rozwój bohaterów. Tak więc Luffy uczy się odpowiedzialności i tego, że czasem sytuacja wymaga zachowania powagi. Zoro, dowiaduje się, że czasem warto zaufać komuś innemu. Nami zaczyna rozumieć, że nie wszyscy piraci, są tacy źli, jak ich malują. Usopp staje się odważniejszy, a Sanji…on to w sumie jest genialny, jaki jest i nie potrzebuje się niczego uczyć.
I my jako widzowie potrafimy uwierzyć w ich przemianę, a jednocześnie kibicować im. Rzecz jasna jest to zasługa zarówno dobrze napisanych postaci, jak i aktorów w nich się wcielających (o nich opowiem trochę za chwilę).

I w końcu to, co niejako stanowi trzon One Piece, a konkretnie to marzenia. Kto widział chociaż trochę anime, lub czytał oryginalną mangę, ten wie, że w tej historii zawsze chodziło o spełnianie marzeń.

To przede wszystkim za to ludzie tak pokochali ten świat oraz głównego bohatera. Za tą motywację, aby czytelnik/widz, nie bał się sięgnąć po swoje i realizował się w tym co kocha najbardziej. Jest to coś, co naprawdę skłania do działania i Eiichiro Oda oddał tą magię w fantastyczny sposób. To dzięki niemu tak wiele osób odważyło się spełniać marzenia i jest on swego rodzaju wzorem dla przyszłych pokoleń.

Jak natomiast wypadło to w nowej adaptacji?

Moim zdaniem twórcy w tej wersji jeszcze mocniej i tym samym lepiej podeszli do tego tematu. Od samego początku wierzyłem w to wszystko. Kibicowałem głównym bohaterom, śledziłem tą historię i po prostu cieszyłem się oglądając ten serial. Jeszcze nigdy nie spotkałem się z produkcją, która tak by zmotywowała ludzi i poruszyła miliony.

Czy mnie skłoniła do sięgania po marzenia?

No…nie, ale to ze względu na to, że ja już je realizuje. Jednak jestem pewien, że niejedna osoba, po obejrzeniu sama postanowi coś w tym temacie zrobić. I za to przede wszystkim cenię „One Piece” od Netflix’a.

Aktorsko dostajemy naprawdę genialną obsadę. Od razu mówię, nie są to topowe nazwiska, jak Brad Pitt, czy Margott Robbie. Ale nie zmienia to faktu, że wypadają oni fantastycznie w swoich rolach.
Główna piątka, która wciela się w załogę Słomkowego Kapelusza, to najlepsze odwzorowanie tych postaci, jakie mogło być.
Tutaj uwaga, dla tych trzech osób na końcu, które twierdzą, że te postaci mają inny kolor skóry, niż w anime. I jest to nic innego, jak niepotrzebna zmiana koloru skóry, na rzecz przypodobania się ogólnemu odbiorcy. To myślenie jest błędne z dwóch powodów.
Po pierwsze, Oda podał konkretnie, który z bohaterów, jest jakiej narodowości i według tego byli dobierani aktorzy. A po drugie, sam Oda wybierał tych aktorów. I wybrał ich z konkretnych powodów. Zarówno pod względem aparycji, jak i tego, czy potrafią oddać charakter danej postaci.

Jasne, jeżeli byłaby to decyzja czysto biznesowa i nie miałaby poparcia w materiale źródłowym. Tak jak to choćby zrobili w przypadku Wiedźmina. To faktycznie można by było się obrażać i bojkotować ten serial. Jednak była to decyzja poparta materiałem źródłowym oraz wyborem oryginalnego twórcy. No dobrze, to skoro mamy to już wyjaśnione, to możemy wrócić do recenzji.

Nasza załoga jest najzwyczajniej w świecie genialna. Świetnie się obserwuje ich relacje na ekranie, tą dynamikę między nimi, przekomarzanki, wspólne chwile radości i smutku. Ogląda się to rewelacyjnie i uwielbiamy te postaci od samego początku.
I tak jak w przypadku „Blue Beetle”, Ci aktorzy mieli okazję zżyć się ze sobą poza ekranem, tak samo jest w przypadku aktorów w „One Piece”.
Jak widziałem te wszystkie filmiki, gdzie oni razem spędzają czas, wygłupiają się, żartują, jedzą wspólnie obiad (oczywiście przygotowany przez aktora grającego Sanji’ ego). Aż czuć takie ciepło na serduchu i po prostu uwielbiasz tych ludzi. Widzisz ich i wierzysz w relacje między nimi i dobrze Ci się ich ogląda na ekranie. Każde z nich jest genialne osobno, jednak to razem wypadają najlepiej. I tutaj muszę wymienić jedną, konkretną osobę, która skradła moje serce i do samego końca oglądałem go z wypiekami na twarzy, a mianowicie…
Dzięki Ci wszystko co dobre za Inaki Godoy’a. To co on robi tutaj jako Luffy, wykracza poza jakiekolwiek rozumowanie. On jest po prostu Luffy’ m w prawdziwym życiu, a nie tylko jego interpretacją.

