Minionki: Wejście Gru
Wakacje, to ten czas w roku, kiedy dostajemy sporo ciekawych filmów, zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci. Jednym z takich filmów jest kolejna część z uniwersum Minionków. Przed Wami „Minionki: Wejście Gru”, czyli co by było, gdyby podkręcić zidiocenie Minionków do maksimum i próbować to połączyć z fabułą.
Zapraszam…
Za reżyserię odpowiada Kyle Balda (Minionki; Gru, Dru i Minionki). Scenariusz napisał Matthew Fogel (Agent XXL, Super Mario Bros). Szczerze nie spodziewałem się niczego ciekawego po tym reżyserze. Od ostatnich dwóch filmów zamiast skupić się na fabule, skupia się na nieśmiesznych i często czerstwych żartach w wykonaniu tych żółtych tic – tac’ ów. Minionki zostały dodane w trzeciej części serii „Jak ukraść księżyc” jednak nie były główną osią fabuły.
W nowym filmie fascynował mnie kult wokół niego powstały. Jak pewnie wiecie (albo i nie) wiele osób na ostatni film z Minionkami wybrała się w…Garniturach. Tak, to naprawdę miało miejsce. W pewnym momencie rozrosło się to do tego stopnia, że sam MrBeast wykupił sale kinową na ten seans. Nawet w Polsce ludzie przychodzili na seanse w garniturach.
Jednak czy warto?
Fabuła przedstawia się następująco… Młody Gru razem ze swoją świtą w postaci Minionków, stara się zostać największym złoczyńcą na świecie i dołączyć do elitarnej Złowieszczej 6. Wtedy to kradnie im tajemniczy Zodiakamień i sam zostaje porwany. Minionki postanawiają wyruszyć na misję ratunkową i odnaleźć swojego władcę i geniusza zbrodni.
Czy to się uda?
Czas przejść do tych tic – tac’ów, bo inaczej nie da się omówić tego filmu…No są frustrujące, no co innego mogę powiedzieć? Żarty z nimi związane są beznadziejne. Przez cały film nie przechodzą one żadnej drogi ani nie mają zarysowanego jakiegokolwiek charakteru. I jasne, ktoś może mi powiedzieć, że jest to film dla dzieci.
Ale co z tego?
Nie zmienia to faktu, że ten film mógł być zabawny i jeszcze przekazać jakąś fajną lekcje. Ale nie, lepiej pokazać dzieciom głupią rozwałkę i czerstwe żarty, bo to jest to co ludzie chcą oglądać. Universal powinien mieć zakaz tworzenia filmów animowanych z nimi.
Humor jak już zdążyłem wspomnieć jest czerstwy. Żaden żart nie ma chwili, aby wybrzmiał, tylko widz jest traktowany taką serią z karabinu i nie wie czy teraz ma się śmiać czy nie? Nic, ale to kompletnie nic nie ma czasu, aby wybrzmieć. Poza tym twórcy mogli się pokusić o jakieś żarty sytuacyjne, coś ukryć na drugim, trzecim planie. Nie, lećmy z Minionkami.
Tak naprawdę to nie ma nic więcej co mógłbym omówić w tej recenzji. Fabuła do zapomnienia, animacja w pewnych momentach jest całkiem ładna, muzyka znowu do zapomnienia, dubbing był średni, żarty do kosza, Minionki do kosza. To by było tyle.
Ja ze swojej strony nie polecam tego filmu. Jest to dla mnie beznadziejny sposób na dojenie tej marki, póki jeszcze ludzie chcą to oglądać. I nawet ten kult powstały wokół tego nie zmieni mojego zdania na ten temat. Kolejny film na pewno powstanie, zwłaszcza po tej całej akcji.
Czy twórcy wyciągną wnioski przy kolejnej części?
Mam nadzieję, że tak, ale zobaczymy.