Ja osobiście kojarzę Inaki’ ego z poprzedniej roli, w serialu „Niedoskonali”. Zagrał tam naprawdę dobrze. Potem na chwilę o nim zapomniałem i przypomniałem sobie o nim, właśnie przy okazji promocji „One Piece”. Jest on moim zdaniem jedynym i najlepszym wyborem, jeśli chodzi o tą postać.

Ta jego pozytywna energia wręcz wylewa się z ekranu i jest zaraźliwa. On pojedynczą linijką potrafi wywołać uśmiech na twarzy. Zarówno u nas, jak i aktorów. Widać to najlepiej na tych wszystkich filmikach, gdzie aktor często wywoływał salwy śmiechu u swoich kolegów z planu. Praktycznie każdy był uśmiechnięty, kiedy obok był Inaki.
Poza tym, jest on najzwyczajniej w świecie świetnym aktorem i genialnie wypada w serialu. Eiichiro Oda powiedział, że kiedy zobaczył jego taśmę castinogową, to wiedział, że JEST TO LUFFY. A to już coś znaczy.

Ale wracając…Inaki stworzył postać, w którą wierzymy od samego początku. Kibicujemy mu na każdej sekundzie jego podróży. Śmiejemy się, kiedy zachowuje się jak ostatni głupek i wspieramy go całym sercem, kiedy mówi o swoich marzeniach. Ja pokochałem jego postać, tą jego pozytywną energię, głupkowate zachowanie, trochę dziecinne podejście do rozumowania dobra i zła.
I szczerze, polubiłem go bardziej, niż wersję z anime. Wiem, brzmi to kontrowersyjnie, jednak bardziej zżyłem się z wersją live action Luffy’ ego. A w połączeniu z resztą załogi wypada perfekcyjnie. Najlepsze postaci serialowe, jakie miałem okazję obserwować na ekranie…

Muszę tutaj również wspomnieć o postaci Buggy’ ego, granego przez Jeffa Warda. Ten, kiedy tylko pojawił się w serialu, od razu zgarnął serca fanów na całym świecie. Do tego stopnia, że praktycznie co chwilę natrafiam na filmiki na Tik Toku z nim. I co tu dużo mówić, jego postać również bardzo polubiłem.
Uważam, że (ponownie) wypada ona znacznie lepiej, niż w anime. Począwszy od samej kreacji, poprzez genialną grę aktora, na tym jak jest on napisany skończywszy. Był on dla mnie trochę wariacją Jokera z animacji z lat 80-tych. Trochę taki mistrz zbrodni, piewca chaosu i wielki showman a z drugiej strony osoba, która w trudnych chwilach stara się znaleźć dogodne dla siebie rozwiązanie i często zmienia strony, zależnie od korzyści.
I muszę przyznać, że kiedy zobaczyłem go po raz pierwszy na zwiastunie, obawiałem się, że wypadnie on tragicznie. Że oni to tak źle zrobią, że będziemy tylko czekać, aż zniknie z ekranu. Na szczęście jest wręcz przeciwnie. Ogląda się go świetnie i wręcz kradnie każdą scenę. Dlatego też nie dziwie się, że zyskał on taką sławę w Internecie.

Oczywiście znakomitych postaci jest jeszcze więcej. Mamy tu choćby Koby’ ego, który dostaje sporo czasu ekranowego i świetny wątek z jego przygodą w marynarce, którego w sumie mi brakowało w oryginale. Postać Zeffa, mentora Sanji’ ego których relację obserwuje się genialnie. Admirał Garp, który z (dla mnie) schematycznej postaci, przerodził się w bardzo ciekawą i niejednoznaczną. I ponownie jego wątek z Luffy’ m jest wygrany w punkt. Znakomitych postaci jest cała masa i długo można by było jeszcze wymieniać, ale niestety nie starczy nam czasu. Jest to moim zdaniem wybitny casting i mam nadzieję, że przynajmniej część z tych postaci, powróci jeszcze w przyszłości.

Świat przedstawiony jeszcze nigdzie nie wyglądał tak niesamowicie jak tutaj. Twórcy mieli wręcz karkołomne zadanie do wykonania. Musieli przenieść wiele fantastycznych i nierealnych tworów, postaci, potworów i miejsc, które w animacji i na papierze wyglądają bardzo dobrze, jednak na żywo mogą prezentować się przaśnie.
Dlatego tym bardziej cieszę się, że mogę powiedzieć jak to wszystko pięknie wygląda. Każdy, nawet najmniejszy element został dopracowany do perfekcji. Do tego stopnia, że oglądasz to i wierzysz, że istnieje to naprawdę.

Lokal Baratie, Wioska Syropowa, Cyrk Buggy’ ego, Arlong Park, Going Merry (statek naszej załogi). No po prostu cudo, aż sam chciałbym to wszystko odwiedzić i zobaczyć te lokacje na żywo. Dodatkowo takie małe rzeczy jak topór zamiast ręki Kapitana Morgana, nos i kostium Buggy’ ego, maczuga Alvidy i ślimaki telefony, które są jednocześnie dziwne, ale i fascynujące. To i jeszcze więcej sprawia, że my wierzymy w ten świat coraz bardziej i bardziej.

Nie traktujemy tego jedynie jako ozdobę, rekwizyt, albo badziew z tektury. Tylko widzimy to na ekranie i doskonale wiemy, że to faktycznie istnieje. Cieszę się również, że twórcy postanowili nie opierać się tylko na efektach komputerowych, a postawili na faktyczne rekwizyty, lokacje, budowle itp. Bo dzięki temu mamy to poczucie realizmu i namacalności świata przedstawionego.

A skoro o realizmie mowa…

To ten przejawia się również w walkach. Matko Boska, jak to dobrze wygląda. Praktycznie wszystkie sceny akcji oglądałem z zapartym tchem. Tutaj szanuję twórców, za postawienie na walki z wykorzystaniem broni lub walki w ręcz. Pozwala to na ograniczenie efektów specjalnych w przypadku Luffy’ ego i jego mocy, ale też świetnie to wygląda.
Zoro i jego technika trzech mieczy to coś fantastycznego. Zwłaszcza, że ja uwielbiam tego typu walki i tym lepiej mi się je oglądało. W dodatku Sanji, którego styl walki opiera się na wykorzystaniu nóg, na ekranie to również wypada zjawiskowo. Poza tym sam Luffy, który częściej korzysta z sztuk walk niż swoich mocy jest ciekawym posunięciem.

No dobrze, jak natomiast wygląda wykorzystanie CGI?

To jest świetne. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem głównego bohatera rozciągającego swoją rękę, powiedziałem sobie wewnętrznie „No…mamy to. Udało im się zrobić dobrze wyglądające CGI w „One Piece”.”. W trakcie oglądania nie ma się poczucia, że jest to naklejone w post produkcji i wygląda dziwnie. Jak choćby głowa Modoka w Ant – Manie 3…brrr, ten potworek dalej siedzi mi w głowie.
Na plus zdecydowanie wypada pokazanie mocy Buggy’ ego, które również prezentuje się bardzo dobrze. Rybo – ludzie, którzy jasne w większości to charakteryzacja, ale trochę efektów specjalnych tam znajdziemy, są znakomici. Potwór w retrospekcji Luffy’ ego jest fantastyczny. I tak można by było jeszcze wymieniać, a wniosek byłby ten sam, wszystko tu jest przepiękne…

Podsumowując „One Piece” to najlepsza adaptacja anime, znakomity serial, genialna historia i wiele, wiele więcej. Jeżeli szukacie ciekawego serialu przygodowego, z sympatycznymi bohaterami, ciekawym światem przedstawiony i fabułą, która porwie Was od samego początku, ten serial jest dla Was.

Jesteście fanem „One Piece”, obejrzyjcie. Nie znosicie „One Piece”, również obejrzyjcie. Bo zyskacie wtedy okazję, na zobaczenie jednej z najlepszych historii ostatnich lat. Żałuje trochę, że ten serial nie cieszy się taką popularnością w Polsce, a szkoda, bo jest to naprawdę dobry.

Ale żeby nie być gołosłownym, niech powiedzą o tym oceny. Na IMDB 8.5/10, 86% od krytyków i 96% od widzów na Rotten Tomatoes, najlepsza oglądalność w pierwszym tygodniu, przebijając „Wednesday” i „Stranger Things”.
Wszystkie znaki na niebie i na ziemi mówią jasno, że „One Piece” to genialny serial. Dlatego obejrzyjcie i cieszcie się widowiskiem rozgrywającym się na ekranie. Ja już nie mogę się doczekać nowego sezonu, a znając życie, Netflix zacznie nad nim pracę, w najszybszym możliwym terminie.
A tymczasem to tyle ode mnie dajcie znać, jak Wam spodobał się „One Piece” i widzimy się następnym razem.
Niech wiatr Wam sprzyja, a fale będą spokojne…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *